Czy wraz z rokiem szkolnym rozpocznie się fala protestów nauczycieli? „W środowisku jest potężne niezadowolenie”

W czwartek przed siedzibą Ministerstwa Edukacji i Nauki w Warszawie odbył się protest pracowników oświaty NSZZ „Solidarność”. Czy protest był potrzebny? Olga Zielińska zapytała o to Ryszarda Proksę, przewodniczącego Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.


Ryszard Proksa wskazał, ze główną przyczyna pikiety jest brak realizacji punktu szóstego porozumienia podpisanego w 2019 roku przez Komisję Krajową NSZZ „Solidarność” z Beatą Szydło, pełniącą wówczas obowiązki premiera.

– Przypomnę, że chodzi o powiązanie wynagrodzenia nauczycieli ze średnią płacą w kraju. Nie wiem, dlaczego upór jest aż tak duży. Propozycje złożone przez ministerstwo są dla nas wręcz niepokojące, bo tak naprawdę mają umożliwić zaoszczędzenie na nauczycielach. Wychodzi na to, że rząd zyska na tej pseudopodwyżce parę miliardów złotych. Dodatkowym powodem jest to, że w ogóle nie ma rozmów, a do końca sierpnia rząd musi przedstawić budżet. Jeżeli już to zrobi, nie będzie już mowy o żadnych radykalnych zmianach płacowych. Przypomnę, że od 2019 roku w oświacie nie było żadnej waloryzacji płac, nawet inflacyjnej, i wygląda na to, że w 2022 roku będzie podobnie – tłumaczył przewodniczący.

„Solidarność” domaga się zmiany systemu wynagradzania, a rząd proponuje zwiększenie pensum, czyli liczby godzin pracy nauczyciela przy tablicy.

– Mamy osiemnaście godzin, a zaproponowano nam podwyższenie do dwudziestu. To jest jednoznaczne z tym, że rząd nie dokłada ani złotówki do oświaty, ponieważ średnio w oświacie funkcjonują prawie trzy godziny nadliczbowe, które przenosi się do etatu. Mało tego, zaproponowano nam obniżenie o jedną trzecią funduszu socjalnego nauczyciela i zmniejszenie liczby stopni awansu zawodowego o jeden z czterech stopni przez likwidację stopnia nauczyciela kontraktowego. To następne oszczędności, jeśli chodzi o budżet. W ten sposób per saldo wychodzi, że tak zwana podwyżka o 450 złotych, którą zaproponował rząd, jest niczym innym, jak sfinansowaniem go godzinami nadliczbowymi, a do tego dochodzą jeszcze prawie dwa miliardy oszczędności na funduszu socjalnym i awansie zawodowym. I to jest tak zwana oferta waloryzacji płac – podkreślał Ryszard Proksa.

Przewodniczący Sekcji Krajowej „Solidarności” ostrzegał, że niezadowolenie nauczycieli rośnie.

– Sytuacja bardzo mocno się polaryzuje. Nie chcę teraz stawiać warunków czy szantażować, jak nas się szantażuje przy każdej podwyżce, ale niezadowolenie w środowisku oświatowym rzeczywiście jest potężne, bo naprawdę zeszliśmy poniżej minimum, a rząd tylko próbuje „ręcznie” utrzymać nauczycieli na płacy minimalnej. Wydawało nam się, że po ostatnim strajku nauczyciele długo będą „leczyć rany”, ale myślę, że ten proces nastąpi o wiele szybciej, niż sądzą rządzący – zapowiadał Ryszard Proksa.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj