Roman Gałęzewski, przewodniczący Solidarności w Stoczni Gdańsk

Agencja Rozwoju Przemysłu wprowadza opinię publiczną w błąd, bo dobrze wie, że w przypadku upadłości stoczni, nie dostanie nic. Natomiast, jeśli kredyt da ktoś inny, to te pieniądze trafią do Agencji – powiedział w Rozmowie Kontrolowanej przewodniczący Solidarności w Stoczni Gdańsk Roman Gałęzewski.
Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie przewodniczący.

Roman Gałęzewski: Dzień dobry.

AM: Pracownicy w stoczni dostali dostali już drugą transzę tej wypłaty za czerwiec czy nie?
RG: Tak. Drugą, ale jeszcze będzie trzecia.

AM: To już teraz nie w dwóch, tylko w trzech?
RG: Tak, teraz nie w dwóch, tylko w trzech.

AM: I tak będzie już przez kolejne miesiące? Bo to jest nie pierwszy miesiąc.
RG: Ja sądzę, że to się kończy, bo będzie albo w jedną, albo w drugą stronę.

AM: Czyli nie będzie w ratach, bo nie będzie nic, tak?
RG: To znaczy nie, że nie będzie nic, tylko że inwestor, właściwie właściciel, będzie musiał podjąć decyzję co dalej.

AM: Ale jaka to będzie decyzja? Że koniec tej stoczni?
RG: My mamy nadzieję, że będzie decyzja pozytywna. Że będzie rozwój i będzie ze stocznią dobrze.

AM: Ale odbyliście już jakieś spotkanie z właścicielami? Nie wiem, pracownicy, związkowcy, jakieś uspokajające spotkania były czy nie?
RG: Nie można robić spotkań uspokajających. Trzeba zrobić spotkania rzetelne, mówiące prawdę.

AM: Były?
RG: Tak, było wiele. Natomiast, ta prawda jest bardzo trudna, dlatego że tak naprawdę akcjonariusze między sobą nie mogą się dogadać i co chwilę są zmieniane decyzje, co chwilę są jakieś inne informacje.

AM: Ale zanim o tych akcjonariuszach, bo to jest tak. Z jednej strony to są Ukraińcy, mówmy w skrócie, a z drugiej strony Agencja Rozwoju Przemysłu. Ale Ukraińcy są jakby większościowym właścicielem, więc czy to nie oni powinni dbać o tę firmę?
RG: No oczywiście, że tak.

AM: Ale robią to, czy nie robią?
RG: Wie Pani, w momencie kiedy był zakup stoczni, były inne warunki. Ja tylko przypomnę, że stoczni nikt nie chciał. Ani naszej, ani Stoczni Gdynia, ani Szczecin. Nie było tam kolejki inwestorów. Słyszeliśmy o Katarczykach, Kuwejtczykach, różnego rodzaju innych inwestorach. W końcu nawet zaproponowano Ukraińcom, by kupili Szczecin i Gdynię. Po due diligence, przed zakupem stoczni, okazało się, że Agencja Rozwoju Przemysłu zadłużyła jeszcze dodatkowo stocznię o 150 milionów złotych. W momencie kiedy już, prawdę mówiąc, wszystkie papiery do Unii były przygotowane. I wtedy zaproponowano Stoczni Gdańsk, właściwie nie Stoczni Gdańsk, tylko Ukraińcom, żeby jeszcze dopłacili 150 milionów złotych na rzecz zaspokojenia długów, które Agencja Rozwoju Przemysłu, bo ona była właścicielem, zrobiła. Po różnych dyskusjach, kiedy Ukraińcy zostali postawieni przed faktem dokonanym, to zaproponowano im, że te 150 mln zł, to oni dostaną z pożyczki, którą da ARP, ale natychmiast te pieniądze muszą pójść na spłatę zobowiązań. Mówię jeszcze raz: zobowiązań, które ARP sobie narobiło. A więc Skarb Państwa, ZUS i tak dalej. I te pieniądze oddali. Także jak dzisiaj się mówi za ile kupili stocznię Ukraińcy, to trzeba powiedzieć, że oni kupili ją za 300 milionów przez podwyższenie kapitału. Dodatkowe 115 milionów włożyli w dodatkowe inwestycje, roszczenia itd. I 150 milionów, które dołożyli, ale których jeszcze nie spłacili.

