Do Gdyni przyjeżdża oglądać filmy. Marian Dziędziel w Gdyni Głównej Osobistej

– Do Gdyni nie przyjeżdżam po nagrody, przyjeżdżam oglądać filmy, mówił Marian Dziędziel w Gdyni Głównej Osobistej. Piotr Jacoń rozmawiał z aktorem podczas 40. Festiwalu Filmowego. Na gdyński festiwal po raz pierwszy przyjechał w 2004 roku. I od razu otrzymał Złote Lwy za rolę Wojnara w filmie „Wesele”. – Przyjechałem tu wtedy pociągiem, jechałem sam, a stąd od razu pojechałem na zdjęcia do Czasu Surferów. Nie byłem nawet na żadnym bankiecie. Od razu poszedłem do pracy, wspominał.

Podczas tegorocznej edycji zdążył zobaczyć już kilka filmów, ale jak przyznał, to ciągle za mało. – Są dziennikarze, którzy usiłują spotkać się ze mną w momencie, kiedy leci jakiś film, który chciałbym zobaczyć. Wtedy niestety tracę taki pokaz, albo wejdę w połowie i nie mam pojęcia, o co w nim chodzi.

Zapytany o faworytów do nagrody powiedział po prostu, że wszyscy aktorzy są wspaniali. – Nie jestem w jury i trudno powiedzieć mi, kto wygra. Zresztą nawet gdybym wiedział, to i tak nie zdradziłbym odpowiedzi na to pytanie. Wszyscy aktorzy, którzy tu grają są znakomici, uważa Marian Dziędziel.

Podczas 40. Festiwalu Filmowego w Gdyni aktor miał okazję po raz pierwszy obejrzeć najnowszy film, w którym zagrał. „Moje córki krowy” cieszyły się dużym aplauzem publiczności, a komplementy aktor usłyszał też od Wojciecha Smarzowskiego. – Było mi miło, cieszę się, że go spotkałem. Jeśli chodzi o sam film, to ja zawsze muszę obejrzeć daną produkcję dwa razy, abym mógł ocenić swoją grę. Marian Dziędziel przyznał, że Smarzowski odegrał ważną rolę w jego życiu.– Zawdzięczam mu duże przeżycia. Role, w które dzięki niemu się wcieliłem były piękne i była to fantastyczna praca.

Marian Dziędziel lubi przyjeżdżać do Gdyni powodów. – Daje mi to możliwość zetknięcia się z twórcami filmów, mogę też obejrzeć dużo produkcji. Na co dzień nie ma czasu, żeby wybrać się do kina na każdą premierę. Jest tu też atmosfera, która sprawia, że dobrze się tu czuję.

W Gdyni Głównej Osobistej aktor opowiadał też o przygodzie z seminarium duchownym. – Pochodzę z małej miejscowości i idąc do szkoły aktorskiej bałem się, że mi nie wyjdzie i będą nazywać mnie niedoszłym aktorem. Gdybym nim nie został to bardzo możliwe, że rzeczywiście skończyłbym w seminarium.

POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY Z MARIANEM DZIĘDZIELEM


Magda Żarek/mar/mmt

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj