Mija siedemdziesiąt lat od słynnego referendum „3 razy TAK”. 30 czerwca 1946 roku Polacy odpowiadali na trzy pytania związane ze zniesieniem senatu, reformą rolną i utrwaleniem zachodnich granic kraju. Wynik referendum został sfałszowany. O konsekwencjach politycznych rozmawiali goście audycji Co za Historia.
Gośćmi audycji byli Krzysztof Drażba, kierownik Referatu Edukacji Publicznej IPN w Gdańsku, autor książki „Urna to jest taki pniak. Wrzucisz »nie«, wychodzi »tak«. Referendum 30 czerwca 1946 r. w województwie gdańskim” oraz dr Maciej Żakiewicz, historyk i nauczyciel. Na czym polegała walka polityczna 1946 roku? Jakimi metodami sfałszowano referendum? Pytał o to Wojciech Suleciński.
EKIPA FAŁSZUJĄCA WYBORY
Prawdziwe wyniki referendum znacznie różniły się od tych oficjalnie ogłoszonych. – Na początku lat 90. w Archiwum Akt Nowych znaleziono dokumenty z tzw. Zbioru Bieruta. Były tam zebrane rzeczywiste dane ze wszystkich obwodów głosowania – tłumaczył w Radiu Gdańsk Krzysztof Drażba. Kierownik Referatu Edukacji Publicznej gdańskiego IPN dodał, że w Polsce działała grupa zajmująca się fałszowaniem wyników wyborów. – W 1996 roku opublikowano artykuł, z którego wynika, że w Polsce od wielu lat przebywała specjalna ekipa, która fałszowała na przykład wyniki referendum.
MASOWE FAŁSZERSTWO
Jaki był podstawowy mechanizm fałszerstwa? – Dochodziło do niego nie w samych lokalach wyborczych. Mieliśmy do czynienia z masowym fałszowaniem dokumentów w czasie liczenia. W 60 procentach obwodów, urny po głosowaniu były od razu zabierane przez Urząd Bezpieczeństwa. Często potem podmieniane były całe urny albo po prostu karty – opowiadał historyk.
STALIN PARŁ NA ZACHÓD
Polskim politykiem, który miał sprawdzić wybory był Stanisław Mikołajczyk. Zdaniem dr. Macieja Żakiewicza, jego pozycja była słaba. – W lutym w Jałcie stwierdzono o powstaniu Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej i o nowych granicach kraju. Stalin parł na Zachód. Mikołajczyk był w mniejszości. Zdawał sobie sprawę ze swojej słabości. Gdy powstał rząd tymczasowy, Mikołajczyk miał poparcie. Wiem jednak, że nie miał struktur administracyjnych. Widział, że jego pozycja jest zachwiana. Jako ludowiec poszedł na trudną drogę porozumienia z PPR – mówił w Radiu Gdańsk historyk i nauczyciel.
WOLNE WYBORY PRZEGRALIBY Z KRETESEM
Wojciech Suleciński pytał gości, skąd pojawił się pomysł na referendum, a nie na wybory. Krzysztof Drażba uważa, że PPR nie czuła się pewna. – Oni zdawali sobie sprawę, że ich władza jest narzucona, wyniesiona do władzy na czerwonych bagnetach i że w Polsce nie cieszy się poparciem. Po wprowadzeniu reformy rolnej, brutalność szybko zniechęciła chłopów do komunistów. Wolne i demokratyczne wybory po prostu przegraliby z kretesem. Obawiali się i zdawali sobie sprawę z siły PSL – mówił historyk.
– Referendum wymyślił Jakub Berman. Zaniepokoił się rosnącym poparciem dla PSL. Stwierdził, żę zamiast wyborów zrobi się referendum i zobaczy, za kim jest społeczeństwo. Chodziło o stworzenie takich pytań, czy Polacy byli albo za Mikołajczykiem albo przeciwko niemu – dodał dr Maciej Żakiewicz.
OJCIEC ŚMIAŁ SIĘ Z MIKOŁAJCZYKA
Zdaniem historyka, referendum pokazało, że opada fala poparcia dla PSL. – Zmieniła się też sytuacja międzynarodowa w kwestii niemieckiej. Sam miałem kolegę w Gdańsku, który opowiadał, że jego ojciec śmiał się z Mikołajczyka. Mówił, że to naiwny polityk. Pozycja Stalina coraz bardziej rosła w Europie Środkowo-Wschodniej.
– W ludziach było jakieś przekonanie, że wybuchnie III wojna światowa. Mieli nadzieję, że alianci zareagują. Oni wyparli się i umyli ręce – dodał w audycji Co za Historia Krzysztof Drażba.
Posłuchaj audycji: