70 lat temu, dokładnie 25 czerwca 1950 roku, wybuchła wojna koreańska. O konflikcie, który z formalnego punktu widzenia trwa po dziś dzień, w audycji „Co za historia” Wojciech Suleciński rozmawiał z Marcelim Burdelskim z Instytutu Korei na Uniwersytecie Wrocławskim.
Jak przekonuje gość Wojciecha Sulecińskiego, atak Korei Północnej na Koreę Południową, mający na celu „zjednoczenie kraju” drogą agresji zbrojnej, nie był w zasadzie zaskakujący dla świata. – Amerykański wywiad miał informacje wcześniej. Natomiast w tamtych czasach nie było jeszcze satelitów w przestrzeni okołoziemskiej, stąd wieści o ruchach wojsk może nie były tak dokładne. Prawda jest też taka, że Korea Południowa została przez Amerykanów pozostawiona trochę sama sobie, dlatego że prezydent Syg Man Li prowadził politykę nieakceptowaną przez prezydenta Trumana. Nie radził sobie ze złą sytuacją gospodarczą – wyjaśnia Marceli Burdelski.
– W Korei Południowej toczyła się w wielu punktach walka partyzancka organizowana przez komunistów, inspirowana i zasilana z Północy. Przez rok mieliśmy praktycznie małą wojnę, starcia oddziałów, od kompanii do dwóch batalionów, i zajmowanie terenów na obszarze przygranicznym. Realia tamtejsze to nie były realia dzisiejsze. Wówczas 95 procent Koreańczyków mieszkało na wsi, w dość zacofanym, prymitywnym rolnictwie. Jeszcze w 1960 roku Korea Południowa miała PKB na głowę 100 dolarów, Północ – 200. Wtedy twierdzono, że to jest wyższość systemu – wylicza ekspert z Instytutu Korei na Uniwersytecie Wrocławskim.
Zapraszamy do wysłuchania całej audycji.
(fot. Flickr/U.S. Army Korea – Installation Management Command/Maj. R.V. Spencer)