„Wysyłają mnie w przyszłość wbrew mojej woli”. Miłośnik starych komputerów odnalazł drogę powrotną [WYWIAD]

Telefon komórkowy wielkości cegły, komputery posiadające 64 kB pamięci RAM i kultowe gry, przy których połamano niejeden dżojstik – to tylko niektóre z atrakcji „Giełdy 80/90″odbywającej się w Domu Technika NOT w Gdańsku. Jej organizator zbuntował się przeciwko przyszłości, dlatego już teraz zaprasza na „Powrót do przeszłości”… przy akompaniamencie legendarnego Marka Bilińskiego.

Piotr Puchalski: Okazuje się, że wojny pomiędzy zwolennikami sprzętu Atari i Commodore trwają nadal, a w River Raid czy Speed Racer lubią zagrać także ci, którzy nie pamiętają kaset magnetofonowych przewijanych… ołówkiem. Czuł Pan, że giełda będzie strzałem w dziesiątkę?

Sebastian Stecewicz: Jestem miłośnikiem mikrokomputerów retro i szukałem takiego miejsca, gdzie mógłbym kupić sprzęt elektroniczny czy gadżety związane z latami 80. Owszem, istnieją internetowe platformy aukcyjne i fora, ale zawsze brakowało mi spotkania z drugim człowiekiem, pasjonatem.

Lepszy był świat bez internetu?

Nie neguję internetu, niesie on ze sobą wiele dobrodziejstw. Natomiast niewątpliwa prawda jest taka, że kupując przez internet, nie spotykamy się już tak, jak kiedyś. Za oknami podwórka są puste, dzieci nie wychodzą na dwór. Przeszły na wirtualne huśtawki – bo tak dla rodziców wygodniej i bezpieczniej. Jednak według mnie, nie można zastępować sobie wirtualnym światem tego realnego. Bo później ci młodzi ludzie nie radzą sobie w kontaktach z rówieśnikami, żyjąc w swoich cyber-kokonach. W Matrixie. Każda przesada jest niezdrowa. Wracając do giełdy, to połączenie przyjemnego z pożytecznym. Chodzi o to, żeby nie trzeba było szukać tego wszystkiego gdzieś po ryneczkach, gdzie stare komputery czy gry leżą obok pietruszki i buraków. Na giełdzie można spotkać innych ludzi, porozmawiać z nimi. To inspiruje.

Giełdą interesują się media, ale większość wiadomości na jej temat rozchodzi się pocztą pantoflową, dlaczego?

– Przyjąłem model niebiznesowy. Nie mam zamiaru inwestować w reklamę tego przedsięwzięcia. To jest właśnie impreza, która ma przyciągnąć sama przez siebie – jak w latach 80/90. Ogłaszamy się, ale wydanie parunastu tysięcy złotych pachniałoby komercją. Pierwsza edycja była spotkaniem „retrokompowej braci” z Trójmiasta. Nadal przychodzi tam wielu miłośników retrokomputerów, którzy wcale nie mają zamiaru sprzedawać swoich egzemplarzy. Jest też coraz więcej osób, które znajdują sprzęt ukryty gdzieś w pawlaczach. Ci ludzie mogliby ten sprzęt wyrzucić, ale przynoszą go do nas. Na tym mi zależy, żeby giełda była miejscem na handlowej i imprezowej mapie miasta.

Podobno na giełdzie można spotkać ludzi, którzy potrafią np. zbudować syntezator z układów SID odpowiedzialnych za specyficzne dźwięki generowane przez komputery Commodore 64. To prawda?

Tak, mieliśmy na giełdzie specjalną, „muzyczną” wersję Commodore 64, sygnowaną bodajże przez świetnego muzyka, „LukHash-a”, oraz np. „dual SID-a”. Natomiast na pewno warty wspomnienia jest udział w giełdzie firmy RetroLab (retrolab.pl). To ludzie z różnych części Polski, którzy zaczęli naprawiać i modernizować mikrokomputery w sposób profesjonalny. Są to elektronicy pracujący w dużych firmach. Z pasji, i po godzinach, zaczęli produkować różnego rodzaju rozszerzenia do starych komputerów i konsol do gier. Z ciekawych rzeczy wspomnę chociażby o wzmacniaczu lampowym do C64 – proszę sobie wyobrazić jak brzmi SID ocieplony lampą. Robią także kartridże, na które można wgrać swoje oprogramowanie. Na giełdzie można było również zobaczyć węża świetlnego sterowanego mikrokomputerem (wąż świetlny składa się z połączonych równolegle grup zawierających punkty świetlne, np. diody LED).

Posiadacze komputerów Atari i Commodore dalej drą koty?

Stare animozje pozostały. Nadal można usłyszeć „z atarowcem nie gadam” lub słynne „dorzuć więcej węgla” (nawiązanie do żartów, które przybrały formę graficznego demo będącego parodią komputerów Atari – przyp. red.). Oczywiście traktujemy to teraz z przymrużeniem oka. Kiedyś to były konflikty na miarę tych, które mają kibice drużyn piłkarskich.

Słyszałem, że kolejna giełda będzie czymś wyjątkowym. Szykuje się wydanie świąteczne?

Następną edycję Giełdy 80/90 organizuję – zgodnie z ustalonym terminarzem – 20 listopada. Jest to zawsze 3 niedziela miesiąca, żeby ludzie nie musieli szukać dat. Natomiast chciałbym również zainteresować czytelników radiogdansk.pl wyjątkową imprezą, którą organizuję – wspólnie z wydawcą miesięcznika Pixel, Robertem Łapińskim – 13 listopada. W tym samy budynku co Giełda, czyli gdańskim NOT (ul. Rajska 6  – przyp. red.) odbędzie się premierowa edycja wydarzenia o nazwie „Powrót z przyszłości”. Będzie to pierwsza w Polsce impreza ukierunkowana w 100 procentach na lata 80. i 90. Owszem, takie imprezy już się w naszym kraju odbywały, natomiast wszystkie tworzono albo z przymrużeniem oka, albo ze sporą dozą żenady. Ta jest skierowana do prawdziwych miłośników tamtego okresu. Gwiazdą pierwszej edycji będzie jeden z największych artystów polskiej sceny muzyki elektronicznej, Marek Biliński! Pan Marek wystąpi przed publicznością w 1,5 godzinnym koncercie na żywo. Występ poprzedzi godzinny wywiad z artystą, który poprowadzi Krystian Kujda (pomysłodawca i założyciel VHS Hell), a ujawnimy na nim niesamowite okoliczności powstania teledysków „Kosmiczne Opowiadania” oraz „Ucieczka z Tropiku”. Dużą, według mnie, atrakcją jest również to, że scenografia tego ostatniego klipu zostanie odtworzona w miejscu imprezy. W słynnym pokoju „Department of Catastrophe” będzie można wywołać zderzenie lub wybuch. Oraz zrobić sobie zdjęcie, rzecz jasna. Niesamowite jest również to, że udało mi się namierzyć i wypożyczyć oryginalny stół, który służył jako główna część scenografii. Więc jeśli chcecie poczuć się dokładnie tak, jak pan Marek 32 lata temu, będziecie mieli taką możliwość.

Fani muzyki są już zaintrygowani, a co z miłośnikami komputerów?

Dużą atrakcją będą instalacje multimedialne – cały wyglądający postmodernistyczne NOT zostanie dodatkowo „udekorowany” różnego rodzaju maszynami: terminalami, maszynami mainframe, oraz tzw. bulbulatorami, czyli maszynami niewiadomego przeznaczenia, lecz wyglądającymi obłędnie. To wszystko zainstalujemy tam wspólnie z ludźmi z Muzeum Techniki Stowarzyszenia Retro Komp Gdańsk i Katowickim Muzeum Komputerów. W budynku będziecie mogli również pograć na komputerach 8/16 bit w hity, takie jak wspominane już wcześniej River Raid czy Commando. Swoje stoiska będą mieli również wystawcy sprzedający towary z lat 80/90 oraz na te lata stylizowane. Nie zabraknie także zapiekanek – z zasady przypalonych. Zapraszam serdecznie wszystkich miłośników lat 80/90.

Skąd nazwa „Powrót z przyszłości”?

To jest taki pokojowy wyraz buntu. Od jakiegoś czasu poczułem się w ową „przyszłość” na siłę ekspediowany – niczym w Sputniku na okołoziemską orbitę bohaterski pies Łajka – przez różnego rodzaju firmy próbujące sprzedać mi coraz nowsze rozwiązania, nie do końca potrzebne i sensowne. Proszę mnie zrozumieć, nie jestem elektro-amiszem, nie neguję postępu. Dzięki rozwojowi medycyny żyjemy coraz dłużej. Jeździmy coraz bezpieczniejszymi i ekologicznymi samochodami. Coraz większa moc obliczeniowa sprzętu pozwala na zwiększenie wydajności procesu projektowania, zwiększa jakość efektów stosowanych w filmach i pozwala na zastosowanie lepszej grafiki w grach. Lecz jestem przeciw temu, by owa grafika była jedynym sensem gry. Proszę spojrzeć na gry z czasów 8/16 bitów – niejednokrotnie złożone z kropek i kresek, posiadały to, czego współczesnym produkcjom brakuje – fabułę i duszę, włożoną przez twórców, a nie sztaby księgowych. Podobnie jest z muzyką – wciąż lansowana jest duża ilość wykonawców, których głos „rasowany” zostaje w studio. Natomiast zapominamy o prawdziwych artystach. Proszę mi powiedzieć, kiedy po raz ostatni słyszał pan w radiu Marka Bilińskiego? Taki jest mój cel, powrócić z przyszłości, w którą zostaje wysyłany wbrew mojej woli, w teraźniejszość. Kształtowaną przeze mnie. Przez nas.

Co czuje organizator takiej, w końcu niemałej imprezy?

Dla mnie jest to oddanie swoistego hołdu artyście, którego muzyka towarzyszy całemu mojemu życiu. To właśnie dzięki „Ucieczce z Tropiku”, ujrzanej po raz pierwszy w programie TVP „Jarmark” (prowadzonym przez tzw. „Świnki Trzy”, czyli panów Pijanowskiego, Szewczyka i Zientarskiego) w roku 1984, moje 8-letnie życie uległo zmianie. I mówię to bez patosu. Pokochałem muzykę elektroniczną. A takich jak ja, młodych (i trochę starszych Polaków) było tysiące… Chyba czas za to podziękować panu Markowi.

Więcej informacji na temat wydarzenia znajdziesz na stronie >>> TUTAJ.

 puch

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj