Posłanka Krzyżanowska o wyborach czerwcowych: „Po raz pierwszy poczuliśmy, że możemy na coś wpłynąć”

Wybory czerwcowe, nazywane też wyborami do Sejmu kontraktowego odbyły się 4 i 18 czerwca. Zostały przeprowadzone na zasadach uzgodnionych w trakcie rozmów Okrągłego Stołu. Wybranych zostało 460 posłów na Sejm PRL oraz 100 senatorów utworzonego Senatu PRL. Były to pierwsze częściowo wolne wybory po II wojnie światowej.

– Gdy dotarła do nas informacja, że odbędą się częściowo wolne wybory, zaczęliśmy szukać kandydatów. Nie byłam przy tym obecna, ale wiem, że wszyscy uważali, iż odpowiednim kandydatem będzie Alina Pieńkowska. To był tej klasy człowiek i polityk. Bogdan Borusewicz powiedział jednak, że nie będzie promował swojej żony. Padło na mnie – wspominała Olga Krzyżanowska – poseł i wicemarszałek sejmu X Kadencji powstałego po wyborach 4 czerwca 1989 roku.

W czasie wyborów nikt nie mówił o  złożonych życiorysach, przypomniał prowadzący audycję Wojciech Suleciński. Olga Krzyżanowska była przedstawiana jako lekarka i działaczka społeczna. Jedna z osób, które mogą zadecydować o przyszłości Polski. Jej nazwisko bardzo dobrze się kojarzyło z uwagi na przeszłość jej ojca, Aleksandra Krzyżanowskiego, dowódcy Armii Krajowej na Wileńszczyźnie, skąd pochodzi znaczna grupa mieszkańców Wybrzeża. W czasie kampanii Oldze Krzyżanowskiej pomagał brat stryjeczny ze strony ojca, Zdzisław Halcewicz-Pleskaczewski, który przez 10 lat był więźniem w łagrach.

POLSKA BĘDZIE KRAJEM LEPSZYM, NIEKOMUNISTYCZNYM, PRZYZWOITYM

– Po raz pierwszy poczuliśmy, że możemy na coś wpłynąć. Polska będzie krajem lepszym, niekomunistycznym, przyzwoitym. Wielu ludzi tak właśnie myślało. Jestem przedstawicielką starszego pokolenia. Kojarzy mi się to z Armią Krajową. Tych ludzi nie łączyły konkretne poglądy, ale jedna wspólna myśl „walczymy o wolną Polskę”. Nie myślałam o tym, czy jestem lewicowa czy prawicowa. Dla mnie byli tylko komuniści i my – tłumaczyła Olga Krzyżanowska.

Polacy nie byli przekonani, że strona solidarnościowa wygra. Początkujący politycy byli szczerzy, nie obiecywali gruszek na wierzbie, wspominała poseł Krzyżanowska. Liczyły się emocje, a nie tylko suche fakty. Z okręgu gdańskiego startowali m.in. Jacek Merkel, Krzysztof Bielecki, Krzysztof Dowgiałło, Czesław Nowak. Byli to ludzie o różnych życiorysach i poglądach.

Aleksander Hall, Tadeusz Mazowiecki, a w raz z nimi grupa środowisk opozycyjnych zastanawiała się, czy obrano słuszną drogę, dyskutując przy Okrągłym Stole. Olga Krzyżanowska była jednak innego zdania: – Uważałam, że to jedyna realna droga. Jeśli zaczęlibyśmy się zastanawiać, co jest lepsze a co gorsze, to niczego byśmy nie osiągnęli.

– O sukcesie wyborczym dowiedziałam się przebywając w Tczewie w niewielkim gronie owsów walczących razem ze mną. Kolejne informacje przekonywały nas, że wygrywamy. Potem smuciło mnie, że tak mało osób w ogóle poszło do wyborów – mówiła Olga Krzyżanowska.

„O TYM, ŻE ZOSTAŁAM WICEMARSZAŁKIEM, DOWIEDZIAŁAM SIĘ Z TELEWIZJI”

Porażka kandydatów z krajowej listy wyborczej obejmującej 35 kandydatów wyłonionych spośród najwyższych władz państwowych i partyjnych związanych z partią komunistyczną odebrana została jako klęska obozu władzy. Wśród przegranych znaleźli się: Mieczysław Rakowski, Czesław Kiszczak, Florian Siwicki.

– O tym, że zostałam wicemarszałkiem dowiedziałam się z telewizji. Zajmowałam się pacjentami i ominęły mnie rozmowy i wybory. Zaczęłam się uczyć regulaminów,  żeby móc prowadzić obrady. Byłam przygotowana. To była ciężka praca, ale niosąca dużą satysfakcję. Niestety, niektórym osobom wraz wzrostem popularności do głowy zaczęła uderzać woda sodowa – wspominała Krzyżanowska.

Posłowie stanęli do pierwszego poważnego głosowania dotyczącego prezydentury Wojciecha Jaruzelskiego.

– Bałam się, że przegramy, że nie mamy odpowiedniego kandydata. Dla mnie ten wybór był też trudny ze względów osobistych. Nie głosowałam, ale gdy ówczesny prezydent został wybrany, stwierdziłam, że trzeba szanować jego urząd.

Posłanka wspominała również wybory premiera oraz dobór osób tworzących gabinet Tadeusza Mazowieckiego, w tym nieznanego szerzej Leszka Balcerowicza. Były to czasy niedoboru, pustych sklepów i szalejącej inflacji. Zmiany, zdaniem gościa Radia Gdańsk, musiały być wypracowywane powoli. Ważną rolę odgrywały także kwestie symboliki, takie jak przywrócenie korony orłowi białemu w godle Polski. To budziło nadzieję.

– Byłam szczęśliwa, że wygraliśmy. Wierzyliśmy, że wygramy też kolejne bitwy. Nie chcieliśmy przy tym stosować ich metod. Nie chcieliśmy więzień, zwolnień z pracy. Dlatego też niezbyt przychylnie patrzę na to, co się dzieje dzisiaj. Zaszkodziły nam zbyt szybkie podziały i brak umiejętności wsłuchiwania się w głos zwykłych ludzi. Ale ruszyliśmy na przód.

Sejm kontraktowy rozwiązano wraz z Senatem 26 października 1991.

Posłuchaj audycji:

Piotr Puchalski

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj