Krzysztof Dośla, przewodniczący gdańskiej Solidarności

– Wbrew doniesieniom, jeżeli chodzi o płacę minimalną, Polska jest w ogonie Europy. Proszę mi powiedzieć, jak 4-osobowa rodzina może przeżyć za 1600 złotych brutto. To jest mniej niż 300 złotych na osobę – powiedział w Radiu Gdańsk przewodniczący gdańskiej Solidarnośći Krzysztof Dośla.
Leszek Szmidtke: Dzień dobry Panie przewodniczący. Co będzie się dziś działo w Warszawie?
Krzysztof Dośla: Dzień dobry. Dziś jest dzień debaty, ale też pikiety naszych koleżanek i kolegów z Solidarności oświatowej pod ministerstwem edukacji. Będą starali się przekazać petycję pani minister, która dotyka najistotniejszych spraw edukacji, a właściwie ruinowania polskiej szkoły. Zobaczymy czy to się uda, czy w odróżnieniu od wczorajszego dnia pani minister wie, co oznacza słowo minister, a przynajmniej sens tego słowa.

LSz: Sięga Pan do łaciny, do tego co tam oznaczało…służebna rolę?
KD: Staram się zawsze rozumieć znaczenie słów takim, jakie im zostało nadane.

LSz: Panie przewodniczący, będzie strajk generalny?
KD: Nie wiemy. Na dzień dzisiejszy realizujemy pierwsza część naszego protestu, ale takie zapowiedzi były. W referendum, które prowadziliśmy w maju wśród członków naszego związku, pytaliśmy czy byliby gotowi wziąć udział w akcji protestacyjnej, polegającej na udziale w manifestacji i czy byliby skłonni do udziału w strajku. Referendum pokazało, że większość członków Solidarności w liczbie ponad 200 tysięcy, gotowa jest do udziału w strajku. Na dzień dzisiejszy podjęliśmy decyzję w Komisji Krajowej jeszcze w czerwcu, że pierwszą formą nacisku będzie akcja protestacyjna w Warszawie. Jeżeli ta akcja nie przyniesie oczekiwanego rezultatu, jeżeli rządzący nie usiądą do stołu, żeby uczciwie rozmawiać i znajdować najlepsze dla wszystkich rozwiązania, to wówczas będziemy się zastanawiać nad dalszymi formami protestu.

LSz: Chcecie obalić rząd, albo zmusić do dymisji?
KD: Ten rząd ma taka daleko idącą niechęć do rozmawiania z kimkolwiek. Skupiają go w ostatnich miesiącach na tyle spory wewnątrzpartyjne, że nie są zdolni do merytorycznej dyskusji. Nasze uczestnictwo w wielu posiedzeniach komisji sejmowych pokazuje, że przedstawiciele PO i PSL nie są zdolni do merytorycznej dyskusji, do rozwiązań. Wszelkie rozwiązani, które są podejmowane są podyktowane tylko bieżącą polityką a nie dobrem gospodarki, czy dobrem społeczeństwa i to jest najbardziej przykre. Chcielibyśmy rozmawiać o tym, jak rozwiązywać podstawowe dla polskiego społeczeństwa problemy, jakimi są bezrobocie, rosnące koszty życia, zubożenie społeczeństwa…

LSz: Premier a także politycy PO mówią, że to przecież związkowcy opuścili Komisję Trójstronną, kiedy chcieliśmy rozmawiać…
KD: Myśmy zawiesili nasze członkostwo w Komisji Trójstronnej z prostego powodu, uznaliśmy trzy związki razem, że nie chcemy aby komisja nie była fasadą i parawanem dla rządu. Ona nie miała nic do powiedzenia w najistotniejszych dla nas kwestiach. W 2009 roku pan premier zobowiązał się, kiedy był podpisywany tzw. pierwszy pakt antykryzysowy, że przedstawi w najbliższym czasie harmonogram dojścia płacy minimalnej do 50 procent wysokości średniego wynagrodzenia. Do dnia dzisiejszego pan premier takiego rozwiązania nie przedstawił.Potem sobie jeszcze drwił i kpił z tego. Już nie mówiąc o tym, że na polecenie rządu politycy w parlamencie całkowicie zmienili to, co zostało wówczas wynegocjowane w Komisji Trójstronnej. Historia podwyższania wieku emerytalnego, historia zmian w Kodeksie Pracy, pokazuje że niestety rząd traktował w sposób bardzo niepoważny partnerów społecznych. Komisja przestała spełniać swoje zadania i uznaliśmy, że nie możemy być ośmieszani w nieskończoność przez rząd.

LSz: Tak było przez kilka dobrych lat, ale teraz się sytuacja zmieniła. Rząd nie ma już takiej siły jak dawniej, i co „na pochyłe drzewo kozy skaczą”, korzystacie z okazji?
KD: My od początku mówimy, że oczekujemy takiego partnera, który będzie poszukiwał najkorzystniejszych dla nas wszystkich rozwiązań. My rozumiemy dialog jako poszukiwanie mądrego, dobrego dla wszystkich kompromisu w najistotniejszych sprawach. Są to: rynek pracy, bezrobocie, ubożejące społeczeństwo, służba zdrowia, oświata, likwidacja polskiego przemysłu. Gdzie by nie tknąć, to Polska wygląda tak jakby przeszło przez nią tsunami. Szczyt sezonu na Wybrzeżu, a mamy 110 tysięcy bezrobotnych, 13 procentowe bezrobocie na koniec lipca. Do kilkunastu lat takiego poziomu bezrobocia nie notowaliśmy w naszym województwie. I spośród tej grupy bezrobotnych niecałe 18 procent posiada prawo do zasiłku.

LSz: Ale my nie jesteśmy wysp, która nie ulega wpływom tego co się dzieje w kraju i na świecie…
KD: Powinniśmy w takim razie ustalić, co premier miał na myśli ogłaszając zakończenie kryzysu. My jesteśmy naprawdę w bardzo głębokim kryzysie, a nie chce się o tym rozmawiać.(…)

LSZ: Mówi Pan o 200 tysiącach członków Solidarności, którzy w referendum głosowali za strajkiem, zastanawiam się : jest kilka milionów pracodawców, kilkanaście milionów pracowników, z czego niewielka część to związkowcy. Interesy są bardzo różne, często sprzeczne. Kogo wy reprezentujecie?
KD: Reprezentujemy 18 procent pracowników, którzy są zrzeszeni w związkach zawodowych. W ostatnim czasie rejestrowaliśmy w regionie gdańskim trzy nowe organizacje związkowe w prywatnych zakładach pracy. Jak spojrzymy na nagonkę na związkowców, jaka od dawna jest organizowana, jak spojrzymy w jaki sposób w Polsce realizowane jest prawo do zrzeszania się, prawo do uczestnictwa w związkach zawodowych, gdzie dziś w wielu zakładach praca za próbę założenia związku jest się zwalnianym z pracy, za przynależność do związku zawodowego można np. nie awansować.

LSz: Bo związki może są postrzegane jako siła destrukcyjna w prywatnych firmach?
KD: Nie, jest po prostu takie przyzwolenie polityczne. Niestety w tym pierwszym pokoleniu tzw. kapitalistów, czy biznesmenów przejawiają się postawy charakterystyczne dla kapitalizmu XIX wiecznego, co nie dziwi. Bo gdzie ci ludzie, wywodzący się często z dawnej nomenklatury mieli się uczyć budowania systemu kapitalistycznego.

LSz: A związkowcy są w XXI wieku?
KD: Związkowcy są w XXI wieku, co pokazujemy tym, że chcemy rozmawiać. Jeżeli mamy do czynienia z taką sytuacją, że 111 mln złotych za pierwsze półrocze 2013 roku pracodawcy zalegają z wypłatami wynagrodzeń, jest to 20 procent więcej niż rok wcześniej w tym samym okresie. W 2012 roku z pieniędzy publicznych zostało wydanych 140 miliardów złotych na inwestycje infrastrukturalne w przetargach publicznych. Rezultat tych inwestycji jest taki, że ponad 200 przedsiębiorstw upadło, a 100 tysięcy pracowników straciło prace. Jest to powód do zaniepokojenia. Jeżeli popatrzymy jak w naszym województwie naprawdę wygląda sytuacja przemysłu stoczniowego, poza Grupą Remontowa, to przemysł ten ginie. To samo w służbie zdrowia, jest ruinowana. Płacimy jako Polacy najwięcej za leki w Europie, nawet według wskaźnika WHO, płacimy tyle że przekraczamy tzw. próg bezpieczeństwa, to znaczy część osób zaczyna rezygnować z zakupu leków.

LSz: Rozumiem, że przemysł stoczniowy w postaci tego, co się dzieje np. w firmie Crist w wielu innych o podobnym charakterze nie istnieje, bo nie spełnia oczekiwań związanych z zabezpieczeniem socjalnym?
KD: Uważamy, że istniej. Ale uważamy też, że rola państwa jest cywilizowanie pewnych obszarów, w taki sposób żeby pożytek z tego miało państwo, pracownicy i pracodawca.

LSz: Czyli przemysł stoczniowy jednak nie umiera, a istnieje?
KD: Istnieje, ale jest w stanie agonalnym. Bo jeżeli Agencja Rozwoju Przemysłu, ratując przemysł stoczniowy w ostatnich miesiącach, łącząc dwie stocznie na Pomorzu Zachodnim jedną likwiduje, to dość opacznie to rozumiemy.

LSz: Pomoc publiczna jest w 30 procentach firm z przemysłu stoczniowego. 70 procent nie korzysta i nie ma zamiaru.
KD: Pomoc publiczna niektórym podmiotom, osobom fizycznym jest udzielana bez czytelnych kryteriów, o tym tez mówimy i o apelujemy.

LSz: Panie przewodniczący, Polska ma najwyższą w tej części Europy płacę minimalną i na dobrą sprawę ustępujemy tylko starym krajom unii.
KD: Realna siła nabywcza płacy minimalnej powoduje, że jesteśmy w szarym ogonie Europy. Opracowania, które pokazują, ze Polska ma najwyższą płacę minimalną…

LSz: Nie wierzy Pan w nie?
KD: Ależ oczywiście, że nie wierzę. Płaca minimalna w Polsce to jest 1600 złotych brutto, a w przyszłym to będzie o 70 złotych więcej. Jedynie gra kursami walut powoduje, że ta płaca minimalna w statystykach jest albo wyższa albo niższa. Natomiast każdy z nas doskonale zdaje sobie sprawę, jak można za te pieniądze utrzymać czteroosobową rodzinę. To jest netto około 1100 złotych, co oznacza że na jedną osobę przypada mniej niż 300 złotych. Jak można żyć za taką kwotę, łatwo to sobie wyobrazić.

LSz: Dziękuję za rozmowę.
KD: Dziękuję.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj