Iwona Borawska i Romuald Koperski o podróży na Syberię

– Jesteśmy rusofobami, ale tylko wtedy, kiedy jesteśmy przy jakiejś polityce. To nie wzięło się z historii, ludzie ciągną za sobą jakiś zapaszek umysłowej prowincji. Tak nie może być, powiedział o polsko-rosyjskich stosunkach podróżnik Romuald Koperski. W rozmowie z Agnieszką Michajłow Iwona Borawska, dziennikarka Radia Gdańsk i podróżnik Romuald Koperski opowiadali o przygotowaniach do wyprawy i Polakach mieszkających na Syberii. Agnieszka Michajłow: Dzień dobry. Jedziecie w sobotę do Rosji, na Syberię. To jest Wasza kolejna wyprawa. Gdzie dokładnie jedziecie tym razem i z jaką misją?
Romuald Koperski: podobnie jak ostatnio, tym razem też wyjeżdżamy na Syberię w okolicę gdzie mieszka znaczna część Polonii. W zeszłym roku byliśmy w miejscowości Wierszyna. To są właściwie trzy miejscowości, które zamieszkuje skupisko Polaków. To są miejscowości sto trzydzieści kilometrów na północ od Irkucka. Można powiedzieć, że pojechaliśmy tam ze świętym Mikołajem z prezentami. Ale te prezenty były poszerzone o bardziej wymierną pomoc. Wpadliśmy na pomysł żeby zagospodarować leżące w naszych szufladach nieużywane okulary, które są w pełni sprawne. Namówiliśmy okulistów, optometrystów i pojechaliśmy tam przeprowadzić badania. Traktowaliśmy to jako przygodę a nie jako wielką pomoc. Chcieliśmy zobaczyć jak to wyjdzie i przerosło to nasze oczekiwania. Przez tydzień przebadaliśmy dwieście sześćdziesiąt osób i wydaliśmy ponad trzysta par okularów, mieliśmy bardzo profesjonalny sprzęt do badań i pojechali z nami lekarze.
Iwona Borawska: Jak będzie teraz tego do końca nie wiemy. Wierszynę znamy dosyć dobrze, ale w Abakanie ja będę po raz pierwszy. To jest też Polonia, to są też osadnicy z przełomu XIX i XX wieku. Wierszyna to 1910 rok a Aleksandrówka została założona w 1897 roku przez Aleksandra Kiersza z Mazur. To są protestanci, ale też Polonia, ludzie którzy mówią cały czas po polsku, ale z mazurską gwarą.

AM: Tym razem też coś im wieziecie?
IB: Tym razem też wieziemy okulary. Wtedy w Wierszynie przez trzy dni to była jedna wielka przychodnia i dom spotkań. Zresztą u nas też, jak się siedzi w poczekalni i czeka na wizytę u lekarza, to zaczyna się rozmawiać z obcymi ludźmi. Tam Ci ludzie nie są obcy, więc szybko się z nami zaprzyjaźniali. Starsi ludzie, którzy przez lata nie mieli okazji iść do lekarza, bo daleko, bo kolejki, bo akurat okulista nie może przyjąć, dostawali okulary i można powiedzieć, że jedna i druga osoba przejrzała na oczy. Do tej pory pamiętamy staruszkę, która zobaczyła swojego syna i powiedziała „ale on posiwiał, ale się postarzał”.

AM: Powiedzcie mi, wasze wyprawy to jest miłość do Polaków, do Rosjan, do Rosji, do Syberii? Co to jest?
RK: To jest wszystko razem. Od dwudziestu lat, co roku bywam w Rosji i na Syberii. Bywam na całym terytorium Rosji na północy, wschodzie, południu. Stąd moje kontakty są bardzo szerokie. Jeżdżąc tam widzę potrzeby tych ludzi. Widzę te potrzeby, które z naszego punktu widzenia są bardzo trywialne. Wówczas myślę o tym jako normalny człowiek, bo przecież nie jestem instytucją charytatywną, ani nie uważam siebie za takiego. Wiem, że mogę coś zrobić, nadać czemuś bieg. Potem to się na mnie skupia, zawsze sobie coś wymyślę i żyję tym i wiem, że muszę to zrobić do końca.

AM: Czy Was, z tą miłością do wyjazdów na wschód dotyka to coś, co się dziś dzieje na Ukrainie, na Krymie? To Was osobiście dotyka?
IB: Oczywiście, że tak. Kiedy widzę żołnierzy mówiących tym samym językiem i jeden do drugiego mówi „będę strzelał w nogi” a drugi mówi „nie strzelaj jesteśmy braćmi”, oczywiście, że mnie to dotyka. To są ludzie bliscy nam, to też są Słowianie. Tam doszło do sytuacji, która musi być rozwiązana politycznie i finansowo. Ofiarami jak zwykle są nie politycy, tylko ci chłopcy w mundurach, którzy są szeregowymi żołnierzami. Albo ci ludzie, którzy z ogromnym poświęceniem sami się organizują i walczą o wolność.

AM: Czy to nie jest tak, że jadąc do Rosji musicie pojechać z misją tłumaczenia o co chodzi? Bo ten przekaz na teren Rosji jest trochę inny niż na zachodzie.
RK: Oczywiście, że ten przekaz jest inny. Teraz musimy się zastanowić, czy my będziemy prowadzić dyskusję na podstawie przekazów medialnych, czy na podstawie faktów geopolitycznych. Dziś w Polsce dyskutuje się na podstawie przekazów medialnych, które są jednostronne, nie ma dwóch zdań. Dziś Rosjanie są naszym wrogiem. Mało kto ma odwagę, ale ludzie mają świadomość, co widać w postach internetowych, ale mało kto ma odwagę powiedzieć, że jest geopolityka, że są Stany Zjednoczone, że trwa wojna między Stanami a Rosją, która się nigdy nie zakończyła. To jest walka o strefy wpływów, to jest walka o kraj ludźmi, ludźmi z Ukrainy, ludźmi z Rosji.

AM: No dobrze, ale chyba nie może być naszego przyzwolenia na to, żeby obce wojsko tak sobie wchodziło do innego kraju?
RK: Trudno określić, czy to jest obce wojsko, to jest bardzo trudno określić. Dziś możemy się uśmiechać, ale to jest wielka polityka, której nie rozumiemy. Wypowiedzi niektórych naszych polityków są przerażające, ludzie niemający zielonego pojęcia o czym w ogóle mówią. Nie chcę wymieniać nazwisk. Dziś rano słuchałem byłego ministra obrony narodowej, chyba był po śledziku i może nie doszedł jeszcze do siebie. Coś trzeba wiedzieć, żeby coś mówić.

AM: Jak to, co się dzieje teraz na wschodzie przełoży się na relacje międzyludzkie między nami a Rosjanami? Wy do Rosji jeździcie dosyć często. My tu na Pomorzu mamy nowe relacje z Rosjanami, szczególnie z tymi, którzy przyjeżdżają do nas z Obwodu Kaliningradzkiego. Przez długi czas byliśmy od siebie odseparowani a teraz zaczęliśmy patrzeć na siebie jak na normalnych ludzi. Czy to co tam się dzieje nie zepsuje tych relacji?
IB: To są normalni ludzie, tak było, jest i będzie. Powiedziałabym, że na Syberii są normalniejsi niż gdziekolwiek indziej. Co prawda mają wychodki drewniane na dworze, wodę noszą ze studni, wlewają do takich baniaczków i można powiedzieć, że z naszego punktu widzenia żyją bardzo prymitywnie. Ale oni żyją bardzo pięknie i nie chcą się stamtąd przenosić. To są ludzie, którzy obchodzą się z nami jak z gośćmi, z przyjaciółmi. Dla mnie to jest taka podróż, która daje mi ogromne wytchnienie psychiczne, duchowe. To jest spotkanie z ludźmi, którzy mają dla mnie czas, którzy żyją w trochę innym tempie. Oczywiście oni też mają tam satelity, telewizję, Internet i wiedzą co dzieje się na świecie, ale jednak Syberia jest troszkę daleko. Tam nawet druga wojna światowa przeszła jakby bokiem. Wiadomo było, że jest, ludzie wyruszali na tę wojnę, ale tam nie dotarła.

AM: Moje pytanie dotyczyło naszych relacji tu, na Pomorzu. Myślicie, że to nasze postawienie się proukraińskie przełoży się na bezpośrednie relacje?
RK: Bezpośrednio chyba nie. Ja rozmawiam z Rosjanami, czekam czy oni mnie o coś spytają. Oni mnie o nic nie pytają. Ja swoje przyjaźnie wypracowałem, oni wiedzą kim jestem, mam przyjaciół z którymi zadaję się od lat i nie widzę najmniejszej płaszczyzny, na której może coś się popsuć. Bardzo podobał mi się wywiad z marszałkiem Strukiem, który wczoraj opowiadał o Kaliningradzie bardzo stonowanie.

