– To, jak rozwinie się sytuacja na Ukrainie zależy głównie od reakcji zachodu, która teraz jest niewystarczająca. Bez presji Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych na Rosję i bezpośrednie zaplecze Janukowycza, czyli oligarchów, nic się nie zmieni. Sankcje nie są mądre, one mają sens dopiero wtedy, kiedy będą na przykład sfałszowane wybory, powiedział Jacek Kurski. Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie pośle.
Jacek Kurski: Witam Panią, witam Państwa.
AM: Czy to największy kryzys polityczny tak blisko polskiej granicy po 1989 roku, to co się dzieje na Ukrainie?
JK: Największy co do intensywności wydarzeń był jeszcze styczeń 1991 roku, czyli Litwa. Byłem wtedy w Wilnie. Atak na telewizję ze strony KGB Gorbaczowa. Żeby było śmieszniej, odznaczonego trzy miesiące wcześniej pokojową Nagrodą Nobla. Trzynaście ofiar, więc to było intensywniejsze. Natomiast oczywiście teraz na Ukrainie jest większy kryzys w sensie politycznym.
AM: Stan wyjątkowy, wojna domowa? Co tam może się zdarzyć?
JK: Wydaje mi się, że to zależy od reakcji zachodu, która do tej pory jest zupełnie niewystarczająca i nierozumiejąca tego wyzwania.
AM: Ale unia czy Stany Zjednoczone?
JK: Jedni i drudzy. Bez presji na Rosję, ale przede wszystkim bez presji na bezpośrednie zaplecze Janukowicza, czyli oligarchów trzymających władzę, a jednocześnie beneficjentów tego reżimu. Trzymają swoje konta, dziwnym trafem nie w Rosji, chociaż na niej zarabiają, tylko na Cyprze i na Kajmanach. Bez ograniczenia im swobody podróżowania, czyli bez wywarcia osobistej presji na bezpośrednie zaplecze ludzi, którzy są zainteresowani materialnie tą sytuacją, nic się nie zmieni. Sankcje nie są mądre dlatego, że mają sens kiedy np. już będą sfałszowane wybory albo całkowity odwrót od demokracji. Natomiast dzisiaj oznaczałyby jedno, Janukowicz by powiedział „patrzcie, ja miałem rację, jesteśmy wypchnięci w ręce Rosji. Rosja jest jedynym naszym gwarantem”. Może wtedy robić stan wojenny, fałszować wybory. Dopóki jest szansa na uczciwe wybory, należy oddziaływać punktowo.
AM: Janukowicz się zgodzi?
JK: Przypomnę, że jest jednak wybrany w demokratycznych wyborach i w miarę uczciwych. Było ok. 4 tysiące kontrolerów, obserwatorów, przede wszystkim z Europy. To były wybory uczciwe. Dopóki jest szansa na odwołanie Janukowicza we w miarę uczciwych wyborach, trzeba z niej skorzystać. Te wybory są już w przyszłym roku. Oczywiście Janukowicz robi białorutenizację sytuacji, czyli wprowadza białoruskie porządki, po to żeby spróbować sfałszować te wybory, osiągnąć „point of no return”, czyli nieodwracalność sytuacji.
AM: Nie jedzie Pan na Ukrainę?
JK: Jadę na Ukrainę w przyszłym tygodniu, jako prawdopodobnie jedyny Polak. Być może jeszcze Siwiec będzie w misji Parlamentu Europejskiego, jako wiceprzewodniczący naszej frakcji Europy Wolności i Demokracji, żeby zapoznać się z sytuacją i zaproponować Parlamentowi Europejskiemu odpowiednie kroki.
AM: Czy Europa w ogóle rozumie to, co się dzieje na Ukrainie?
JK: Olbrzymia większość Europy nie rozumie a ci, którzy podejmują decyzje, są niechętni przyjęciu Ukrainy. To jest dramat, że głównie gracze – Francja i Niemcy pogrążone we własnych wewnętrznych problemach unii, która „nie wydoli” już – i strefa euro i szereg innych kondygnatów ekonomicznych, mają tak naprawdę w nosie przyjęcie Ukrainy, czy nawet zarysowanie realnej perspektywy dojścia. Udawały, że składają poważną ofertę Ukrainie.
AM: Ale wojny w Europie chyba nikt nie chce.
JK: Ukraina nie mogła przyjąć tej oferty, stąd obecny kryzys. Jednocześnie błędem, również polskich władz i części opozycji, jak prezesa PIS, rozpętywanie i rozbudzanie proeuropejskich aspiracji Ukraińców.
AM: Dlaczego błędem?
JK: Dlatego, że one nie były poparte żadną ofertą ze strony Ukrainy.
AM: To, że Ukraińcy chcą, to chyba nie jest źle?
JK: Tak, ale nasi zdawali się mówić „w grudniu już będziecie po szczycie wileńskim, już będziecie stowarzyszeni”.
AM: Bo Janukowicz też zachowywał się tak, jakby miało tak być.
JK: Janukowicz licytował wywalczenie większych pieniędzy od Rosji. Grał na dwie strony i patrzył kto mu da więcej, a unia nie dawała mu nic. Unia dawała mu tak naprawdę groźby rewolty antyeuropejskiej po półtora roku, kiedy on wdrożyłby zalecenia Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Kiedy musiałby się zobowiązać do redukcji dużej części niewypłacalnego przemysłu, redukcji taniego gazu, socjalu, dewaluacji hrywny o 25 %. To był scenariusz na rewoltę, na super plan Balcerowicza do kwadratu, a tak naprawdę na kłopoty.
AM: Dać Ukrainie więcej, np. kosztem polskich rolników?
JK: To jest pewien węzeł gordyjski, który naprawdę trudno rozwiązać. Z punktu widzenia Polski na tym polega dramat, że najbardziej antyrosyjska część, czyli zachodnia Ukraina, Partia Swoboda czyli ci, którzy prezentują wydawałoby się podobny kurs do naszego względem Rosji, jednocześnie są najczęściej antypolscy. Są spadkobiercami autorów i sprawców rzezi wołyńskiej. Jednocześnie mają w stosunku do Rosji podobny pogląd jak my. Z drugiej strony patrząc, przyjęcie Ukrainy do Polski, to być może obniżenie pieniędzy na polskie rolnictwo.
AM: Chyba do Unii Europejskiej, nie do Polski…
JK: Oczywiście, przepraszam. Spóźniliśmy się o 300 lat. Chociaż, skoro jesteśmy akurat przy tym lapsusie, to wielkim błędem było to, że w XVII wieku nie zrobili Rzeczpospolitej Trojga Narodów.
AM: Wracamy do 2014 roku...
JK: Czasem warto się cofnąć i rozumieć procesy historyczne. Gdybyśmy po Hadziaczu zrobili Rzeczpospolitą Trojga Narodów, nie byłoby rozbiorów ani rzezi wołyńskiej.
AM: Dobrze, koniec. Łupki. Komisja Europejska przedstawia rekomendacje dla krajów członkowskich. Nie są to jakieś bardzo wiążące przepisy. Czy to znaczy, że wygraliśmy bitwę o łupki?
JK: Myślę, że zadecydowały interesy wielkich mocarstw takich jak Niemiec, których komisarz do spraw energetyki Guenther Oettinger stwierdził jednak, że Europa nie może pozbyć się możliwości przemysłowej eksploatacji łupków. Czy Wielkiej Brytanii, która była zdecydowanym zwolennikiem łupków. Francja była przeciwnikiem, bo chce opychać nam swoje reaktory atomowe w momencie, kiedy bilans energetyczny po zamknięciu łupków by się pogorszył. Interesy wielkich mocarstw akurat zbiegły się z naszymi. To dobrze dlatego, że Polska musi mieć jakiś instrument naturalnego surowca, który będzie można eksploatować.
AM: W polskim Sejmie zawiązał się zespół do spraw gender. Wie Pan o tym, bo to wymyśliła Pańska koleżanka Beata Kempa. W Parlamencie Europejskim też powołacie?
JK: Tam nie ma takich zespołów tematycznych. Natomiast inicjatywa jest rozsądna, dlatego że ten prąd kulturowy, czy raczej pseudoobyczajowy, który twierdzi, że płeć nie jest zdeterminowana biologicznie, tylko jest wyborem kulturowym czy społecznym, prowadzi do kompletnej demoralizacji, relatywizacji i niszczenia naszych dzieci.
AM: Pan tego nie nazywa ideologią?
JK: To jest ideologia, oczywiście. Twierdzenie, że nie ma matki i ojca, taty i mamy, tylko jest rodzic numer 1 i rodzic numer 2, że płeć można wybrać po trzynastym roku życia, to jest niszczenie naszych dzieci i niech to lewactwo sobie szaleje po Europie, niech sobie szaleje po dorosłych, ale niech zostawi dzieci.
AM: Beata Kępa mówi, że zadaniem tego zespołu jest pomoc rodzicom w doszukiwaniu się szkodliwych treści. Ja bym wolała, żeby pani Beata Kępa i posłowie nie pomagali mi w wychowaniu mojego dziecka.
JK: No to niech się Pani wypisze z demokracji i powie, że najlepiej, jakby była tutaj demokracja plemienna. Po to jest demokracja. Wybieramy ludzi, naszych przedstawicieli, żeby reagowali.
AM: Żeby mówili mi jak mam wychowywać własne dziecko?
JK: Nie, żeby reagowali na pewne niebezpieczeństwo. Był program pilotażowy, finansowany przez Unię Europejską w kilku przedszkolach. Organizowany m.in. w Rybniku, gdzie przebierano chłopców w spódniczki, kazano im się bawić lalkami. Ja nie mam nic przeciwko temu, żeby chłopcy umieli gotować czy posprzątać.
AM: Ale lalkami bawić się to już nie?
JK: To jest do dyskusji.
AM: A dziewczynki samochodami mogą się bawić?
JK: Mogą.
AM: I w spodniach mogą chodzić. Gdzie tu jest równouprawnienie? To jest przegięcie w stronę kobiet. Kobiety mogą, mężczyźni nie.
JK: Tam gdzie jest równouprawnienie, to ok. Ale gdzie jest wymuszanie relatywizmu względem wyboru płci, tam jest o jeden krok za daleko.
AM: Koleżanka, dziennikarka z TOK FM Dominika Wielowiejska ostro powiedziała, że większym zagrożeniem dla rodziny i małżeństwa jest puszczalska prawica niż gender.
JK: Widocznie pani Wielowiejska coś wie na ten temat.
AM: Politycy prawicy prowadzą dyskusje, kto chodzi do jakiego klubu, kto nie płaci za usługi różnych pań. Trochę było takich doniesień ostatnio, pamięta Pan?
JK: Nie mam z tym nic wspólnego, nie chcę tego komentować.
AM: Myśli Pan, że minister spraw wewnętrznych uchroni nas przed panem Trynkiewiczem, jeśli on wyjdzie na wolność?
JK: Pewnie uchroni, za cenę gigantycznych wydatków. Policzyłem, że dotychczasowe utrzymanie Trynkiewicza kosztowało ok. 1 miliona złotych.
AM: Ale co?
JK: No, więzienie przez 25 lat.
AM: Sugeruje Pan, że nie powinniśmy go utrzymywać, tylko go zabić?
JK: Uważam, że zniesienie kary śmierci jest czymś karygodnym i nonsensownym.
AM: Bo ekonomicznie się nie zmienia?
JK: Nie. Dlatego, że za pewny typ zbrodni powinna być kara główna i to wynika wprost z katechizmu Kościoła Katolickiego. To, że nie przewidziano tej kary dożywocia, jest po prostu błędem. Z pewnego rodzaju patologii, skłonności do mordowania na tle seksualnym, nie można się wyleczyć. Ta groźba będzie zawsze i wszyscy się męczą. Trynkiewicz będzie się męczyć, państwo będziecie się męczyć, rodzice ofiar, potencjalni rodzice, mieszkańcy, w pobliżu tego pedofila mordercy. Wobec sprawców zbrodni na dzieciach, terrorystów i płatnych zabójców powinna być kara śmierci i to jest tak oczywiste, jak dwa razy dwa.
AM: Pan o tym mówił w Parlamencie Europejskim, że powinno się przywrócić karę śmierci?
JK: Tak, była raz dyskusja na ten temat.
AM: Nie przebił się Pan?
JK: Nie mówię po to, żeby się przebijać, wystarczająco często się przebijam. Oczywiście jest to pogląd mniejszościowy w Europie. Uważam, że skrajnie niesprawiedliwy. To, że państwo nie daje gwarancji życia policjantom, którzy bronią naszego bezpieczeństwa, strażakom, którzy ratują nas z wypadków, żołnierzom, których wysyła na misję – oni nie mają gwarancji życia. Jedyną kategorią ludzi, która ma gwarancję życia i to w ciepłym, z telewizorem, to są mordercy naszych dzieci. Przecież to jest absurdalne.
AM: Pan startuje do Parlamentu Europejskiego z Pomorza czy z Warszawy?