AM: Panie przewodniczący, to jest biznes, tak? Jak się wchodzi w taki biznes, to się kalkuluje czy nas na to stać i czy zrobimy na tym jakiś biznes. A ja dzisiaj mam takie wrażenie, że jest wyciąganie ręki po kolejne publiczne pieniądze.
RG: Dobrze, a Pani powie mi jakie?

AM: No takie na przykład, żeby Agencja Rozwoju Przemysłu kupiła działki, których nikt nie chce kupić.
RG: Dobrze, więc ja się tylko zapytam jedną rzecz. Jeżeli w ten sposób podchodzimy, to powiedzmy sobie tak: jakie jeszcze publiczne pieniądze, bo ja powiedziałem, że 150 milionów złotych to była pożyczka na spłatę długu Agencji Rozwoju Przemysłu. To jest tak, gdyby pani narobiła długi i w ostatnim momencie, kiedy już Pani wydała ogromne środki na zrobienie bilansów, różnego rodzaju opracowań, to w momencie kiedy była wtedy, bo była, koniunktura, Ukraińcy liczyli, że jakoś sobie z poradzą z tymi 150 milionami. A teraz, jeśli przechodzimy do innego pytania, to gdy Pani mówi: Ukraińcy sięgają po publiczne pieniądze, to ja się pytam, czy jeżeli chce pani sprzedać własne mieszkanie, które jest jakoś zadłużone, to czy trzeba zdjąć hipotekę z tego zadłużenia czy nie?

AM: Tak, jedna z ostatnich propozycji jest taka, żeby zdjąć hipotekę z hali K1, tak?
RG: Z hali K1, bo na tę halę są chętni, którzy chcą udzielić kredytu pod tę halę. Tylko to się nazywa „leasing zwrotny”.

AM: No dobrze, ja rozumiem, że to jest taka propozycja, ale też przemawia do mnie to, co mówi ARP, że za tę hipotekę ma być hipoteka na jakichś gruntach, które są dużo mniej warte niż wartość hipoteki.
RG: Pani redaktor, moim zdaniem agencja  wprowadza w błąd opinię publiczną. Dlatego, że Agencja Rozwoju Przemysłu wie dobrze, że w przypadku upadłości, bo tylko taki wariant rozważamy, nie dostanie nic. I pani za to zapłaci. Pani, ja, wszyscy za to zapłacimy. Natomiast w momencie, gdy ten kredyt na tę halę da ktoś inny, niż agencja. Niepubliczne pieniądze, inne pieniądze. Te pieniądze automatycznie w dużej części trafią do Agencji, trafią do Energi, wszędzie indziej.

AM: No dobrze, idąc tym tokiem myślenia, to dlaczego agencja się na to nie zgadza?
RG: Niech Pani się zapyta właśnie tę agencję.

AM: Ale ostatnio Pański zastępca, Karol Guzikiewicz, mówił że Skarb Państwa gra na upadłość Stoczni Gdańsk. Ale po co?
RG: Nie wiem.

AM: Po co tej władzy, po co agencji upadłość stoczni? Przecież to jest nielogiczne.
RG: Pani redaktor, ja pani pokażę pismo, przyniosłem ze sobą, gdzie agencja podpisała, jeśli pani mówi o gruntach, o sprzedaży gruntów, to tę sprzedaż gruntów wymyśliła Agencja Rozwoju Przemysłu. Bo Agencja Rozwoju Przemysłu, jak pani sobie przypomina, w różnych mediach mówiła, że Ukraińcy kupili stocznię tylko po to, żeby ciekawe grunty przejąć, sprzedać i tak dalej.

