– Zanim Gdynia została miastem, rządził nią wójt Jan Radtke. Chciał zaprowadzić porządek na plaży. Zakazał rozbierania się i kąpania poza Łazienkami oraz chodzenia w kostiumach kąpielowych po chodnikach. Szybko jednak okazało się, że ludzie nie będą przestrzegać tego przepisu – mówił w Radiu Gdańsk Sławomir Kitowski, miłośnik i znawca Gdyni.
Kitowski tłumaczył, że w ludziach jest coś takiego, że kiedy czują się gdzieś bardzo swobodnie, to właśnie się rozbierają. – Niekoniecznie ma to podtekst erotyczny, raczej ludyczny.
ZAKAZ PROSTO OD WÓJTA
Wójt Jan Radtke na gdyńskiej plaży postawił tablicę o treści: „Rozbieranie się i kąpanie poza Łazienkami oraz chodzenie w kostiumach kąpielowych po pomoście, chodnikach i plaży od granicy Oksywia do letniska Boboli jest wzbronione. Przekroczenia podlegają karze do 30 złotych. Gdynia, 10 lipca 1925 roku. Wójt”.
WYUZDANIE I OHYDA
Jak się okazuje, plażowicze nie przestrzegali rozporządzenia wójta. – Znalazłem list, który można przeczytać w książce „Gdynia. Miasto z Morza i Marzeń”.
„Do Pana Wójta Gdyni. My niżej podpisani, ojcowie i opiekunowie młodzieży przebywającej na obozach na Letnisku w Gdyni, zwracamy się w imię zdrowia moralnego tej młodzieży do sołectwa gdyńskiego z zażaleniem na wyuzdanie i ohydę, jakie mają stale miejsce na tutejszym wybrzeżu. Przepis wywieszony na brzegu głosi, iż kąpać się można – oprócz w łazienkach – tylko w miejscach do tego wyznaczonych, tj. poza barakami kolonii letnich. Przepis ten ma na celu nie co innego, tylko przyzwoitość publiczną. Tymczasem wzdłuż całej plaży rozkładają się i chadzają półnadzy mężczyźni, a nawet i niewiasty. Zdejmowanie i nakładanie publicznie bielizny jest na porządku dziennym, a do miejsca przeznaczonego na kąpiel pań podchodzą i podpływają panowie, prócz tego fotograf bezkarnie grasuje w łazienkach damskich z aparatem. Domagamy się w imię moralności publicznej: po pierwsze, ścisłego przestrzegania istniejących przepisów, po drugie postawienia w tym celu na wybrzeżu posterunku policji. Po trzecie, wyznaczenia kary bezwzględnego aresztu na przekraczających te przepisy. Dodania do nich wyjaśnienia, że nie tylko kąpać się ale i przebywać w kostiumach kąpielowych i nieprzyzwoitem ubraniu nie wolno na ogólnej plaży, ale jedynie w miejscu do tego przeznaczonem. Mając nadzieję, że sołectwo tak dbałe o rozwój Gdyni okaże całą dobrą wolę w sprawie naprawy złych obyczajów, pozostajemy z poważaniem – Maria Sikorska, członkini Rady Katolickiego Związku Polek w Warszawie”.
PROCEDER TRWAŁ NADAL
– Nie wiemy, na ile ten protest poskutkował. Znajdujemy w relacjach, że ten proceder półnagiego chodzenia po ulicach trwał nadal – opowiadał w Radiu Gdańsk Sławomir Kitowski. Miłośnik Gdyni dodał także, że plaża nie była tylko miejscem wypoczynku. – Jeszcze jeden ciekawy aspekt znalazłem w doniesieniach medialnych. W 1926 roku pisano, że plaża gdyńska to miejsce interesu. Jest fotograf, są sprzedawcy. Ale byli też szpiedzy.
GDYŃSKIE LOKALE ROZKWITAŁY
Plaża była miejscem spotkań mieszkańców. Powstawało też coraz więcej lokali i miejsc, gdzie można było się umawiać. – Przy plaży znajdował się lokal Cassino. Była to restauracja. W 1926 roku lokal słynął najlepszymi dancingami i kawą, była też Polska Riwiera i hotel Kaszubski, piękny zakątek Gdyni. Ludzie raczej nie spotykali się w domach, bo różnie mieszkali. Pod koniec lat 20. miasto organizowało już atrakcje letnie. Zjeżdżało się tu naprawdę dużo ludzi – tłumaczył podczas audycji Sławomir Kitowski.
Posłuchaj audycji: