Wąska, stara, brukowana ulica, a na niej… ruch ciężarówek jak na dużej trasie przelotowej. Tak wygląda codzienność mieszkańców ulicy Sandomierskiej w Gdańsku Oruni, gdzie w sąsiedztwie starych kamienic działa kilka dużych firm.
Jeżdżące tu przez cały dzień tiry nie mogą się wyminąć, więc skracają sobie drogę przez chodnik.
CODZIENNIE UCIEKAJĄ PRZED KOŁAMI
Piesi, z którymi rozmawiał reporter Radia Gdańsk, mają dość. – Przecież to jest mała, stara uliczka. Kto wpadł na pomysł żeby wpuszczać tu takie ciężkie pojazdy? Codziennie widzę, jak piesi uciekają przed kołami, coś nieprawdopodobnego – opowiada mieszkaniec bloku przy Sandomierskiej 13.
Kolejnym problemem są pękające ściany. – Przy każdym oknie jest pęknięcie. A to i tak nic, bo ściany niszczą się też w środku budynków. Przecież to widać gołym okiem! – słyszymy od lokatora sąsiedniego budynku z numerem 15. Mieszkańcy domagają się nie tylko remontu ulicy Sandomierskiej, ale też nowych chodników i wprowadzenia zabezpieczeń, chroniących pieszych przed samochodami.
NA POCZĄTEK BARIERKI
Gdańscy drogowcy mają już pomysły na poprawę bezpieczeństwa w tej części Oruni. Na początek zamontują nowe barierki, osłaniające ludzi przed wjeżdżającymi na chodnik autami. Plan jest taki, żeby przede wszystkim zabezpieczyć chodnik z jednej strony Sandomierskiej i to tam przenieść ruch pieszy.
W blokach pękają ściany Fot. Radio Gdańsk/Maciej Bąk
JEŻDŻĄ POD PRĄD
Problem leży jednak głębiej – wywołują go tiry łamiące zakaz wjazdu w ulicę i jeżdżące pod prąd, generując problemy z mijanką. Kierowcy są w tym całkowicie bezkarni, bo w tym miejscu rzadko stoi drogówka. Dlatego w połowie roku drogowcy zamontują tu kamerę monitorującą wykroczenia. To ma wyeliminować na dobre niebezpieczne sytuacje.
Wyłożona starym brukiem ulica Sandomierska jest jedną z dwóch tras łączących komunikacyjnie podzieloną na pół torami kolejowymi gdańską Orunię. Druga znajduje się w ciągu ulicy Smętnej. Jeżdżące w tym miejscu z ogromną częstotliwością pociągi sprawiają, że szlaban jest w obu miejscach opuszczany nawet po kilkanaście razy na godzinę.
Maciej Bąk/mar