– Upadłość Stoczni Gdańsk wyeliminuje niewygodnego akcjonariusza i pozwoli przejąć cały majątek stoczni bez jednego wystrzału. I wtedy Agencja Restrukturyzacji Przemysłu włączy ją do swojego przemysłu stoczniowego na Pomorzu, powiedział Jacek Łęski, rzecznik Gdańsk Shipyard Group właściciela Stoczni Gdańsk.
Agnieszka Michajłow: Właściciel Stoczni Gdańsk, Siergiej Taruta, powiedział ostatnio, że jeśli akcjonariusze firmy się nie porozumieją, to stocznia ma przed sobą kilka dni. Co to oznacza? Czy stocznia sama złoży wniosek o swoją upadłość?
Jacek Łęski: Jeżeli nie będzie miała innego wyjścia, to to są takie okoliczności biznesowe, w których zarząd spółki jest zmuszony zrobić taki ruch. Na razie chyb jeszcze takiej sytuacji nie ma. Ale w pewnym momencie to nastąpi, jeżeli stosunek Agencji Rozwoju Przemysłu do sprawy będzie taki, jak dziś widzimy.
AM: A czy coś się wydarzyło po konferencji pana Taruty w Warszawie? Jakaś reakcja, mniej oficjalna, Ministerstwa Skarbu? Bo minister oficjalnie powiedział, że nie zamierza się spotykać z panem Tarutą.
JŁ: To ciekawy nowy zwyczaj, że ktoś się z kimś umawia na spotkania, a potem odwołuje to za pomocą mediów.
AM: I co dalej?
JŁ: Piłeczka jest po stronie Ministerstwa Skarbu. Niestety widać, że to jest jak przysłowiowa rozmowa gęsia z prosięciem. Taruta mówi: odblokujcie mi możliwość dofinansowania Stoczni Gdańsk. na to otrzymuje odpowiedź „nie będziemy dosypywać ukraińskiemu właścicielowi pieniędzy”. Tak, jakby do tej pory ktoś dosypywał.
AM: Ale Taruta może dofinansować bez ARP.
JŁ: Teoretycznie tak, ale z punktu widzenia biznesu, nie ma to żadnego sensu. ARP jest w sytuacji głębokiego konfliktu interesów, bo z jednej strony jest akcjonariuszem Stoczni Gdańsk, a z drugiej strony ma własne stocznie, w których rozwija dokładnie taką samą produkcję. Dostajemy od klientów Stoczni Gdańsk sygnały, że są przekonywani, żeby zabrali produkcję ze Stoczni Gdańsk i przenieśli do stoczni, które są własnością, czy też są pod kontrolą ARP. Mamy więc sytuację, w której ciężko będzie się dogadać.
AM: Czyli ARP ma inwestować tylko w Stocznię Gdańsk? Jeden kraj, jedna stocznia, która może pomagać państwo?
JŁ: Chodzi o to, że jeżeli ARP ma dwa konkurencyjne biznesy – jeden swój, a drugi, w którym jest tylko udziałowcem i nie jest pod jej kontrolą, to ta agencja znajduje się w sytuacji konfliktu interesów. Trudno spodziewać się, żeby w tej sytuacji była w stanie obiektywnie podejść do biznesu, który jest w Gdańsku, bo to jest dla niej konkurent. Rozumiem, gdyby była sytuacja taka, że ARP traktuje Stocznię Gdańsk jako integralną część swojego biznesu, i traktuje ją na takich samych zasadach, jak inne stocznie, to rzeczywiście tego problemu by nie było. Ale tak nie jest. Od roku prowadzimy rozmowy z ARP, od roku umawiamy się na rozwiązanie dwóch problemów jakie tam są, czyli sposobów dokapitalizowania stoczni i sposobów dalszego prowadzenia tego zakładu. W obu sprawach ARP blokuje wszelkie rozwiązania, które się pojawiają.
AM: Pan mówi „blokuje”, a ja słyszę, jak przedstawiciele agencji mówią, że ten biznesplan, który został przedstawiony jest nie do zaakceptowania. Że nie ma szans na to, co jest tam zapisane.
JŁ: Z tym biznesplanem jest śmiesznie, jeżeli posłuchać wypowiedzi ARP, dlatego że ten biznesplan pojawił się po raz pierwszy jako pewien plan w grudniu 2012 roku. Potem był delikatnie korygowany i w marcu 2013 roku został już zatwierdzony jako wspólny plan agencji i ukraińskiego udziałowca. Mamy to odnotowane w dokumentach, które były sporządzane w trakcie wspólnych spotkań. W lipcu, kiedy agencja ewidentnie zaczęła grać na upadłość stoczni, nagle okazało się, że nie ma żadnego biznesplanu. A teraz ten sam biznesplan został poddany analizie przez ARP. Przy czym firma audytorska, którą ARP wynajęła do tej analizy, ani razu nie spotkała się z zarządem Stoczni Gdańsk, ani z nikim z władz Gdańsk Shipyard Group i nie wiadomo na czym ta analiza polegała.
AM: Mówi pan, że agencja gra na upadłość stoczni. Ale po co? Po co rządowi upadłość Stoczni Gdańsk?
JŁ: Nie mówię o tym, że to jest potrzebne rządowi. Podejrzewam, że rząd średnio ma pojęcie o tym, co tam się dzieje. Jest informowany, a właściwie dezinformowany przez kierownictwo ARP. Agencja robi to z dwóch powodów. Po pierwsze ARP wyeliminuje niewygodnego akcjonariusza. Po drugie, przejmuje praktycznie cały majątek Stoczni Gdańsk i włącza go do swojego biznesu stoczniowego na Wybrzeżu.
AM: Co dalej?
JŁ: Ostatnią możliwością, żeby jeszcze z kimś rozmawiać, to wysłuchać tej propozycji, którą ma ukraiński udziałowiec na poziomie rządu. Bo na poziomie ARP rozmowa już nie ma sensu.
AM: No tak, ale jeśli rząd słyszy słowa pana Taruty, który mówi, że żeby zakład odzyskał rentowność, potrzeba 180 milionów złotych, a on jest gotów zainwestować 80 milionów złotych.
JŁ: 80 milionów to są bezpośrednie dopłaty, które ukraiński udziałowiec jest gotowy uiścić. 100 milionów miało pochodzić ze sprzedaży części majątku Stoczni Gdańsk, która nie jest potrzebna do produkcji. Nie potrzebujemy ani złotówki od państwowego udziałowca.
AM: To dlaczego tej części majątku nie można sprzedać?
JŁ: Bo ARP musiałaby wyrazić na to zgodę. O to, dlaczego nie chce jej wyrazić, proszę zapytać pana prezesa Dąbrowskiego. Moim zdaniem, w interesie ARP jest upadłość Stoczni Gdańsk.
AM: Co będzie z pensją dla stoczniowców za wrzesień?
JŁ: Będziemy się starali, żeby była wypłacona w terminie. Ale jeżeli do tego czasu nie będzie żadnych sygnałów o możliwym porozumieniu, to może być z tym kłopot.
AM: To znaczy, że w ogóle nie będzie pensji za wrzesień?
JŁ: Musi być pensja za wrzesień. Pytanie w jakiej formule i co będzie dalej z zakładem. Stocznia Gdańsk ma przed sobą dwa poważne problemy. Pierwszy problem to jest dofinansowanie stoczni, co ukraiński właściciel jest gotów to zrobić. Drugi problem dotyczy późniejszego normalnego funkcjonowania stoczni. Do tego musi być porozumienie z państwowym udziałowcem, który może zablokować wszystko w tej stoczni. Jeżeli tego porozumienia nie będzie, to jaki jest sens pakować w tę stocznię pieniądze. Jeżeli prywatny właściciel ma walczyć biznesowo z państwem, to przecież nigdy tego nie wygra. Taruta włożył w Stocznię Gdańsk 450 milionów. To nie prawda, że państwo włożyło w Stocznię Gdańsk 550 milionów. To jest kolejna manipulacja ARP. Przedstawiciele ARP mówią, że stocznia dostała 550 milionów od 2004 roku. Nie wiemy co się działo od 2004 do 2007 roku, ponieważ nie było wtedy ukraińskiego akcjonariusza w stoczni. Od 2007 roku, czyli od momentu prywatyzacji, cała wartość pomocy publicznej dla stoczni to jest wartość oprocentowania od pożyczki, jaką stocznia dostała na spłatę starych państwowych długów. Stocznia tych pieniędzy nawet nie powąchała, ponieważ one przeleciały przez konta i trafiły bezpośrednio do Skarbu Państwa, do jego różnych instytucji: ZUS, Urzędu Skarbowego, i tak dalej.
AM: Myśli pan, że ta wojna nerwów może trwać długo? Stocznia tego nie wytrzyma.
JŁ: Oczywiście, że nie. Jeżeli prywatny przedsiębiorca ma walczyć z państwem, to tę wojnę przegra. A to, że będzie musiał walczyć z państwem, to mu nie przyszło do głowy w najgorszych snach w momencie, gdy przychodził do Polski ze swoimi pieniędzmi.
AM: To prawda, że Huta Częstochowa też ma kłopoty?
JŁ: Huta Częstochowa ma kłopoty. Trzeba było zwolnić połowę załogi, huta jest w trakcie restrukturyzacji zatrudnienia. Wygląda na to, że ten plan zostanie w pełni zrealizowany. I że w tej formie, w jakiej huta na nowo się organizuje, będzie mogła normalnie funkcjonować na rynku.
AM: Dziękuję za rozmowę.
JŁ: Dziękuję bardzo.