O inicjatywie obywatelskiej NSZZ „Solidarność” w sprawie wprowadzenia emerytur stażowych, zbieraniu podpisów, płaceniu za pracę „pod stołem” Olga Zielińska rozmawiała z Markiem Lewandowski, rzecznikiem „Solidarności”.
– Z poparciem politycznym jest różnie, w Zjednoczonej Prawicy słabo było widać wolę do wprowadzenia emerytur stażowych, więc zdecydowaliśmy się na wniosek obywatelski – tłumaczył Marek Lewandowski. – Przygotowaliśmy projekt, złożyliśmy go do Marszałek Sejmu i rozpoczęliśmy zbieranie podpisów. Zależy nam na maksymalnie dużej ich liczbie, aby politykom nie przyszło do głowy wyrzucenie ich do kosza.
Jak tłumaczył, emerytury stażowe to konsekwencja systemu emerytalnego, który obowiązuje w Polsce.
– To jest system kapitałowy, a więc moja emerytura zależy od składek wpłaconych do ZUS. Te składki, będące częścią mojego wynagrodzenia, są księgowane na indywidualnym koncie i solidnie waloryzowane, powyżej poziomu inflacji. Moja emerytura zależy więc od ilości zgromadzonych środków. Im więcej pieniędzy będzie w systemie, tym wyższa zostanie wypłacona emerytura. Dlatego chcemy, aby osoby, które przez 35, 40 wpłacały składki, czyli część swojego wynagrodzenia, zgromadziły solidny kapitał emerytalny, mogły przejść na emeryturę wcześniej. Bez względu na wiek. Są bowiem osoby, które bardzo wcześnie rozpoczęły pracę i mają bardzo duży staż. Z kolei inny w ogóle nie płacą stawek emerytalnych, bądź płacą je w zaniżonej wysokości i tego kapitału emerytalnego nie zbierają – zwrócił uwagę rzecznik „Solidarności”.
Związkowa kampania poświęcona emeryturom stażowym kierowana jest także do osób młodych, aby uświadomić im, że warto starać się o stałą pracę i nie godzić się na otrzymywanie części wynagrodzenia „pod stołem”. – To jest główny cel; uświadomienie wszystkim, że jeśli nie będziemy płacić składem emerytalnych, to nie będziemy otrzymywać w przyszłości emerytury. Ona będzie niska nie dlatego, że mało zarabiamy, tylko dlatego, że płacimy niewiele składek – mówił Marek Lewandowski.
Rzecznik związku podał też przykład. Obecnie przeciętne wynagrodzenie to około 6 tysięcy złotych brutto, ale tak naprawdę to 7 200 zł, które pracodawca musi w związku z naszą pracą zapłacić. W tej kwocie 1200 złotych stanowi bowiem składka emerytalna, która nie jest podatkiem, ale zostaje odprowadzona do ZUS-u.
– Pracodawcy często starają się oszukiwać, mówiąc „dam ci pod stołem”. To oznacza, że zostaliśmy oszukani na 1200 złotych z naszych pieniędzy. I to staramy się w tej kampanii pokazać – stwierdził Marek Lewandowski.
Zwrócił uwagę także na to, że jeśli zaczniemy pomnażać kapitał w wieku 40 lat, to czasu na zgromadzenie odpowiedniej kwoty może być już za mało. – Niskie emerytury będą wtedy, gdy nie będziemy płacić składek od swojego wynagrodzenia, a dziś wiele osób robi wszystko, aby uciekać od tego obowiązku i nie wpłacać własnych pieniędzy na przyszłość. Potem nawet sławni aktorzy pokazują, że są biedni i nie mają jak żyć, ponieważ wszędzie otrzymywali umowy o dzieło i nie wpłacali ani grosza na składki emerytalnej – przypomniał Marek Lewandowski.
Solidarność, promując inicjatywę w sprawie emerytur stażowych, przekonuje także, że każdy powinien mieć wybór w zakresie czasu przejścia na emeryturę. – To jest rzecz podstawowa – przekonuje rzecznik związku i przypomina o zmianie, która została wprowadzona, a może pomóc w podjęciu decyzji. – Udało się nam doprowadzić w ZUS-ie do wypracowania kalkulatora emerytalnego, który pokazuje, ile będzie wynosiła moja emerytura, gdybym dziś zakończył pracę, ile jeśli popracuję jeszcze rok, a ile jeśli będzie to 5 lat. To są ogromne różnice, więc pracownik podejmuje decyzje, czy mu to odpowiada, czy nie.
Podpisy w sprawie emerytur stażowych są zbierane do 6 października. Jeśli będzie ich niewiele, np. 100 – 150 tysięcy, to „Solidarność”, jak powiedział Marek Lewandowski, weźmie pod uwagę wycofanie wniosku, ponieważ będzie to znaczyć, że społeczeństwo nie chce takiego rozwiązania. – Jeśli natomiast będzie to milion podpisów, to politycy nie odważą się wyrzucić tego rozwiązania do kosza.
W audycji poruszony został również wątek płacy minimalnej. Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii zapowiedziało, że w przyszłym roku ma być ona podniesiona o 200 złotych.
– To zbyt mało – mówi Marek Lewandowski i przypomina, że póki co to tylko propozycja, ponieważ formowanie budżetu trwa do połowy września. – W tym czasie wiele może się jeszcze zmienić. Naszym zdaniem wzrost o 200 zł jest zbyt niski w stosunku do prognozowanego wzrostu gospodarczego. Celem strategicznym „Solidarności” jest, aby płaca minimalna osiągnęła 50 procent przeciętnego wynagrodzenia. Kwota trzech tysięcy złotych spełniałaby ten warunek, ale dzisiaj. A patrząc na wskaźniki makroekonomiczne, czyli planowany wzrost, wiemy, że jesienią przyszłego roku będzie to zupełnie inna relacja. Dlatego postulujemy większy wzrost płacy minimalnej.