Rozmowę o pozytywnych skutkach sztormów z prof. Janem Marcinem Węsławskim z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk w Sopocie przeprowadził Sebastian Kwiatkowski.
SK: Generalnie o tym sztormie mówimy w kategorii zniszczeń, może nie gigantycznych, ale jednak przykuwających uwagę, np. Zniszczenie molo. Pojawiają się też pozytywne aspekty. Sztormową pogodę wykorzystują np. kitesurferzy. Zastanawiam się jednak, czy przyrodę cieszy taka wzburzona woda?
JMW: Jest kilka powodów, dla których możemy się cieszyć z tego sztormu. Jeden z nich to natlenienie morza. Mieszanie wody przez wielkie fale i przez pękające pęcherzyki powietrza powoduje, że woda jest znacznie bardziej natleniona. Później w czasie jesiennych i zimowych chłodów natleniona woda z powierzchni opada na dno, co bardzo służy rybom i wszystkim innym organizmom żyjącym w głębinach.
SK: Dlaczego?
JMW: Woda w Bałyku jest coraz cieplejsza, a w takiej wodzie gorzej się rozpuszcza tlen. W dodatku jeżeli woda jest stagnująca jak w stawie, szanse, żeby tlen dotarł z atmosfery do wody, są małe. Natomiast każdy sztorm powoduje mieszanie, wpompowywanie powietrza do wody i to jest coś, co jest bardzo potrzebne.
SK: To organizmy będą większe, czy będzie ich więcej?
JMW: Przede wszystkim będą żyły. Wszystkie organizmy, które żyją w Bałtyku, potrzebują tlenu, są na świecie wyjątki – w wulkanicznych wysiękach, gdzie żyją organizmy nie potrzebujące tlenu, opierające się na związkach siarki, ale wszystkie organizmy żyjące w Bałtyku potrzebują tlenu, jest im niezbędny. Jednym z największych zmartwień naukowców i ludzi przejmujących się stanem Bałtyku w ostatnich latach było powiększanie się tzw. pustyń beztlenowych, czyli obszarów czarnego dna z siarkowodorem, które na wszystkich większych głębokościach występują. Sztormy i wlewy, które towarzyszą sytuacjom posztormowym, to jest coś, co Bałtyk ratuje przed uduszeniem się.
Profesor Jan Marcin Węsławski
SK: Czy ta skala kilku dni wzburzonego morza, to jest przysłowiowa kropla w morzu potrzeb, czy wbrew pozorom może to być coś konkretnego, zauważalnego?
JMW: To może być coś konkretnego. Wczoraj byłem w Morskim Instytucie Rybackim na konferencji, gdzie występowali Niemcy z Instytutu Wardemunde, którzy śledzą wlewy wchodzące do Bałtyku od strony zachodniej. Ten wiatr, który właśnie wieje na Bałtyku, jest dobrą prognozą, że prawdopodobnie nastąpi takie spiętrzenie wody między Morzem Północnym i Bałtykiem, że ta ciężka, słona woda z Morza Północnego wleje się, tak jak miało to miejsce rok temu. Też jest dobrze natleniona przez sztormy oraz znacznie cięższa od słonawej wody bałtyckiej, więc płynie przy dnie. Tak jak sztormy natleniają wodę powierzchniową i kolumnę wody, tak wlewy natleniają strefę przy dnie. To jest bardzo ważne i wszystkie zimowe sztormy dają szansę, że taki wlew nastąpi.
SK: Jakie gatunki najbardziej by się z tego ucieszyły?
JMW: Zdecydowanie dorsze. Potrzebują większego zasolenia, zimniejszej wody i więcej tlenu. To jest woda, która jest potrzebna temu gatunkowi do składania ikry, jej odpowiedniego rozwoju i aby mały narybek dorsza mógł przeżyć. Wraz z wodą z Morza Północnego płynie do nas także szereg organizmów, które pewnie będą w Bałtyku pospolitsze w miarę ocieplania, choćby jak makrele, niegdyś występujące w Bałtyku bardzo rzadko. Przychodzą do nas z Morze Północnego, cieplejsza woda im służy, wlewy także, ze względu na to, że potrzebują większego zasolenia.
SK: Co organizmy morskie powiedziałyby gdyby mogły?
JMW: Więcej sztormu! To im zdecydowanie pomaga, nie mamy takich delikatnych organizmów jak rafy koralowe, które bardzo sztormów nie lubią. Trawa morska jest w prawdzie w tej chwili wyrywana, ale ona bardzo szybko odrasta i te sztormy na szczęście nie zrywają fragmentów dna. Odrywają się tylko liście trawy, podobnie jak liście drzew jesienią – powinna się odrodzić.
SK: Czy media nie za bardzo podniecają się sztormami, które przecież były, są i będą?
JMW: Co gorsza, prognozy ogólne, mówią, że tych sztormów będzie więcej. Przybywać będzie też sztormów katastrofalnych, które dawniej zdarzały się raz na sto lat. Z punktu infrastruktury brzegu i ludzi pływających po morzu, nikt się ze sztormów specjalnie nie cieszy. Natomiast na pewno bardzo zdrowy jest spacer brzegiem morza podczas sztormu. Wdychać wówczas można aerozol morski, zawierający jod.
SK: Ale rozumiem, że przypisywać to głównie zaostrzeniu klimatu?
JMW: Sztormy, szczególnie jesienno – zimowe zawsze na Bałtyku były. Natomiast prognozy wielkoskalowe mówią, że wzrasta średnia wysokość fali i wzrasta częstotliwość wiatrów typu sztormowego. Statystycznie w ciągu dwudziestu lat, jest to istotna różnica.
SK: Ten wlew, którego prawdopodobieństwo przypuszczamy, ma być tak samo duży, jak ten zeszłoroczny?
JMW: Ten ostatni, był największym notowanym w historii pomiarów na Bałtyku. Były tylko trzy takie wlewy, a ten największy właśnie był w zeszłym roku, więc trudno powiedzieć. To jest gra takich czynników jak spiętrzenie wody z jednej strony, pole niskiego ciśnienia z drugiej, długotrwały wiatr, który dalej będzie tę wodę naganiał. To są zjawiska strasznie trudne do przewidzenia. Mnóstwo ludzi próbowało pracować nad wymyśleniem jakiegoś modelu, który by potrafił przewidzieć, kiedy wlewy nastąpią. Do dzisiaj się to nie udało, mimo, że mamy ogromną ilość pomiarów. Potrafimy ten wlew śledzić, mniej więcej go obliczać, natomiast z przewidywaniem, kiedy on nastąpi to jest tak, jak z przewidywaniem pogody – wciąż jesteśmy za słabi.
Sebastian Kwiatkowski/HB