Anna Rogowska, brązowa medalistka IO o przygotowaniach do Halowych Mistrzostw Świata

– Bycie ambasadorem Halowych Mistrzostw Świata to bardzo miły akcent, ale wydaje mi się, że najbardziej sprawdzę się w tej roli na skoczni. Mam nadzieję, że zostanę pozytywnym bohaterem tych mistrzostw, że spełnię swoje marzenie i stanę na podium w Sopocie przed polską publicznością, powiedziała Anna Rogowska. Włodzimierz Machnikowski: Zaczęło się już odliczanie do Halowych Mistrzostw Świata w Lekkoatletyce w Sopocie. Czujesz ulgę, że to już? Że zaraz będzie po wszystkim, że staniesz na podium i spełni się to marzenie? Czy może czujesz presję po tym, jak ten ostatni start w Ergo Arenie nie wyszedł i że różnie może się zdarzyć?
Anna Rogowska: Ja się bardzo cieszę, że już w ten weekend będą mistrzostwa świata. Jeżeli chodzi o mój trening, to zrobiłam już praktycznie wszystko, co było możliwe, żeby jak najlepiej się przygotować. Mam nadzieję, że efekty będą podczas konkursu finałowego w niedzielę. O godzinie 15:00 jest finał tyczki kobiet i mam nadzieję, że zakończy się moim sukcesem i medalem mistrzostw świata.

WM: Tym bardziej, że otwierasz światową listę. Pamiętamy Twój wynik z Gandawy to cztery metry i siedemdziesiąt sześć centymetrów. Tak wysoko na hali jeszcze nikt nie skoczył.
AM: To jest wynik, który zobowiązuje. To jest mój najlepszy wynik w tym sezonie. Następne zawodniczki są blisko, bo 4,73 i 4,71. To jest naprawdę niewielka różnica, tylko kilka centymetrów, ale to jest bardzo optymistyczny akcent. Mam nadzieję, że światowa czołówka powalczy o najwyższe wysokości, a wśród nich będę ja.

WM: Cztery metry i siedemdziesiąt sześć centymetrów wystarczy, żeby wskoczyć na podium?
AR: Powinno, ale to jest sport. Tu nic nie można zakładać. Możliwe, że będzie to wysokość mistrza, a może trzeba będzie skoczyć jeszcze wyżej, żeby zdobyć medal.

WM: Jesteś blisko swoich szczytów, bo Twój życiowy rekord to cztery metry i osiemdziesiąt pięć centymetrów. To tylko trzy przełożenia tyczki wyżej.
AR: Zdecydowanie tak. Ten sezon z pewnością mogę zapisać do udanych i mam nadzieję, że tak samo udane będą mistrzostwa świata. Ale nie ukrywajmy, że przez cały sezon można być w świetnej formie, ale medali nie rozdaje się za sezon, tylko za konkretną imprezę, na której trzeba wywalczyć miejsce.

WM: Ostatni oficjalny start w Ergo Arenie był średnio udany. To był fajny skok na cztery metry i czterdzieści centymetrów, a potem się wszystko zepsuło. Ale mistrzynią zostałaś, bo na razie nie ma konkurencji.
AR: Niestety, nie mam nikogo, kto mógłby mnie w tej chwili naciskać, żebym uciekała jeszcze wyżej. Tę motywację muszę odnaleźć w sobie i odnajduję ją praktycznie codziennie. Na treningach trenuję głównie sama i w tej chwili odnajduję się w tym bardzo dobrze. Jeżeli chodzi o mistrzostwa Polski, to czasem tak bywa. Można być w bardzo dobrej formie i czasem coś nie zagra. Skok o tyczce jest konkurencją techniczną, trudną do zgrania, a w tych ostatnich momentach jest pięć, sześć elementów, które muszą wypalić, żeby udał się skok. Na mistrzostwach Polski nie zagrał jeden z tych elementów, ale już na następnych treningach wszystko pasowało i nawet skoczyłam życiowy rekord treningowy. Myślę, że chyba jest dobrze.

WM: Bardzo się wtedy złościłaś na nawierzchnię, która jest bardzo szybka. Trzeba się było do niej jakoś specjalnie dostosować?
AR: Mogłam być jedynie zła na siebie, że nie wykorzystałam swojej szansy, bo byłam w bardzo dobrej dyspozycji. Nawierzchnia jest bardzo dobra, trzeba umieć ją wykorzystać. Na późniejszych treningach już wszystko grało. To jest bardzo szybki, dynamiczny rozbieg i trzeba z nim umieć współgrać. Najważniejsze podczas tych mistrzostw świata będzie to, żeby się odnaleźć na tym rozbiegu. W Spale codziennie trenuję na twardej nawierzchni, na betonie. Tu na tych deskach rozbieg bardzo niesie i trzeba szybko wprowadzać zmiany. Tego czasu na mistrzostwach Polski zabrakło. Cały czas musiałam odsuwać rozbieg, bo te deski bardzo niosły. Korekty zostały już wprowadzone, więc wszystko już gra.

WM: Jesteś ambasadorem tych mistrzostw, grasz w filmach na ich temat. To ciąży, czy pomaga? Chyba sympatycznie jest być wszędzie?
AR: To jest miły akcent rozłożony w czasie. Nic nie odbywało się w ciągu dwóch tygodni, tylko przez ostatnie dwa miesiące. Ten proces cały czas trwał a przygotowania do mistrzostw z mojej strony, to przygotowania głównie na hali i na stadionie podczas treningu. Prawdziwym ambasadorem będę na skoczni. Mam nadzieję, że zostanę pozytywnym bohaterem tych mistrzostw, że spełnię swoje marzenie i stanę na podium przed polską publicznością.

WM: Pozostając przy materiałach prasowych, medialnych i promocyjnych. Podobasz się sobie kiedy kończysz taka zamyślona tę sopocką sekwencję w filmie?
AR: Ja się bardzo dobrze czuję we własnej skórze.

WM: Jesteś bardzo szczupła, to jest konsekwencja tego, co się stało podczas treningów w Spale? Przypomnijmy, że miałaś wypadek, który wyglądał dość groźnie. Potem okazało się, że nie jest to tak poważne, jak pierwsze diagnozy mówiły.
AR: Niektórzy śmieją się, że mocno przypakowałam. Mój trening wbrew pozorom nie opiera się głównie na siłowni. Skupiamy się na technice. Ubyło mi kilka kilogramów i to też jest wynik tego grudniowego wypadku. Kiedy wychodziłam ze szpitala byłam o kilka kilogramów lżejsza. Później miałam miesiąc wolnego i to wszystko sprawiło, że trochę mięśni mi ubyło. W tej chwili została taka waga, jaką miałam po wypadku. Teraz jestem trochę bardziej dynamiczniejsza podczas skoku. Nie ukrywam, że są pewne plusy tego, że jestem lżejsza. Mój skok wygląda energiczniej, dynamiczniej i czuję się bardzo dobrze.

WM: Te mistrzostwa masz właściwie na podwórku. To jest dla Ciebie impreza dochodząca. Ktoś gotuje obiady w domu? Ty, czy Jacek twój mąż i trener?
AR: Ja nie. Ja chodzę na treningi. Po treningach jest już gotowy posiłek. To jest bardzo ważne, żeby zaraz po treningu zjeść ciepły obiad i zregenerować siły. Odpoczynek i sen są też bardzo ważne. W tej chwili robię taki ostateczny szlif formy, bo wszystko właściwie zostało zrobione. Teraz muszę się tylko zregenerować, wyspać i pozytywnie nastawić się do niedzielnego konkursu.

WM: Ściany i presja biało-czerwonych kibiców pomagają, żeby zdobyć złoty medal?
AR: Bardzo chętnie dostarczę im złoto. Mam nadzieję, że będziemy się wspólnie cieszyć także z sobotniego konkursu. Pamiętajmy, że mamy dwie szanse medalowe w skoku o tyczce panów. Mam nadzieję, że one zostaną zrealizowane i mam nadzieję, że mój niedzielny skok też będzie na medal.

WM: Jest jeszcze Kamila Lićwinko, która bardzo wysoko skacze bez tyczki.
AR: Szans mamy zdecydowanie więcej. Jest jeszcze Adam Kszczot, który reprezentuje bardzo dobrą formę w tym sezonie, jest jeszcze Kamila. Tych szans medalowych mamy naprawdę bardzo dużo. A jak wcześniej rozmawialiśmy, ściany niosą. Tak było w Berlinie, gdzie było mnóstwo polskich kibiców. To było widać podczas walki, że polscy zawodnicy byli mocno zmotywowani. Tu wszyscy będą chcieli pokazać się z jak najlepszej strony. Mam nadzieję, że to będą bardzo dobre występy biało-czerwonych.

WM: Myślisz o tym, co potem? Że 2016 rok to rok olimpijski w Rio? Czy może wszystkie plany kończą się na niedzieli, na godzinie piętnastej?
AR: Jeżeli chodzi o moje nastawienie, to myślę teraz tylko o niedzieli. Oczywiście są plany długoterminowe, czyli Rio. Ale Rio będzie już za dwa lata, więc tak naprawdę niedługo. W tej chwili najważniejsze są mistrzostwa świata w Sopocie, później będą kolejne, na których się skupię. W tej chwili cała energia idzie na Sopot.

WM: Twoja rywalka, caryca tyczki Jelena Isinbajewa, wkrótce zostanie mamą. Też już o tym myślisz?
AR: Oczywiście planujemy powiększenie rodziny, ale to już po zakończeniu kariery. Ciężko byłoby mi pogodzić bycie mamą i jednocześnie trenować. Myślę, że moja kariera jest bliżej końca. Teraz chciałabym skupić się na treningach a później w stu procentach na dziecku i na rodzinie.

WM: Dziękuję za rozmowę.
AR: Dziękuje. Do słuchaczy Radia Gdańsk mam prośbę. Trzymajcie kciuki z całej siły, żeby poprzeczka nie spadała.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj