Rosjanie ostrzelali elektrownię atomową w Zaporożu. Płk Juliusz Tym: to niezgodne z międzynarodowym prawem konfliktów zbrojnych

Rosjanie ostrzelali największą w Europie Zaporoską Elektrownię Atomową i długo nie pozwalali strażakom ugasić pożaru, strzelając do nich. Prezydent Ukrainy oskarżył Kreml o próbę wywołania katastrofy nuklearnej. Olga Zielińska rozmawiała o tych dramatycznych wydarzeniach z pułkownikiem doktorem habilitowanym Juliuszem Tymem, ekspertem wojskowym z Akademii Sztuki Wojennej.

Pułkownik Juliusz Tym podkreślał, że atak na elektrownię atomową stanowi bezprecedensowe wydarzenie. – Federacja Rosyjska jest pierwszym państwem na świecie, którego siły zbrojne otworzyły ogień do instalacji nuklearnej. Trzeba dodać, że to nie tylko największa elektrownia atomowa na Ukrainie, ale jedna z największych w ogóle, ponieważ znajduje się tam sześć reaktorów. Tak naprawdę nie wiemy dokładnie, jaki ostrzał został wykonany. Wiemy, że był to ostrzał artyleryjski, ale nie znamy jego kalibru. Trzeba mieć świadomość tego, że reaktory, które się tam znajdują, mają również dodatkowe osłony. Niemniej nieważne, jak gruba jest ta osłona; tego typu rzeczy nie wolno robić, w zasadzie jest to niezgodne z międzynarodowym prawem konfliktów zbrojnych. Z tych samych powodów nie wolno robić tego typu rzeczy w przypadku zapór i elektrowni wodnych, które znajdują się na Dnieprze – wskazywał.

Ekspert wojskowy przypominał, że Rosja wielokrotnie udowodniła swój brak respektu wobec umów międzynarodowych. – Trzeba pamiętać o tym, że 1994 rok to zupełnie inna sytuacja w Europie Środkowo-Wschodniej. Wtedy istniało określenie „strefa rozrzedzonego bezpieczeństwa” na państwa, które opuściły sowiecką strefę wpływów. Cały Zachód starał się wtedy robić bardzo dużo, aby minimalizować tę niepewność, dotyczącą bezpieczeństwa i tego, jak będą się zachowywać poszczególne państwa. Amerykanie i Brytyjczycy podpisali porozumienie, ale trzeba też pamiętać, że już wówczas mieliśmy do czynienia z konfliktem w dawnej Jugosławii, który eskalował w bardzo niebezpiecznym kierunku, więc wkrótce wzrok wielu państw skierował się w tamtą stronę. W końcu Amerykanie doprowadzili do zaprzestania wojny na Bałkanach, podczas której również mieliśmy do czynienia z aktami ludobójstwa. Świat po prostu zapomniał o Ukrainie – zauważał.

Gość Radia Gdańsk oceniał, że Putin obecnie „gra o wszystko”. – 2022 rok jest setna rocznicą powstania Związku Sowieckiego. W latach 1919-1920 prowadziliśmy wojnę z Rosją bolszewicką, sowiecką, ale oficjalna ZSRS została przyjęta dopiero w grudniu 1922 roku. Mam wrażenie, że Putin chce, niestety, zrobić Rosjanom „prezent pod choinkę” w postaci oznajmienia, że Rosja jest bezpieczna. Dla Rosji zarówno Białoruś, jak i Ukraina stanowią strefę bezpieczeństwa. Putin po prostu nie może pozwolić sobie na to, żeby Ukraina nagle znalazła się w strukturach europejskich, Unii Europejskiej czy ewentualnie Sojuszu Północnoatlantyckim. To samo zresztą dotyczyło Gruzji. Putin wyznaczył sobie linie geograficzne i wie, że tych ziem nie może oddać. On chciałby po prostu odbudować dawne imperium Związku Sowieckiego. Ma świadomość tego, że nie uda się tego zrealizować w pełni, ale myślę, że jeżeli chodzi o Ukrainę, w tym momencie stawia wszystko na jedną kartę, o czym może świadczyć choćby wczorajsza rozmowa z prezydentem Francji – sugerował.

Pułkownik Tym mówił, że siły zbrojne Stanów Zjednoczonych Ameryki są u nas już od paru ładnych lat. – Ich obecność w zasadzie może być traktowana już niemal jak pobyt na stałe. Oczywiście na razie mamy do czynienia z rotacją wielu oddziałów, niemniej dla nas jest już normą, że od kilku lat gościmy tutaj Amerykanów na stałe, chociaż z ich punktu widzenia jest to oczywiście rotacja – wskazywał.

Ekspert wojskowy sugerował, że Ukraina będzie dla Rosji „drugim Afganistanem”. – Ukraińcy nie odpuszczą. To, co wydarzyło się w ciągu ostatnich ośmiu lat, czyli od rosyjskiej agresji na Krym, to przede wszystkim przebudzenie Ukraińców z pewnego letargu. Oni nagle zdali sobie sprawę z tego, kim są. Myślę, że najważniejsze dla Ukraińców jest to, że zrozumieli, czym jest godność. Oni doskonale wiedzą, że nie są żadnymi braćmi Rosjan, bo na Ukrainie już liczą się prawa człowieka. Ukraińcy o tym mówią i piszą w internecie i dotyczy to nie tylko ich prezydenta. Oni nie chcą dać sobie tego odebrać. Z całą pewnością aneksja Krymu w 2014 roku spowodowała, że tożsamość narodowa Ukraińców stała się dla nich rzeczą znacznie ważniejszą niż wcześniej, natomiast w chwili obecnej mamy do czynienia z sytuacją, w której wielu obywateli Ukrainy, którzy mają rosyjskie korzenie lub posługują się językiem rosyjskim, potępia rosyjską agresję w sytuacji, w której widzą, co robi agresor, w jaki sposób postępuje z infrastrukturą cywilną – zauważał.

Posłuchaj audycji:

MarWer

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj