– Uważam, że jest spora szansa na uratowanie Stoczni Gdańsk. Kryzys ma wiele niszy, które można wykorzystać. Ważne, aby stocznię chciało uratować państwo, a nie tylko właściciel – powiedział w Radiu Gdańsk były szef Solidarności Marian Krzaklewski.
Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie przewodniczący.
Marian Krzaklewski: Dzień dobry Państwu, dzień dobry pani.
AM: Pan jest Lechistą? Czy bardziej fanem Barcelony?
MK: Nie jestem, ale od wczoraj to zainteresowanie zaczyna się przekształcać w uczucie.
AM: Oglądał Pan mecz?
MK: Oglądałem oczywiście.
AM: Nie na stadionie?
MK: Nie na stadionie.
AM: I jak było, Pana zdaniem?
MK: Naprawdę to była dobra promocja Gdańska, Lechii, a przede wszystkim piłki nożnej. Była dynamika. Widać, że Lechii chciało się grać. Wydaje się, że na początku byli nieco sztywni, onieśmieleni, ale później…
AM: Jeden z naszych słuchaczy wygrał taką ładną koszulkę. Pan lubi takie firmowe koszulki? Ma Pan Barcelony albo Lechii? Teraz musi Pan zakupić.
MK: Nie mam. Troszkę takich miałem w składzie ze względu na moją działalność z ubiegłych lat. Ale z takich koszulek, to pamiętam koszulkę takiego teamu, jednego z najlepszych w kolarstwie. Włosko-amerykański team Mengoni. Kiedyś był to też słynny kolarz, ale kilkadziesiąt lat temu. Ta koszulka została przekazana koledze, który jest jednak bardziej wytrzymały i jeździ na rowerach.
AM: Jesteśmy teraz Lechistami, a na pewno fanami futbolu. Ale wczoraj nie wszyscy mieli powód do radości, jak ci co oglądali mecz. Mówię o związkowcach ze Stoczni Gdańsk. Historia trochę zatacza koło, jeśli chodzi o Stocznię Gdańsk. Firma jest właściwie na granicy upadku. Mówię, że zatacza koło, bo firma już kiedyś raz upadła.
MK: Upadłość chyba była ogłaszana tak represyjnie. Jeszcze swego czasu zarząd Rakowskiego, później rząd minister Kaczmarek w 1996 roku ogłosił upadłość. Właśnie wtedy, w trakcie upadłości Stoczni Gdańsk powstała taka inicjatywa.
AM: Ale zanim o tej inicjatywie, bo o to też chciałabym Pana zapytać. Ostatnio prasa donosiła o tym, że macie jeszcze jakieś pieniądze. Zanim o tym, przygląda się Pan tej sytuacji w Stoczni Gdańsk. Ja nie wiem, czy to jest kwestia szczęścia tej firmy, czy po prostu takiego spotu zdarzeń i nieumiejętności prowadzenia biznesu? A może po prostu tylko i wyłącznie dekoniunktury?
MK: Przyglądam się i nawet staram się ekspercko przyglądać. Z powodu tego zainteresowania, nie tylko stocznią gdańską, a sektorem stoczniowym i tego, że tu mieszkam, i że jestem w Solidarności. Trzykrotnie byłem sprawozdawcą dokumentów z inicjatywy własnej, europejskiej dotyczących sektora stoczniowego. W tej chwili kończę dokument dotyczący sektora napraw i przebudów. Bardzo ważny, bo on, jeśli chodzi o Europę, ma 30% obrotów światowych. Jeśli chodzi o stocznię gdańską, też się przyglądam. Wiem, że wczoraj wieczorem miało być kluczowe spotkanie właściciela.
AM: I podobno nic.
MK: Tak, tu powiem krótko jakie widzę możliwości. Na pewno, jeśli chodzi o zarządzanie stocznią, uzyskiwanie zleceń, to trzeba wchodzić dynamicznie, nawet wyprzedzać takie bardzo ciekawe nisze rynkowe, które w tej chwili są. Na przykład te nisze dotyczące przechodzenia na paliwo gazowe, na niską emisyjność siarki. To wiedzą fachowcy, że teraz wchodzi konwencja Marpol, która dotyczy wód bunkrowych.
AM: Panie przewodniczący, z całym szacunkiem, ale to jest kwestia pewnej strategii firmy. A zlecenia muszą być tu i teraz, na dziś.
MK: Tak, ale firma idzie pod tendencje rynkowe, żeby się utrzymać. Oczywiście poszło w kierunku elektrowni wiatrowych, ale za bardzo jednowymiarowo. Do tego trzeba było dołączyć statki zakładające wieże.
AM: Czyli mówi Pan, że źle zarządzana firma?
MK: W tej chwili nie chciałbym wydawać cenzurki, bo nie widziałem dokumentów firmy. Tak głęboko nie interesowałem się aktualnie prowadzoną przez firmę strategią. Ale widzę, że jest zbyt mała dywersyfikacja i właśnie nie wyprzedzanie tych sytuacji, które pojawiają się na rynku. W tej chwili w ogóle sektor europejski może dobrze przejść przez aktualny okres, gdy będzie wchodził w takie wyspecjalizowane nisze. Popatrzmy na stocznię Shipbuilding. Co kilka, kilkanaście tygodni jest wodowany tzw. inteligentny statek, jeśli chodzi o budowlaną część remontowej.
AM: Ale widzi Pan, że może dlatego, że tam jest biznes, jest wizja. W tej firmie nie ma państwa.
MK: Przy remoncie platformy robi się prerafinerię. Zarabia się na tym. Idzie się w kierunku oprzyrządowania. Tak jak mówimy o tych silnikach na płynny gaz, żeby zmierzyć się z tymi zakazami emisji CO2 i tlenów azotu.
AM: Ale wróćmy do Stoczni Gdańsk. Jaka jest dzisiaj, Pana zdaniem, rola Agencji Rozwoju Przemysłu?
MK: Powiem szczerze, że jakby tutaj jakby Stocznia Gdańsk była w pełni ukraińska, w pełni prywatna, to nie moglibyśmy mieć specjalnie pretensji do rządu itd. Moglibyśmy mieć pretensje do programów pomocowych dla wszystkich stoczni, żeby one konkurowały. Zaraz o tym powiem, bo to jest możliwe wyjście z tego kryzysu. Ale jeżeli Agencja Rozwoju Przemysłu ma 25%, to powinna się czuć współodpowiedzialna. To jest nie jest tak, że jest jakąś tam przystawką.
AM: A, Pana zdaniem, się nie czuje?
MK: Ja uważam, że jeżeli już Agencja tam jest i to jest agenda rządowa, to przecież są zasady ramowe w ogóle dotyczące dozwolonej pomocy dla stoczni w Unii Europejskiej. Tam jest wyraźnie powiedziane: pomoc innowacyjna, na kredyty eksportowe, a także regionalna na rozbudowę infrastruktury produkcyjnej właśnie w kierunku innowacyjnych, nowych produktów. Dlaczego do tej pory rząd nie złożył do Brukseli takiej inicjatywy, że udzieli pomocy w tych kierunkach, które są dozwolone w UE? Ja byłem sprawozdawcą dokumentów dotyczących tych zasad ramowych. Ze strony polskiej nie było ani jednego wniosku. Ja już mówiłem na ten temat w audycji „Ludzie i pieniądze”.
AM: Dobrze, ale może Agencja po prostu nie chce dotować, pomagać w dużej części prywatnej firmie?
MK: Jest współwłaścicielem. 25% akcji. Przecież odpowiedzialność jest właścicielska. To jest ewidentna sprawa. Ale mi się wydaje, że jeżeli jest Agencja, to ona jest agendą rządową. To w takim razie rząd patrzy jakie instrumenty są możliwe, żeby pomóc Stoczni Gdańsk i innym stoczniom. I jednocześnie, żeby nie było to sprzeczne z zasadami ochrony konkurencyjności UE. I mówię, że jest prawo, zasady ramowe dotyczące dozwolonej pomocy państwa dla sektora stoczniowego. Znam tam każdy akapit, bo byłem sprawozdawcą tego dokumentu w UE. Właśnie specjalnie po to, żeby mieć udział w tym sektorze stoczniowym i tutaj coś pomóc. Żeby przestawić te stanowiska polskie.
AM: Sytuacja w stoczni jest zła. Do tego stopnia zła, że to jest już któryś miesiąc, w którym pracownicy albo dostają w ratach, albo dostają mniej. Przedstawiciele związku mówią, że właściwie te pensje są teraz niższe. Wróćmy do tej Pańskiej inicjatywy z 1996 roku „Solidarni ze stocznią gdańską”. Ostatnio Gazeta Wyborcza napisała, że stowarzyszenie ma sporo pieniędzy na kontach.
MK: Znaczy ja powiem krótko, że w tej chwili jest 3 miliony. Myśmy w 1996 roku zebrali 5 milionów. Ale co było najważniejszym dealem, bo o dwóch, trzech najważniejszych sprawach Gazeta Wyborcza nie napisała. I to jest właśnie taki styl pisania.
AM: Ale nie rozmawiajmy o dziennikarzach.
MK: O dziennikarzach nie. Bo nie wolno było napisać o tym na czym polegał ten deal, jeśli chodzi o cegiełki. Jak stocznia była w upadłości ogłoszonej w 1996 roku, to co myśmy właśnie dzięki cegiełkom zrobili? Gdy pracownicy mieli być zwolnieni i nie było produkcji, to myśmy wypłacili pracownikom przez miesięczne, de facto pomostowe wypłaty. Wtedy poszło na to pół miliona złotych, czyli nie były pełne. I przede wszystkim daliśmy gwarancję na pożyczkę w wysokości 20 milionów dolarów na budowę dwóch kontenerowców. W trakcie upadłości uratowaliśmy produkcję.
AM: I tego nikt nie kwestionuje.
MK: Czy wiedziała pani o tym?
AM: Wiedziałam i zapomniałam. Mogę tak powiedzieć.
MK: Ale w gazecie faktycznie nikt o tym nie napisał .
AM: Ale wie Pan co mnie zadziwiło? Zadziwia mnie to, że 2013 roku to stowarzyszenie i te pieniądze wciąż jeszcze funkcjonują.
MK: Ta pożyczka na 20 milionów na utrzymanie produkcji do nas wróciła, bo to była gwarancja. Myśmy do 2008 roku udzielili różnego rodzaju zasiłków. Jednorazowych, zwrotnych, także chorobowych na 4 miliony 700 tysięcy złotych dla stoczniowców gdańskich. Oprócz tego, w trakcie gdy stocznia gdańska była spółką Stoczni Gdynia, udzielaliśmy nawet pożyczki na produkcję, na drut spawalniczy. To było prawie 700 tysięcy złotych.
AM: Chce mi Pan powiedzieć, że ciągle jesteście potrzebni, bo ciągle musicie wspierać?
MK: A w momencie, gdy była remontowana sala BHP, daliśmy największy wkład, jeśli chodzi tę salę. Gazeta Wyborcza w ogóle o tym nie napisała, tylko powiedziała, że myśmy się nie wywiązali z oświadczenia, że będziemy pomagać sali BHP. Daliśmy 2 miliony złotych cegiełek.
AM: Dzisiaj też jest jakaś forma pomocy?
MK: Jeśli chodzi o cegiełki, krótko, zebraliśmy 5 milionów. Ja przez odpowiednie interwencje, nawet pomimo kryzysu w funduszach inwestycyjnych, pomnożyłem to dwukrotnie. W sumie na pomoc socjalną, na pomoc dla stoczni i na salę BHP wydaliśmy 7 milionów. I mamy około 3 milionów. Czyli obracając na jeszcze 100 procent, te cegiełki zapracowały. Z zarządu cegiełek, czyli ja i moja pani sekretarz i skarbnik, cały czas jesteśmy społeczni.
AM: Dobrze, ale teraz planujecie jakąś pomoc związkowcom?
MK: Co my możemy zrobić? W zasadzie możemy tylko oferować pomoc socjalną. Ja uważam, że nie możemy też utworzyć takiej sytuacji, że my jednorazowo uruchomimy pomoc socjalną i ktoś znowu strzepie z siebie kurz i powie, że chwilowo, na trzy tygodnie ze stocznią gdańską jest spokój. Gdybyśmy to zastosowali, to byłby zły lek,
AM: Czyli tak nie będziecie robić?
MK: My planujemy. Ostatnio zmienialiśmy statut. I pan redaktor zauważył tylko jeden punkt zmian.
AM: Czyli co będziecie robić z tymi pieniędzmi? Niech Pan powie.
MK: Przy tej zmianie statutu jest wyraźnie napisane. Będziemy wchodzić w takie inicjatywy wsparte funduszami europejskimi, żeby pomagać stoczni gdańskiej nawiązać działalność gospodarczą. Gdyby była emisja akcji stoczni gdańskiej, kiedyś chcieliśmy za te pieniądze, które nam zostały po prostu kupić część pakietu akcji Stoczni Gdańsk. I pomagać jako współudziałowiec.
AM: Ale dzisiaj już nie ma takiego planu.
MK: Bo w tej chwili nie ma nawet możliwości wykupienia akcji. Moglibyśmy wchodzić na zasadzie podwyższenia kapitału. Ale co to jest 3 miliony? To jest kropla w morzu.
AM: Panie przewodniczący, myśli Pan, że tym razem uda się uratować stocznię przed upadłością?
MK: Szanse są, bo generalnie przy kryzysie stoczniowym są naprawdę bardzo ciekawe nisze, o których już tu mówiłem.
AM: Tak, ale dziś brakuje pieniędzy na płynność finansową.
MK: Niech wezmą dokument z zasadami ramowymi. W tej chwili mogę go przesłać. Wszyscy powinni to znać na pamięć. Zasady ramowe dotyczące pomocy państwa dla sektora. Tylko to musi państwo, nie właściciel, powiedzieć: my chcemy udzielić pomocy. Ja uważam, że trzeba udzielić, bo w tej chwili już stocznia spada poniżej tzw. masy krytycznej. Ale są możliwości i dlatego uważam, że nawet przez obecność Agencji Rozwoju Przemysłu, ale nie tylko z tego względu, należy udzielić. Bo jakby nie było, Agencja Rozwoju Przemysłu udzieliła pomocy dla Crista na zakup suchego doku. I teraz było to rozpatrywane w Unii Europejskiej. W ostatnich dniach przyszła informacja, że pomoc była dozwolona, pomimo że wcześniej nie było wniosku o uznanie pomocy. Czyli to było post factum. Ale 25 lipca komisja ogłosiła, że była dozwolona, bo właśnie była udzielona na zasadach rynkowych.
AM: Ale skoro można było pomóc Cristowi, można też pomóc Stoczni Gdańsk. Taki jest z tego wniosek.
MK: I na jaką skalę to było Cristowi! 100 milionów, jak nie więcej.
AM: Coś około. Dziękuję bardzo.
MK: Dziękuję bardzo.