JK: Z Pomorza dotąd nie kandydowałem, byłem w Białymstoku.
AM: Wiem, wcześniej z warmińsko-mazurskiego. Pytam skąd teraz?
JK: Będę kandydował z Warszawy. Partia zdecydowała, ordynacja jest bardzo skomplikowana, nie warto zamęczać słuchaczy… zdecydowała, że ci którzy chcą odnieść sukces, ci najbardziej rozpoznawalni, lokomotywy a jestem jedną z lokomotyw Solidarnej Polski, muszą iść do wyborów w najbardziej demograficznie ludnych okręgach. A w Warszawie ostatnio głosowało ok. 850 tys., na Pomorzu ok. 400 tys. ludzi.
AM: I będziecie robić porządek w Europie? Takie jest wasze hasło: „Zróbmy porządek w Europie”?
JK: Naszym hasłem jest zrobienie porządku w Polsce. Dlatego, że każda dziedzina której się dzisiaj dotykamy, czy służba zdrowia, czy kolejki, czy niepotrzebne śmierci dzieci z powodu kompletnego rozpasania i rozregulowania systemu ochrony zdrowia i to w momencie kiedy o 30 mld zł wzrosło jego finansowanie, czyli prawie o połowę w przeciągu ostatnich 10 lat pokazuje, że państwo kompletnie się rozlatuje na naszych oczach. Trzeba z tym zrobić porządek.
AM: Co będzie Pan robił, jeśli nie dostanie się do Parlamentu Europejskiego? Jeśli wasza lista nie przekroczy progu?
JK: Wszystkie wybory, w których do tej pory braliśmy udział a w ostatnim roku było ich cztery, we wszystkich przekraczaliśmy próg wyborczy, od 6% do 14%. Ostatnio w Lubartowie, gdzie wybierano radnego, dostał 43%.
AM: Ale musi Pan brać pod uwagę scenariusz, że to się nie uda. Wiem, że Pan jest optymistą, ale zdarzyły się w Pana życiu wybory, w których Pan przegrywał.
JK: To bardzo uczy polityka pokory: przegrać, wygrać. Ale teraz jestem na tyle doświadczony, że na mojego czuja przekroczymy znacząco próg wyborczy. Dlatego, że mamy dobrą ofertę dla Polski i dobry program europejski.
AM: Wybory samorządowe sobie odpuszczacie jako Solidarna Polska?
JK: Absolutnie nie odpuszczamy i będziemy bardzo aktywni po pozytywnej weryfikacji.
AM: W Gdańsku?
JK: Jestem przekonany, że wystawimy kandydata na prezydenta albo zbudujemy rozsądną koalicję przeciwko Pawłowi Adamowiczowi i Platformie.
AM: Z PiS? Bo dzisiaj tylko raz padło nazwisko Jarosław Kaczyński.
JK: Ani razu nie padło.
AM: Raz padło.
JK: Nie padło.
AM: Tak, powiedział Pan raz.
JK: Powiedziałem „prezes PiS”. Biorę na świadków panią Magdę, słuchaczy.
AM: Czyli Pan ociepla swój stosunek do PiS i do prezesa.
JK: Nie ocieplam, jeżeli nie muszę. Ja w ogóle nie lubię krytykować Jarosława Kaczyńskiego, byłem jego najbliższym współpracownikiem i był najbardziej znanym politykiem, z którym się wychowywałem. Niemniej przyszedł czas, kiedy trzeba było dla dobra polskiej prawicy pójść własną drogą, po tym jak nas wyrzucił i nie chciał nic zmienić w PiS. Ale felix culpa – szczęśliwa wina. Myślę że przyjazna konkurencja Solidarnej Polski wymusiła na PiS pewne zmiany, które doprowadzą do wspólnego pokonania PO.
AM: Przed wyborami samorządowymi będziecie razem?
JK: Myślę, że bój idzie teraz o to, czy SP przetrwa, o tym jestem przekonany. Prezes rozumie, że bez SP nie pokona PO. Wtedy można rozmawiać o wspólnym projekcie, liście koalicyjnej z zachowaniem podmiotowości jej członków, po to, żeby pokonać PO. Ale nie z pozycji, że się „froteruje” podłogę swoimi współpracownikami tylko, że się ich szanuje. My tego szacunku do partnerów, prezesa PiS na pewno nauczyliśmy się przez ostatnie dwa lata.
AM: Dwa razy. Dziękuję bardzo .
JK: Dziękuję bardzo, miłego dnia.