AM: Marszałek Struk trochę gasił pożar, bo kilkanaście godzin wcześniej Pomorska Regionalna Organizacja Turystyczna odwołała akcję promocyjną dla Rosjan. Dyrektor tej organizacji miała mnóstwo negatywnych sygnałów, że to jest prowokacyjna impreza i pod naporem tych sygnałów zawiesiła tę imprezę.
RK: To bardzo źle, że ona daje na siebie wywrzeć presję, niech ona zmieni zawód, niech robi coś innego. Ja też dostaję różne smsy wyzywające mnie tylko dlatego, że piszę dobrze o Rosjanach, dlatego że się do tego dobrze odnoszę a nie dlatego, że jestem rusofilem. Ja to wszystko widzę i wiem jak jest. Dwadzieścia lat jeżdżę do Rosji i nikt do mnie nie powiedział „ty Polaczku,”, albo jakoś inaczej.

AM: Czy my jesteśmy rusofobami?
RK: Oczywiście, ale tylko wtedy, gdy jesteśmy przy jakiejś polityce.
IB: Ja nie potrafię dyskutować z takimi ludźmi. Jest to jakaś fobia, jakieś nie wiadomo skąd wzięte przekonanie i w ogóle taki stosunek do ludzi jest dla mnie niezrozumiały. Jest taki stereotyp, który bierze się z jakiś wspomnień rodzinnych, lektur, sama nie wiem z czego.

AM: Może z naszej historii?
RK: Może nie z historii, historię wszyscy znamy, wszyscy jesteśmy katolikami i nie wiem skąd się to bierze. Ci ludzie, który tak mówią, ciągną za sobą zapaszek jakiejś umysłowej prowincji, nie może tak być. Nawet gdybyśmy my z Panią redaktor byli w jakiejś niezgodzie sprzed lat, to jednak jesteśmy ludźmi rozumnymi i po latach możemy sobie powiedzieć „przepraszam cię za to i tamto”. To są takie proste odruchy, które zmieniają nasz świat.

AM: Mam takie wrażenie, że trochę jesteśmy tymi rusofobami z powodu historii, trochę dlatego że my Rosjan tak naprawdę nie znamy. Ty mówisz, że znasz Rosjan, ale większość z nas nie ma znajomych Rosjan. Może teraz te relacje jakoś się otworzą, bo będziemy się spotykać z mieszkańcami Obwodu Kaliningradzkiego? My nie znamy Rosjan, więc może dlatego wypowiadamy takie sądy. Może jak się poznamy to będzie lepiej?
IB: Może serial o Annie German zmienił nasze postrzeganie. Ja oczywiście żartuję teraz, ale to są takie spotkania kulturowe, podczas których okazuje się, że mamy wiele wspólnych rzeczy. Najważniejsze jest spotkanie człowieka z człowiekiem. Jeżeli to będzie możliwe to zawsze wiadomo, że po pięciu minutach jest inna rozmowa i już nie ma stereotypu Polak, czy Rosjanin. To jest człowiek po prostu.

AM: Powiedzcie jeszcze, jak będzie wyglądała Wasza podróż? Spodziewacie się jakiś utrudnień i incydentów?
RK: W żadnym wypadku, żadnych incydentów nie będzie. Wszyscy będą się do nas grzecznie zwracać. Tam ta niechęć nie jestem tak medialnie rozdmuchana jak u nas i nigdy zresztą nie była. Pojedyncze słowa, które pan Putin wypowiedział też były reakcją na zachowanie rządzących naszym krajem.

AM: Mówił o tym, że u nas były szkolone jakieś bojówki.
RK: A wiemy o tym? Pani wie, że nie wie.

AM: Pan przyjmuje to za dobrą monetę a ja niekoniecznie.
RK: Dla mnie to jest mężczyzna, który mówi że jest tak i tak i koniec.

AM: I że organizuje akcję humanitarną?
RK: O tym nie słyszałem.

AM: Sam Pan organizuje akcje humanitarne i wie Pan, że nie jedzie się z kałasznikowami.
RK: Jeszcze nie wiem z kim będę później jeździł, dziś jadę z okularami.

AM: Trzymamy kciuki i życzymy szczęśliwej podróży i żeby te kontakty były dobre. Dziękuję.
IB: Dziękuję.
RK: Dziękujemy.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj