Raz usłyszane, a później wielokrotnie powtarzane w sytuacjach życia codziennego. Kultowe teksty z polskich filmów bawią do łez, a przy okazji uczą dystansu do siebie, eksponując narodowe wady.
Fragmenty, które najbardziej wryły się w pamięć Polaków dotyczą zwłaszcza codziennego życia nas samych. Sondaże pokazują, że ponad połowa z nas (56 proc.) śmieje się z żartów sytuacyjnych. Zdecydowanie mniej osób bawią gagi polityczne (15 proc.), nieprzyzwoite (8 proc.) i absurdalne (7 proc.)*. Czy w tym możemy upatrywać sukcesu takich haseł jak: „Skrob masło, bo zmarznięte” z Dnia Świra, „Od nędzy do pieniędzy” z Pieniądze to nie wszystko, „Ale ja jestem sentymenalny” z Symetrii?
Zgadza się z tym filmoznawca Marcin Mindykowski. – Poruszanie tematów politycznych i nieprzyzwoitych w filmach jest bardzo ryzykowne, zazwyczaj dzieli społeczeństwo. Część widowni taki żart bawi, a część zrazi do filmu. Rolą sztuki nie jest publicystyczne komentowanie rzeczywistości. Takim antyprzykładem jest Obywatel w reż. Jerzego Stuhra. Zebrał opinię nieco „grepsiarskiego”. Widzom przeszkadzało to, że nagłośnił rzeczy, które znamy już z programów publicystycznych czy kabaretu.
Łatwiej komentować rzeczywistość w filmie było w latach 90. Pierwsze lata wolności, rodzenia się kapitalizmu, prywatnych biznesów były inspiracją dla wielu twórców. Widać to w Kilerze Juliusza Machulskiego. Opowieść o warszawskim taksówkarzu, który przypadkiem zostaje wzięty za płatnego zabójcę i zamknięty w więzieniu, w kinach obejrzało ponad dwa miliony widzów. Jerzy Kiler do swojego języka wplatał wiele angielskich zapożyczeń – „Jak to mówią, Stefan, let’s go to the work” i „You’re talkin’ to me?” to tylko niektóre z nich.
Dzień Świra z Markiem Kondratem to kolejna pozycja, będąca kopalnią zabawnych powiedzonek. Każdy Polak w zachowaniu cierpiącego na nerwicę natręctw Adasia Miauczyńskiego dostrzega choć cząstkę siebie. „Jak tatuś zrobi dzióbek, to nie ma (…) we wsi” mówi główny bohater do syna, poprawiając mu kaptur od bluzy. Fałszywą bogobojność wyśmiewa z kolei: „Nie pocałowałem stópki Jezuska przecież mojego przed wyjściem!”, a naszą skłonność do hipochondrii w cytacie: „Prozac – na chęć życia. Geriavit – na niestarzenie się. Nootropil – na lepsze funkcjonowanie metabolizmu mózgu. Enkopirynę – profilaktycznie” wypowiadanym przez Miauczyńskiego podczas codziennego rytuału zażywania lekarstw.
Kadr z filmu „Dzień Świra”. Fot. materiały prasowe
Inni pamiętają teksty z Misia i Rejsu. „Skrytym parówkożercom mówimy nie„, „Nie ma Londyn, jest Lądek Zdrój”, „Ale jak jest zima to musi być zimno” i „Puree z dżemem” to niektóre z wielu przykładów z pierwszej produkcji. Fanów Rejsu do dziś śmieszy scena, w której główni bohaterowie, podróżując statkiem, komentują stan polskiej kinematografii. – A polskim filmie to jest nuda (…) Polski aktor to jest pustka.
Szczególny sentyment mamy do haseł z Chłopaki nie płaczą. Maciej Bąk, dziennikarz Radia Gdańsk wspomina, jak główni bohaterowie mówili „A historii tego swetra i tak byś nie zrozumiał„ czy „A na (…) ci ten kaktus”. – Pamiętam też Poranek Kojota, czyli „Staszku, skosztuj i rozpocznij ucztę.” Używam tych zwrotów na co dzień. Często jako pierwsze przychodzą mi do głowy. Wiadomo jednak, że niecenzuralnych słów, które często pojawiają się w scenariuszach, nigdy nie użyję na antenie, żartuje Maciej.
Kadr z filmu „Chłopaki nie płaczą”. Fot. materiały prasowe
Do najczęściej oglądanych, jak i cytowanych filmowych propozycji należą też ekranizacje lektur. Andrzej Stępień z redakcji internetowej Radia Gdańsk wspomina, jak podczas lekcji nauczycielka polskiego mówiła: „Kończ waść, wstydu oszczędź”. To kultowa kwestia z Potopu Henryka Sienkiewicza w reż. Jerzego Hoffmana. – Jeśli ktoś nie znał odpowiedzi na zadane pytanie i wiadomo było, że dostanie jedynkę, nie chciała dłużej słuchać. Wtedy wypowiadała to zdanie.
Wspominamy też cytaty z popularnych w czasach PRL filmów i seriali. „Motyla noga” z Misia oraz „Tych klientów nie obsługujemy” w Co mi zrobisz jak mnie złapiesz Stanisława Barei, to klasyka gatunku. Podobnie jak choćby „Nie ze mną takie numery Brunner” i „Nie mogę patrzeć na bitego człowieka, jeżeli bije ktoś inny” ze Stawki większej niż życie. Nie pomijając cytatów takich jak „Ciemność, widzę ciemność!” z Seksmisji Juliusza Machulskiego. Wszystkie trafiły do języka potocznego.
https://www.youtube.com/watch?v=E9JoOh9fBR0
Kilka lat temu głośno zrobiło się też o Bartoszu Wierzbięcie i jego adaptacji Shreka. Tłumaczowi w błyskotliwy sposób udało się przełożyć tekst bajki na polskie realia. Zdania wypowiadane przez Osła zyskały dodatkowy urok. Były powtarzane przez dzieci i dorosłych w całym kraju. Przykłady? „Zainwestuj w tic-taki, bo ci jedzie”, „Nie patrz w dół… Nie patrz w dół… O, nie, Shrek, ja w dół patrzę.”
– W przypadku roli Osła ze „Shreka”, któremu głosu użyczył Jerzy Stuhr, mogłem wykorzystać specyficzne „stuhrzyzmy”. Starałem się tak konstruować zdania, żeby brzmiałym tak jakby pochodziły naprawdę od niego, mówił później Bartosz Wierzbięta w wywiadzie udzielonemu portalowi dubbing.pl.
Filmoznawca Marcin Mindykowski zauważa, że popularność cytatów filmowych z ubiegłego wieku to zasługa tego, że wtedy polskie kino umiejętniej opisywało rzeczywistość. – To było mrugnięcie okiem do widza. Groteska, w której musimy żyć. Do tego celne puenty. Jak dodaje, dziś trudniej jest wyłapać takie niuanse. – Żeby cytat wszedł w krwiobieg, a widz odebrał go jako „swój”, słowa muszą idealnie wyczuć swój czas. Od lat sześćdziesiątych do dziewięćdziesiątych rzeczywistość była prostsza, wiadome było gdzie jest wróg i w kogo celujemy. Dziś otoczenie jest bardziej skomplikowane, a scenarzystom trudniej wyczuć nastrój widowni, podsumowuje.
* sondaż przeprowadzony przez OBOP