70 lat od pierwszych powojennych wyborów do sejmu. „Komuniści wiedzieli na ile mogą sobie pozwolić”

– Stanisław Mikołajczyk domagał się 40 proc. mandatów dla ludowców. Miał nadzieję, że będąc w opozycji wpłynie na politykę komunistów – mówił gość programu Co za historia.
Gościem Wojciecha Sulecińskiego był Krzysztof Drażba, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej. Tematem ich rozmowy były polskie wybory do sejmu z 1947 roku.

REFERENDUM JAKO EKSPERYMENT KOMUNISTÓW

Referendum z 1946 roku było doskonały poligonem doświadczalnym dla komunistów przed wyborami. Celem referendum było odwleczenie w czasie wyborów, które były wypełnieniem zobowiązań międzynarodowych. – Dzięki referendum poznali geografię polityczną. Zobaczyli, w których rejonach Polski mają najwięcej przeciwników. Poznali mechanizmy manipulacji i wiedzieli na ile mogą sobie pozwolić – mówił historyk.

NADZIEJE MIKOŁAJCZYKA

Komuniści chcieli porozumieć się z ludowcami ws. przeprowadzenia wyborów kontraktowych. Chcieli podzielić się mandatami poselskimi jeszcze przed głosowaniem. – Komuniści powtórzyli propozycję sprzed referendum, gdzie wbrew idei demokracji partie miały podzielić się łupem. O ile przed wyborami PSL, czując silne poparcie w społeczeństwie, nie zgodziło się na propozycje PPR-u, które proponowało im. 25 proc. głosów w sejmie. Tutaj propozycja została ponowiona – mówił historyk IPN-u. – Stanisław Mikołajczyk początkowo spuścił z tonu. Przed referendum w 1946 roku żądał 75 proc. głosów dla ludowców, w tym również dla komunistycznego stronnictwa ludowego. Tym razem domagał się 40 proc. licząc, że porozumie się z PPS-em.

– Mikołajczyk miał nadzieję, że nawet będąc w opozycji inteligencja i prawda, którą ludowcy chcieli przekazać społeczeństwu, wpłyną na politykę i będą łagodzić komunistów. Niestety tak się stało – mówił Krzysztof Drażba.

mro
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj