Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni

– Z jednej strony ważną rzeczą jest, aby ustalić jak doszło do samej bójki. O wiele ważniejszą rzeczą jest natomiast ustalenie tego, dlaczego kibice, którzy przyjechali na mecz, czas przed spotkaniem spędzili na środmiejskiej plaży, gdzie przebywało kilka tysięcy gdynian i naszych gości – powiedział Radiu Gdańsk prezydent Gdyni Wojciech Szczurek.

Agnieszka Michajłow: Panie prezydencie, jak mogło dojść do tego co się stało w niedzielę na plaży? Do regularnej wojny kiboli z gośćmi, z marynarzami, z Meksykanami na oczach setek ludzi, dzieci, rodzin?
Wojciech Szczurek: To ważne pytanie. Zadajmy je policji. Mam nadzieję, że będzie ono przedmiotem bardzo szczegółowych wyjaśnień. Nadzór nad postępowaniem prowadzonym w tej sprawie przejęła z jednej strony Komenda Wojewódzka Policji, z drugiej strony prokuratura. Też pan Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji nadzoruje działania prowadzone w tym zakresie. Z jednej strony ważną rzeczą jest, by ustalić jak doszło do samego zdarzenia, do przyczyn bójki. Ale myślę, że dużo ważniejszym pytaniem jest jak doszło do tego, że przyjęto założenie, że czas oczekiwania kibiców, którzy przyjechali na mecz, który odbywał się w godzinach późnopopołudniowych ci kibice mają spędzić na środku śródmiejskiej plaży. W niedzielę, przy temperaturze 30 stopni, w otoczeniu tysięcy Gdynian i naszych gości, którzy w tym czasie odpoczywali.

AM: Panie prezydencie, co na to odpowiada policja? Jeden, drugi komendant, z którym się Pan widział? Bo słyszę jak policja mówi, że nie można zakazać ludziom przebywania na plaży. Więc także kibolom.
WS: Te działania i decyzje będą oceniane w tym postępowaniu wyjaśniającym. Oczekuję wyjaśnień w tym zakresie. To z jednej strony wybór między tym jaka jest swoboda poruszania takich grup kibiców przemieszczających się po naszych miastach. Myślę, że wszyscy mamy świadomość, że w niektórych sytuacjach policja dość skutecznie potrafi nadzorować trasę przejścia. Myślę, że ta trasa powinna prowadzić od dworca bezpośrednio na stadion. Na stadionie, w sektorze gości oczekiwać na rozpoczęcie meczu, by po prostu unikać ryzyka. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, że, wprowadzając blisko 500-osobową grupę kibiców na plażę śródmiejską w niedzielę przy pięknej pogodzie, osób, które mają pewien styl zachowania. Niektóre z nich były pod wpływem alkoholu, niektóre spożywały alkohol na plaży śródmiejskiej. To była taka iskra, która wywołała burzę. Ale tak naprawdę tą iskrą mogłoby być zachowanie w stosunku nie tylko do naszych gości z Meksyku, ale w stosunku do każdej innej osoby, która wtedy przebywała na plaży.

AM: Czeka Pan na wyjaśnienia tydzień, miesiąc? Czy muszą polecieć głowy? O to chodzi?
WS: Pani redaktor, ja oczekuję wyjaśnień policji. Wierzę, że nastąpi to sprawnie. Będziemy pytać zarówno Komendanta Miejskiego Policji, jak i Komendanta Wojewódzkiego Policji. Mam nadzieję, że postępowanie wyjaśniające toczyć się będzie bardzo szybko. Ale też co najważniejsze, żeby wyciągnąć z tego doświadczenia wnioski jak w przyszłości zabezpieczać takie imprezy. Ja chcę powiedzieć jedną rzecz z całą stanowczością. Gdynia jest miastem bardzo bezpiecznym. Wystarczy spojrzeć na ostatnie lata i nasze statystyki. Olbrzymia w tym zasługa ciężko pracującej policji. Też jestem przeciwny uproszczeniom. Natomiast to konkretne zdarzenie musi być poddane bardzo wnikliwej analizie, bo zdarzyła się rzecz fatalna dla mieszkańców Gdyni i dla poczucia bezpieczeństwa, dla gości. Fatalna także dla miasta, które zaprasza, by do nas przyjeżdżali turyści, żeglarze, marynarze. Wizerunek naszego miasta bez wątpienia doznał uszczerbku.

