42 miliony złotych – tyle od mieszkańców miały wyłudzić władze Gdańska. Zarzucają to prezydentowi radni Prawa i Sprawiedliwości. Chodzi o nadwyżkę dochodów, jakie Gdańsk ma z opłaty śmieciowej. Szef klubu PiS Grzegorz Strzelczyk krytykuje gospodarkę odpadami w mieście. – Dochody z opłat za gospodarkę odpadami komunalnymi w latach 2013-2015 to ponad 215 milionów złotych. Miasto zdecydowało się na obliczanie opłat za odbiór śmieci metodą powierzchniową. Już wtedy mówiliśmy, że ta metoda jest kuriozalna, bo to nie metry produkują śmieci – mówi.
GRABIEŻCZA STAWKA
Strzelczyk zwraca uwagę na „drugie kuriozum”. – To grabieżcza stawka ustalona w pierwszym etapie. Po naszych interwencjach w lutym 2014 stawkę nieco obniżono. Ale nadal uważamy, że jest to kwota za wysoka i powinna w najbliższym czasie zostać obniżona. I mamy na to namacalny dowód. Nadwyżka z tego tytułu to ponad 42 miliony złotych. Co z tą kwotą się dzieje? Jak prezydent zamierza zrekompensować to mieszkańcom? – pyta szef klubu PiS.
Jak mówi, niecałe 10 milionów zainwestowano w infrastrukturę, kosze i kontenery, a pozostałe pieniądze „gdzieś przepadły”. – Podejrzewam, że część tej kwoty została zużyta na naprawy w Zakładzie Utylizacyjnym na Szadółkach. Myślę, że pozostałe pieniądze, bez pytania mieszkańców, zostaną przeznaczone na budowę spalarni odpadów – twierdzi Grzegorz Strzelczyk.
WICEPREZYDENT: MIASTO NICZEGO NIE UKRYWA
Wiceprezydent Gdańska Piotr Grzelak wyjaśnia, że miasto niczego nie ukrywa. Zgodnie z ustawą, nadwyżka dochodów z opłaty śmieciowej, może być wydana wyłącznie na system gospodarki odpadami.
– W latach 2016-2018 planujemy wydanie nadwyżki na budowę sześciu punktów selektywnego zbierania odpadów. Koszt budowy szacujemy na 12 milionów złotych. Dodatkowo od tego roku wzrosły kwestie związane z kosztem odbioru odpadów – od 1 lipca będziemy segregowali szkło i nadwyżka nie będzie już narastała. Nie ma konieczności podwyższenia stawki dla mieszkańców – mówi Grzelak.
ZAMIESZANIE WOKÓŁ ZBIÓRKI ODPADÓW
Jak dodaje wiceprezydent, ponadto miasto ma niepewność związaną z przygotowywanym przez rząd rozporządzenia, dotyczącego selektywnej zbiórki odpadów. – Planuje się wprowadzenie siedmiu frakcji, czyli w domach musielibyśmy mieć siedem pojemników. Czekamy na to rozporządzenie, bo im więcej frakcji, tym system więcej kosztuje. Jak rozporządzenie się ukaże, będziemy wiedzieć na czym stoimy. Nie chcemy teraz mieszkańcom mieszkać w głowach – tłumaczy.
Joanna Stankiewicz/mar