AM: No nie, mówimy o jakichś działkach wodnych, których podobno nikt nie chce kupić.
RG: My nie mówimy o działkach wodnych. My mówimy o gruntach, najładniejszych gruntach, które z nabrzeżami są naprzeciwko budowanego nowego miasta. I te grunty to jest kilkadziesiąt hektarów, które chcieli oddać Ukraińcy. A dlaczego chcieli oddać Agencji Rozwoju Przemysłu? Tylko dlatego, że sprzedaż tych działek, nie działek wodnych, tylko działek przy wodzie, jest obarczona pewnymi procedurami. Między innymi taką procedurą jest zgoda portów, zgoda trzech ministerstw, żeby te działki było można sprzedać, a Agencja mogła to zrobić szybko.

AM: Dobrze Panie przewodniczący, to niech mi Pan powie, dlaczego Agencji Rozwoju Przemysłu miałoby zależeć na upadłości stoczni? Po co?
RG: Agencja Rozwoju Przemysłu działa w sposób polityczny. Działa bardzo dziwnie, bo jeżeli ja słyszę, że w momencie, kiedy kupuje się suchy dok, kiedy jest żywa gotówka – 150 milionów złotych, jeżeli był przetarg na kupno doku i Ukraińcy chcą ten dok kupić za 150 milionów złotych. I nagle Agencja Rozwoju Przemysłu znajduje króliczka w postaci Cristu i daje mu pożyczkę nie po to, żeby pieniądze z zewnątrz przyszły do stoczni. Tylko żeby pani pieniądze, moje pieniądze pożyczyć Cristowi, który w tej chwili wprowadza w Polsce ziemię obiecaną, ale nie tę ziemię obiecaną w naszych myślach.

AM: To prywatna, dobrze rozwijająca się firma, nie?
RG: Tak? 50 osób, a reszta na umowach śmieciowych, gdzie nikt nie chce pracować. Tylko Koreańczycy z Korei Północnej, Wietnamczycy.

AM: No dobrze, a kto realizuje taki polityczny scenariusz?
RG: Pani redaktor, pani dobrze wie, że ja jeżdżę, buduję i remontuję po całym świecie. Ja pracuję nadal. I teraz jeżeli tam nawet, za granicą, mówią: „Broń Panie Boże cię od Cristu, bo tam się pracuje jak zwierzęta…”

AM: Ale kto w takim razie realizuje taki scenariusz ?
RG: Nie wiem. A kto promuje zatrudnienie na umowy śmieciowe w miejscach, gdzie tych umów nie powinno być? Kto to promuje?

AM: To nie jest kwestia promocji, tylko taka jest rzeczywistość. Pan dobrze wie.
RG: Nie, to jest kwestia promocji. Bo jeżeli się daje pieniądze zakładowi, Cristowi w wysokości bodajże prawie 300 milionów złotych publicznych pieniędzy, na to, żeby zatrudniali Koreańczyków z Korei Północnej i jeszcze innych ludzi, bo nasi już nie chcą tam pracować, nasi wyjeżdżają gdzie indziej, to ma pani odpowiedź. I moje pytanie jest jeszcze jedno. A skąd będziemy mieli na podatki? Ta dziura, między innymi pana Rostowskiego, 24 miliardy, jest między innymi dlatego, że połowa tych firm w Polsce nie płaci wszystkiego, co powinna płacić.

AM: Poproszę, żebyśmy się dziurą już nie zajmowali. Niech inni się dzisiaj tym zajmują. Niech mi Pan powie, co będzie dalej ze stocznią? Jaki według Pana jest scenariusz, patrząc na to co się dzieje?
RG: Nie wiem. Bo wydaje mi się, że wszystkie biznesowe rozwiązania są odrzucane przez polityków. Więc jeżeli wchodzą w grę niebiznesowe, to trzeba zapytać wróżki albo polityków.

AM: No dobrze, ale wróżki tutaj nie mamy. A co będzie, jeśli stocznia upadnie?
RG: To będzie kolejny zakład, który upadnie, dlatego że w polityce nie dorośli do rządzenia tym krajem.

AM: Ludzie znajda pracę?
RG: Nie, nie znajdą. Połowa z nich nie znajdzie na pewno pracy.

AM: Dziękuję za rozmowę.
RG: Dziękuję.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj