Żył jak w tytule swojej książki – na „pełnej petardzie”, a jego śmierć poruszyła wszystkich, zwłaszcza z rodzinnego Pomorza. 39-letniego ks. Jana Kaczkowskiego wspomina się w samych ciepłych słowach.
KSIĄDZ PRZEZ DUŻE „K”
Jacek Karnowski, prezydent Sopotu znał ks. Jana od dziecka. – Wychował się we wspaniałej sopockiej rodzinie otwartej na świat – mówił Karnowski. – Z jednej strony ludzie Solidarności, z drugiej bardzo skromni. Jego ojciec był w pierwszej kadencji wiceprezydentem Sopotu, był także szefem komitetu obywatelskiego „Solidarność”. Myślę, że to ks. Jana ukształtowało i dało mu szeroki horyzont na świat.
– To był ksiądz przez duże „K”. Mamy do czynienia z ogromną stratą dla Sopotu i dla całej Polski. Oby było jak najwięcej takich kapłanów jak on. Jego żywym pomnikiem jest hospicjum w Pucku. Na początku wydawało się, że porywa się z motyką na słońce, ale udało się. Oczywiście tradycyjny pomnik także mu się należy – przyznał prezydent rodzinnego miasta księdza Kaczkowskiego.
KSIĄDZ DLA WSZYSTKICH
Ksiądz Jerzy Kownacki przyznał, że wiadomość o śmierci duchownego bardzo go zasmuciła, choć się jej spodziewał. – Bardzo serdecznie i ciepło o nim myślałem – wspominał kapłan. – Byłem jego wykładowcą. Pomagał mi zawsze przy starszych i chorych osobach w domu seniora im. Jana Pawła II na gdańskim Przymorzu. Odwiedzałem go też kilka razy w Pucku. Kiedy dostał tam dekret na wikariusza parafialnego był trochę podłamany. On, chłopak z Trójmiasta został rzucony do małego Pucka. Jednak bardzo szybko się tam odnalazł. Jasiu był człowiekiem nieskomplikowanym i szczerym. Pod koniec życia stał się celebrytą, ale to nie była osoba, która robiła coś na pokaz. On naprawdę kochał ludzi i był dla wszystkich.
CHOROBA, KTÓRA NISZCZY CIAŁO
Informacja o odejściu duchownego poruszyła Janinę Ochojską. Szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej przyznała, że ksiądz Kaczkowski był dla niej autorytetem. Przez trzy lata znajomości starała się czerpać od niego pozytywne nastawienie do życia. Jak mówiła, ksiądz Kaczkowski był dla niej – osoby niepełnosprawnej – przykładem heroicznej walki z chorobą. – Pokazał nam, że człowiek jest mocniejszy od choroby, która go niszczy. Choroby, która niszczy ciało, ale nie jest w stanie zniszczyć ducha – podkreśliła.
TRAFIAŁ DO KAŻDEGO
– Potrafił trafiać ze swoim przesłaniem do ludzi różnych wyznań, światopoglądów i przekonań politycznych – tak na antenie Polskiego Radia 24 zmarłego duchownego i działacza społecznego wspominał Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny kwartalnika „Więź”. – Jak go poznałem to stwierdziłem, że jest on, w cudzysłowie, doskonałym materiałem na świętego, bo był to człowiek, który musiał mierzyć się z ograniczeniami swojego organizmu – kulejący, niedowidzący, lekko sepleniący – mówił. – Przy tym ksiądz Jan zawsze miał coś istotnego do powiedzenia, a jego przekaz trafiał do różnych osób. Dzięki jego świadectwu poziom świadomości o tym, czym są hospicja znacznie wzrósł.
INTELEKTUALISTA WIELKIEJ WIARY
Antoni Pawlicki, aktor przekonywał na antenie TVP Info, że ks. Kaczkowski był intelektualistą i człowiekiem wielkiej wiary, który realizował swoje przekonania. Rozmowa aktora z duchownym stanowiła oś poświęconego mu filmu dokumentalnego „Śmiertelne życie”. – Był bardzo aktywny. Jedną z jego inicjatyw był Areopag Etyczny – projekt, który miał pomóc w komunikacji pomiędzy lekarzami i pacjentami, także śmiertelnie chorymi. Był to złożony projekt, ale zamykał się on właściwie w jednym stwierdzeniu, że „trzeba być człowiekiem”. I tak też ksiądz Jan Kaczkowski podchodził do każdego pacjenta, który trafił do jego hospicjum – wspominał artysta.
CZŁOWIEK, KTÓRY ZMIENIAŁ ŚWIAT
– To człowiek, który zapisze się w pamięci i sercach wielu ludzi. Zawsze działał z wielką, autentyczną pasją i przekonaniem – mówiła o ks. Janie prezes Fundacji Hospicyjnej Alicja Stolarczyk. – Mimo choroby był człowiekiem aktywnym i potrafił zarażać innych entuzjazmem do działania. Nie był on tylko biernym obserwatorem, ale starał się aktywnie „zmieniać świat” i czynić dobro.
Sebastian Kwiatkowski/Anna Moczydłowska