AM: Dobrze, ale jakie wnioski jeśli chodzi o władzę samorządową? Dla przykładu Sopot, który też ma w sezonie wielu turystów. Nie wierząc chyba za bardzo w policję, wynajęto chyba nawet firmę ochroniarską, która w weekendy chodzi po Monte Cassino. Czy Pan ma zamiar podjąć jakieś działania? Jest też pytanie o rolę straży miejskiej.
WS: Warto to wyraźnie podkreślać: straż miejska nie jest służbą odpowiedzialną za bezpieczeństwo. To jest pewne uproszczenie. To jest służba mundurowa, która zajmuje się porządkiem w mieście. Takie działania związane np. z wprowadzeniem ustawy o porządku i czystości, dbanie o porządek w mieście – to są podstawowe obowiązki. To jest mało wdzięczna, bardzo ważna z punktu widzenia życia miasta służba. Za bezpieczeństwo odpowiada policja. Wspieramy policję. Mówimy o przestrzeni, która jest objęta monitoringiem, który był do pełnej dyspozycji policji w tym zakresie. Myślę, że trudno porównywać doświadczenie dotyczące utrzymywania porządku nawet przy dużej ilości turystów z dość zorganizowanymi grupami, które przyjeżdżają na tego typu wydarzenia sportowe. Ja też chcę, unikając jakichkolwiek uproszczeń podkreślić jedną rzecz: piłka nożna to dyscyplina sportu, która ma fantastycznych kibiców. I myślę, że oni też dziś cierpią z tego powodu, że ich ukochana dyscyplina sportu, ich klub kojarzony jest z takimi zachowaniami. Tu nie chodzi o uproszczenia. Chodzi o to, by umieć razem przeciwdziałać zdarzeniom, które źle służą sportowi, bezpieczeństwu, policji, po to byśmy się czuli w naszych miastach bezpiecznie.

AM: A jakie wnioski na przykład na kolejny mecz na stadionie Arki?
WS: Bez wątpienia w meczach o takim poziomie ryzyka będziemy rozmawiać z policją w jaki sposób zabezpiecza przejścia grup kibiców, które w sposób zorganizowany przejeżdżają przez miasto. Żyjemy w wolnym kraju, w którym z jednej strony musimy chronić bezpieczeństwo. Z drugiej strony, musimy pamiętać też o wolnościach, które należą się kibicom. Myślę, że to taka niemal filozoficzna sprawa, która się toczy od zarania. Granica indywidualnej wolności kończy się tam, kiedy zaczyna naruszać poczucie bezpieczeństwa innych. Znalezienie właściwego kompromisu, wypracowanie mądrych procedur w tym zakresie to bez wątpienia najważniejsze doświadczenie, które możemy zaczerpnąć z niedzielnej sytuacji.

AM: Gdzie jest granica bandytyzmu? Takiego stadionowego i pozastadionowego? Mówię nie tylko o tym, co się zdarzyło w niedzielę w Gdyni, ale także o tym co się w ogóle dzieje w Polsce.
WS: Tam, gdzie zaczyna się agresja, atakowanie innych osób, przekraczanie granic dozwolonych przez prawo musi wkraczać prawo i muszą wkraczać stróże prawa. Myślę, że to poczucie naszego bezpieczeństwa budowane jest przez przekonanie, że wtedy, kiedy dzieje się sytuacja zagrażająca bezpieczeństwu innych, służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo potrafią ingerować, potrafią zapewnić nam to bezpieczeństwo.

AM: Ale może policja sobie nie radzi? Może front tej walki z bandytyzmem jest za słaby, za mały? Jak słyszę duszpasterza tych środowisk, który staje po stronie kibiców, jak słyszę przedstawicieli klubów, którzy właściwie nie widzą problemu, to myślę sobie, że wszystkiemu nie zaradzi policja.
WS: Na pewno wszystkiemu nie zaradzi policja. Myślę, że w interesie piłki nożnej, kibiców, wszystkich nas jest to, byśmy wyraźnie rozdzielili granicę między tym, co jest sportem, sposobem kibicowania, nawet emocjom, które towarzyszą kibicowaniu na stadionie a poczuciem bezpieczeństwa. Nie może być tak, że impreza sportowa, która odbywa się w mieście, paraliżuje miasto. Nie może być tak, że ludzie czują niepokój z faktu, że zbliża się impreza sportowa. Ten niepokój czują w całym mieście.

AM: Ale tak jest. To co zrobić? Zamykać stadiony? Nie pozwalać na tego typu imprezy? Co robić?
WS: Myślę, że to jest właśnie kwestia wypracowania procedur. Cieszę się, że włączył się w to Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji, bo to pan minister ma w swoim ręku narzędzia, nawet legislacyjne, które mogłyby dać możliwości działania w tym zakresie. Myślę, że sposób przemieszczania się zorganizowanych grup kibiców po mieście musi zostać uregulowany. Chodzi o to, by robić to w sposób godny. Nie chodzi o to, żeby zamykać stadiony. Jestem temu przeciwny, to to byłaby odpowiedzialność zbiorowa. To jest także karanie tych, którzy kochają piłkę nożną, kochają widowiska sportowe i wiedzą gdzie jest granica między zachowaniem zgodnym a niezgodnym z prawem.

AM: Ale Panie prezydencie, to nie pierwszy minister mówi, że będzie walczył. Ja już też słyszałam premiera rządu, który mówił, że będzie walczył. A efekt jest taki, jaki ostatnio w niedzielę widzieliśmy w Gdyni.
WS: Pani redaktor, to jest na pewno takie zjawisko, którego indywidualnie nie rozwiąże żadne miasto. To na pewno zjawisko i temat, który musi być podjęty przez wszystkich w Polsce. I musimy otwartym językiem mówić co jest złe a co jest dobre. Budować tę granicę.

AM: Przestać tolerować takie zachowania?
WS: Bez wątpienia. Oczekuję, żebyśmy nie tolerowali bandytyzmu. By inne, postronne osoby, które chcą po prostu spędzać wolny czas, wypoczywać w naszych miastach czuły się po prostu bezpiecznie.

AM: Dziękuję za rozmowę.
WS: Dziękuję.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj