Basil Kerski, dyr. Europejskiego Centrum Solidarności

– „Klęska” dzisiejszych związków zawodowych jest czymś normalnym. Nie łatwo odnieść proste sukcesy polityczne. Nie ma jednego wroga, nie ma partii, która ma monopol. Związek zawodowy ma teraz inne zadania, które trudno określić – powiedział w Radiu Gdańsk Basil Kerski.

Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie dyrektorze, witam.

Basil Kerski: Witam. Dzień dobry.

AM: Kilka dni temu w „Gazecie Wyborczej” ukazał się wywiad z Władysławem Frasyniukiem. On mówi, że niewiele zostało z dawnej Solidarności, że słowo etos stało się epitetem. Mówi to pewnie z żalem, szczególnie, że to człowiek dawnej Solidarności. Pan się zgadza, że tak właśnie jest? On mówi tak: „Nie ma tolerancji, otwartości na drugiego człowieka, chęci rozmowy, woli współpracy. Solidarność znaczyła, że silniejszy wspiera słabszego. Ta pierwsza nie była ideologiczna. Dzisiaj brakuje pozytywnego myślenia.”
BK: Zgadzam się. Z perspektywy Frasyniuka wypowiedziałbym się podobnie. Pamiętając 80, 81 rok, tę atmosferę, w ogóle próby zrozumienia tej innej pozycji. Dzisiaj w ogóle nie ma żadnej empatii w debacie publicznej. To nie chodzi o jakąś wielką miłość, festiwal miłości, ale ciągle podkreślamy różnice, to co nas dzieli. Mnie się to nie podoba, bo żyjemy w pluralizmie. Musimy się różnić. To jest jakby natura naszego życia. Ale musimy dojść do pewnego momentu, w którym jednak potrafimy się dogadać co do zasadniczych spraw. Brakuje nam tej kultury. I tak zrozumiałem Frasyniuka. Także pod tym kątem się zgadzam.

AM: Ale brakuje, bo jeszcze nie dojrzeliśmy, bo za krótko? Bo za długo byliśmy w jakiejś niewoli? Czy po prostu taka jest specyfika Polaka?
BK: Nie, to chyba nie jest takie proste. Wydaje mi się, że świat, w którym dzisiaj żyjemy jest bardzo złożony. Niełatwo znaleźć odpowiedzi. Tutaj widzę taki piękny plakat Solidarności „Nie chcemy pracować aż do śmierci”, także nie chcemy pracować do 67. roku życia. Powiem szczerze, że jak patrzy się na to, ja sam nie mam jasnego zdania. Z jednej strony, rozumiem. Ja też nie chcę pracować aż do śmierci. Też za kilka lat być może chcę wychowywać wnuki. Ale z drugiej strony, świat się zmienił. Żyjemy 10 lat dłużej, mamy inną sytuację demograficzną. Krótko mówiąc, temat jest bardzo złożony. I powracając do tematu, bardzo łatwo uciec od takich problemów w polemikę, spór. Chowamy się za sporem. To jest problem.

AM: To jest po prostu prostsze?
BK: Wydaje mi się, że to jest dzisiejszy problem Polski. Nie to, że nie potrafimy. Oczywiście atmosfera przyjaznego dyskursu jest wielkim wysiłkiem, ciężką robotą, też jednostek. I bardzo łatwo uciec w taką pozycję „wszystko wiem lepiej”. A ten drugi, który reprezentuje inne poglądy idiotą. Jesteśmy leniwym społeczeństwem. To jest konfrontowane z bardzo trudnymi, nowymi wyzwaniami. To są jakby te punkty odniesienia.

AM: Trochę zahaczył Pan o związek zawodowy. W tym wywiadzie Frasyniuk powiedział też, że wszyscy przywódcy Solidarności chcą powtórzyć karierę Lecha Wałęsy. Że nawet jak go krytykują, to chcą do niego równać. Zgadza się Pan, że to tak właśnie jest?
BK: Chyba tak nie jest. Problem jest taki, że ten cień jest gigantyczny. Nie tylko Lecha Wałęsy, ale też tej pierwszej Solidarności. Tej Solidarności wielkich historycznych sukcesów, które były też kompromisami i przez to są dzisiaj kwestionowane. Ale znając kontekst tamtych czasów, wydaje mi się, że przyszła codzienność budowy państwa, czy właśnie konfrontacji z nowym światem. Ostatnio sprawdzałem kiedy nastąpiła zasadnicza zmiana cywilizacyjna pod hasłem: internet, globalizacja. Wie Pani, że światowy internet wprowadzono w 1989 roku? Domeny krajowe w styczniu 1990 roku. Upadek komuny, budowa nowego państwa, Europy to jest czas zasadniczych przemian cywilizacyjnych. One zmieniły nasz świat pracy, życie. I niełatwo znaleźć rozwiązanie, czy w ogóle poruszać się w tym świecie. I ta, nazwijmy to, klęska dzisiejszych związków zawodowych, a to nie jest klęska, jest czymś normalnym. Bo dzisiaj niełatwo odnaleźć proste sukcesy polityczne. Nie ma jednego wroga, partii, która trzyma jeden monopol, Moskwy.

AM: Ale czy dla związku wrogiem nie jest zawsze ten kto rządzi, bo mógłby zrobić dla związku więcej?
BK: Oj, to jest długi temat. Po pierwsze, związek zawodowy reprezentuje interesy ludzi pracy i pytanie jest kim są dzisiaj ludzie pracy. To się też zasadniczo zmieniło. Dzisiaj ludzie pracy to nie tylko osoby, które mają normalną umowę w dużych zakładach pracy. To jest masa ludzi, którzy pracują na własny rachunek. Formalnie niby są firmami. Z drugiej strony, potrzebują opieki i ochrony przez związki zawodowe. Mówiliśmy o demografii. Zmieniły się biografie. Dzisiaj ludzie nie pracują 20, 30 lat w jednym zakładzie pracy, w jednym miejscu. Na zachodzie niestety potrzebna jest mobilność. To wszystko ma wpływ na nasze życie rodzinne, na to, że ludzie mają jedno dziecko, a nie trzy. Bo łatwiej być mobilnym z jednym. Zmieniła się rola kobiet. Krótko mówiąc, rzeczowo patrząc, dzisiejszy związek zawodowy ma po prostu inne zadania i też jest potrzebny. Ale niełatwo określić swoją rolę jako także historyczny związek zawodowy, który działał w innej rzeczywistości i odnosił wielkie sukcesy.

AM: Współczesna Solidarność się sprawdza? Mówię o związku zawodowym.
BK: Mnie się wydaje, że wszystkie związki zawodowe w Europie mają ten sam problem co Solidarność. Szczególnie to, co mówiłem. Zmieniły się biografie i świat pracy. Co na pewno wydaje mi się być właściwą drogą, to jest rola moderatora. Związek zawodowy, który ze swoim dużym autorytetem stara się zorganizować dialog społeczny. Ale powiem szczerze, mówi się o tym łatwo, ale w rzeczywistości nie jest to proste. W takim społeczeństwie, o którym mówiłem, w którym wszyscy żyjemy w polemice, odgraniczamy się i w ogóle nie jesteśmy zainteresowani żmudną pracą u podstaw.

AM: Panie dyrektorze, widział już Pan może fragmenty filmu o Lechu Wałęsie?
BK: Ja widziałem tylko fragmenty w ubiegłym roku. I byłem świadkiem jak film powstawał, ponieważ w dużej mierze powstawał na terenie stoczni. Dobrze znam też Roberta Więckiewicza.

AM: Oczekuje Pan tego filmu? Czuje Pan, że znowu zacznie się jakieś małe, polskie piekiełko?
BK: Ja pochodzę do tego filmu trochę z dystansem. Uważam, że w naszej historii mamy świetne filmy, też Andrzeja Wajdy, na temat najnowszej historii Polski. Mamy „Człowieka z żelaza”, „Człowieka z marmuru”, mamy świetny film dokumentalny „Robotnicy”. Warto do nich powrócić, bo one są po prostu genialne.

AM: Ale chce Pan powiedzieć, że film o Lechu Wałęsie nie jest potrzebny?
BK: Taka biografia jak Lecha Wałęsy to jest nieskończona interpretacja. Powstanie jeszcze wiele filmów o nim i Solidarności. Na ten film patrzy się z nadzieją i obawą. Widziałem fragmenty, które mnie zachwyciły. Szczególnie uważam, że Robert Więckiewicz…

AM: Niektórzy mówią, że lepszy niż sam Wałęsa.
BK: …świetnie interpretował Wałęsę. Bardzo mi się podoba ten chwyt, że w filmie wykorzystuje się też prawdziwego Wałęsę. Znaczy materiały dokumentalne. Ja po „Katyniu” mam mieszane uczucia. W „Katyniu” pewne sceny bardzo mnie poruszyły. To jest film, który widziałem za granicą. Poruszył, zachęcił do refleksji. Ale sam film, w całości jako dzieło, mnie nie przekonał. Tak jak wcześniejsze dzieła Wajdy. Trochę się tutaj boję takiej samej sytuacji. Ale za wcześnie. Nie znamy jeszcze szczegółów.

AM: Zobaczymy. O filmie będziemy jeszcze mówić, bo go nie znamy. Jest sierpień, a sierpień to jest zawsze czas rocznicy obchodów sierpniowych. I tak jest też w tym roku. Między innymi koncert na wyspie Ołowianka. Bobby McFerrin. Dlaczego właśnie on?
BK: Po pierwsze, w tym roku jest to specyficzny miesiąc, bo są też strajki 88 roku, które doprowadziły do kompromisu przy Okrągłym Stole. Bobby McFerrin to jest tradycja koncertów plus dużych widowisk jazzowych. Podkreślam, że dużych, bo słyszałem, ze ECS robi tylko i wyłącznie małe i ucieka przed dużymi. W ubiegłym roku Quincy Jones i 20 tysięcy Gdańszczan. Nie wiem, czy to jest mały koncert. I najważniejsze wydarzenie jazzowe w Polsce. Mam wrażenie, że w Polsce Bobby McFerrin to jest postać niby znana, ale trochę jako ktoś, kto odniósł wielki sukces jednym hitem „Don’t worry be happy”. To też pasuje do naszej debaty, prawda?

AM: Właśnie, bo myślałam, że to w ogóle ten klucz. Ale to nie ten klucz. Rzeczywiście to tak pasuje.
BK: Mam nadzieję, że zaśpiewa „Don’t worry be happy” i nas zainspiruje. Nie, to jest wielki geniusz muzyki. Kompozytor, dyrygent, też człowiek, który integruje muzyków. To jest człowiek wielokulturowy, autorytet w Stanach Zjednoczonych. No i człowiek, któremu nie trzeba było tłumaczyć czym jest Solidarność i gdzie jest Gdańsk. To jest chyba też ta formuła. Zapraszamy artystów, którzy przyjeżdżają profesjonalnie, komercyjnie. Podpisywane są z nimi normalne umowy. Ale którzy znają to otoczenie i budują z nami program, który do nas pasuje.

AM: Właśnie te obchody mają być takie niewielkie. Nawet jest takie założenie. Proszę nie traktować tego w formie zarzutu, ale po prostu trochę inne.
BK: Zapraszam na stronę Sierpień Solidarności. Tam są wszystkie wydarzenia, nie tylko nasze. Z naszymi partnerami: Solidarnością, miastem, organizacjami pozarządowymi udaje nam się przedstawić Gdańszczanom bardzo bogatą ofertę sierpniową. Ona się nie skupia tylko na 31. To są, tak jak pani powiedziała, duże wydarzenia, jak za tydzień 17 sierpnia koncert na Ołowiance. To są wybitne intelektualne wydarzenia takie jak 30 sierpnia wykład „Etyka Solidarności”. Trudne pytanie, co zostało z naszych wartości, na ile one są aktualne? W ubiegłym roku był to ksiądz Boniecki. Teraz Guy Sorman. To też jest masa projektów edukacyjnych. Z prostego powodu bardziej wyeksponowanych niż bieżące. Naszym największym wyzwaniem jest przekazanie tej wiedzy historycznej. W ogóle świadomości młodszej generacji. I nie załatwimy tego wielkimi koncertami, czy to z Kylie Minogue, czy Beyonce. Chętnie poszedłbym na koncert Beyonce, ale mówiąc wprost czy to jest metoda załatwiania tego problemu generacyjnego? Chyba nie.

AM: No dobrze, to jeszcze ostatnie pytanie. Kiedy dokładna data otwarcia nowego obiektu ECS?
BK: Latem przyszłego roku. Ja marzę o terminie sierpniowym. Być może będzie to 31 sierpnia. Dlaczego „być może”? Prosta sprawa. Chcemy wreszcie otworzyć pierwszą dużą instytucję w Polsce, która działa w pełni. To znaczy, że następnego dnia po uroczystości otwarcia po prostu chcemy, żeby nastąpiła codzienność tej instytucji. W tym roku mieliśmy taką przygodę z Muzeum Żydów Polskich. Otwarto budynek bez wystawy i budynek zamknięto. Teraz słyszę, że nie wiadomo kiedy się go na nowo otworzy. Powiem szczerze, że nie chcemy się bawić w taki cyrk. Tylko chcemy otworzyć rzeczywistą instytucję. I to nastąpi latem przyszłego roku.

AM: Dziękuję bardzo.
BK: Dziękuję bardzo.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj