– Gdy na chłodno obejrzałem powtórki telewizyjne, przekonałem się, że jednak popełniłem błąd – przyznał dziś w rozmowach z mediami sędzia Marciniak, który miał decyzyjny wpływ na wynik poniedziałkowego spotkania Arki Gdynia z Jagiellonią Białystok. Ostatecznego rezultatu nic jednak nie zmieni, podobnie jak rozgoryczenia zawodników żółto-niebieskich.
– Nie powinno być rzutu pośredniego dla Jagiellonii, który dał jej gola – przyznał dzień po kontrowersyjnej decyzji Szymon Marciniak, który w Gdyni poprowadził ostatnie spotkanie 19. kolejki Ekstraklasy. Wykorzystany przez drużynę gości rzut wolny pośredni odebrał gdynianom punkt oraz cenny remis z wiceliderem tabeli. Chwilę później zawodnicy Arki prześcigali się w pomeczowych komentarzach, próbując zrozumieć ocenę sytuacji przez arbitra.
„ZOSTALIŚMY CELOWO, CZY PRZYPADKOWO WPROWADZENI W BŁĄD?”
Po meczu piłkarze odbyli rozmowę z sędzią głównym spotkania, który miał wyjaśnić im motywy swojej decyzji. – Z tłumaczeń wynikało, że odległość, z jakiej piłka była zagrywana, była większa niż 6 metrów i to stanowiło dla sędziego podstawę do tego, żeby odgwizdać rzut wolny pośredni. Na powtórkach widzieliśmy jednak, że Tadeusz podczas swojej interwencji nie miał nawet kontaktu wzrokowego z bramkarzem – komentował zniesmaczony Antoni Łukasiewicz.
Wtórował mu wyraźnie zawiedziony Krzysztof Sobieraj. – Pan Szymon Marciniak zinterpretował tę sytuację w taki sposób, a nie inny. Ja jednak mam pretensje o coś innego. Przed wykonaniem rzutu pośredniego dwa razy powtarzał nam, że wystarczy, żeby zawodnik drużyny przeciwnej dotknął piłkę, a my możemy wówczas atakować. Zawodnik Jagielloni dotknął ją dwa razy, my startujemy, ale nie możemy grać dalej. Dlaczego? – pyta poirytowany były kapitan żółto-niebieskich.
– Sędzia wycofał się ze swojej decyzji, więc to podwójna kontrowersja w tej sytuacji – dodaje Łukasiewicz. – Wydaje mi się, że należy brać odpowiedzialność za swoje słowa, bo nie wiem w takim razie, jak mamy je traktować – jako celowe, czy może przypadkowe wprowadzenie w błąd?
Posłuchaj rozmowy z Antonim Łukasiewiczem:
„MEA CULPA”
Choć zaraz po meczu nie mógł nic powiedzieć, na komentarz sędziego nie musieliśmy długo czekać. – Dopiero analizując powtórkę telewizyjną stwierdziłem, że Tadek Socha był jednak skupiony na skutecznej interwencji, a nie na tym, by zagrać piłkę nogą w ręce bramkarza – powiedział dzień po spotkaniu Szymon Marciniak. – Potrafię się przyznać do błędu i właśnie to robię – dodał.
I choć zrozumienia wśród piłkarzy Arki na próżno szukać, odrobiną empatii starał się wykazać dzielący z sędzią to samo nazwisko Adam Marciniak.
– Kiedy byłem młodszy, przed meczem zawsze dla żartów krzyczałem „Cześć wujo!”. Osobiście bardzo lubię Szymona i szanuję go. Sędziuje w Lidze Mistrzów, więc kibicuję mu – bardzo fajnie, że robi dużą karierę. Na temat jego decyzji pewnie moglibyśmy dyskutować, ale to jest sport. Który zawodnik czy sędzia nigdy nie popełnił błędu? – zauważa piłkarz. O tych zresztą sędzia Marciniak rozmawiał z Radiem Gdańsk prawie cztery miesiące temu.
Posłuchaj komentarzy Marcjanika, Sobieraja i Marciniaka:
OTRZEPUJEMY SPODNIE I PĘDZIMY DALEJ
– W całym dzisiejszym dniu jest jeden pozytyw: widać, że jako zespół jesteśmy w zdecydowanie innym momencie, niż kilka kolejek temu – zauważył Antek Łukasiewicz. – Wówczas mieliśmy większe problemy z organizacją gry, z tym, żeby mecz trzymać pod swoja kontrolą, czasami zbyt szybko oddawaliśmy inicjatywę. Z Jagiellonią na przestrzeni całego meczu stworzyliśmy naprawdę dobre widowisko.
– Życie toczy się dalej. Teraz jedziemy do Wrocławia i tam będziemy walczyć o kolejne punkty. A może jeszcze zaskoczymy wszystkich i po meczu wskoczymy na święta na ósmą pozycję? – kończy optymistycznie Sobieraj.
Mecz ze Śląskiem Wrocław w najbliższą niedzielę o godz. 15:30.