Anna Rybicka w RG: Nie wykluczam, że jeszcze wrócę do floretu [VIDEO]

– Razem z Sylwią Gruchałą chcemy stworzyć w Trójmieście szkołę, jakiej jeszcze nie było, powiedziała w Radiu Gdańsk jedna z najlepszych, polskich florecistek, medalistka olimpijska Anna Rybicka. Zawodniczka, która zdecydowała się zakończyć karierę, w rozmowie z Włodzimierzem Machnikowskim nie wykluczyła, że do floretu jeszcze wróci. Włodzimierz Machnikowski: Jesteś młodsza od słynnej Włoszki Valentiny Vezzali o trzy lata. Mimo to, zdecydowałaś się skończyć karierę. Vezzali przyjechała do Gdańska i będzie walczyć o kolejne zwycięstwo w Pucharze Świata. Twoja decyzja jest nieodwołalna?

Anna Rybicka: Zacznę od tego, że Valentina Vezzali jest znakomitą zawodniczką, podobnie było z Giovanii Trillini. Rzeczywiście, one trenują bardzo długo. Wracały mimo, że miały przerwy na macierzyństwo. Czy moja decyzja jest definitywna? Chciałabym wrócić do trenowania i walk treningowych. A co z tego wyniknie? Na pewno wynikną z tego same pozytywne rzeczy.

WM: Jak teraz wygląda Twoja aktywność fizyczna? Czy podczas tego zgrupowania kadry, które trwało kilka dni, pojawiałaś się na planszach? Dzieliłaś się doświadczeniem i umiejętnościami z młodszymi koleżankami?

AR: Miałam w tej chwili dość długa przerwę i zatęskniłam za szermierką.

WM: Także za zwyciężaniem? Ostatni sukces to 2010 rok. W Paryżu zostałaś wicemistrzynią świata w rywalizacji drużynowej.

AR: To były wspaniałe zawody, które były swego rodzaju klamrą spinającą moje poczynania w sporcie. W 2000 roku w Sydney zdobyłyśmy srebrny medal olimpijski, a w 2010 srebrny medal mistrzostw świata. To było dla nas niezwykle ważne zwycięstwo. Niestety był to ostatni medal szermierki na zawodach rangi mistrzostw świata.

WM: Ale w międzyczasie były wspaniałe lata. Od roku 1992 do roku 2010 minęło 18 lat niemal nieustających sukcesów, z tym szczytem na przełomie wieków.

AR: Zgadza się. Szczyt był w latach 1998-2004, kiedy trenerem naszej kadry był fechmistrz Tadeusz Paliński. Później, w 2010 roku był powrót. Wówczas trenerem był Longin Szmit.

WM: Longin Szmit od 1987 roku jest twoim szkoleniowcem. Wytrzymaliście ze sobą? Obydwoje macie trudne charaktery…

AR: To jest dobre pytanie. Zastanawiałam się jak ze sobą wytrzymaliśmy. Jesteśmy osobami trudnymi we współpracy. To jest rzadkie w szermierce, że jeden zawodnik i jeden trener są ze sobą przez całą karierę. Myślę, że my bardzo dobrze się dopasowaliśmy. To on mnie wyłowił, to on mnie wypatrzył wśród dzieci w sopockiej szkole. Później w jakiś sposób oszlifował, potem z mojej strony było trochę więcej tolerancji.

WM: Jak odbywała się ta selekcja? Miałem wrażenie, że szermierka, floret, to był taki sport dla dzieci z dobrych, zamożnych domów. Rodzice mieli taki kaprys, żeby dzieci uprawiały jakiś sport. Nie jakąś „chuligankę podwórkową” jak piłka nożna, tylko właśnie taki elegancki sport. Nie było tak, że rodzice decydowali za was, bo ich było na to stać?

AR: Nie do końca tak jest. Być może jest tak w krajach, w których rodzice muszą ponosić wszystkie koszty związane z tym sportem, a nie jest to sport tani. W Polsce o naborze decydują zdolności ruchowe. Ten nabór w Gdańsku przeprowadzano w szkole nr 70. Było mnóstwo dzieci. Niewiele się kwalifikowało. Zgodzę się jednak z tym, że wśród szermierzy jest dużo osób z wyższym wykształceniem.

WM: Z wykształceniem inżynierskim na przykład, czyli bardzo poważnym. Wojtek Szuchnicki jest architektem. Bracia Pietrusiak to także inżynierowie.

AR: Alicja Kryczało skończyła amerykańską uczelnię. Jest sporo zawodników, którzy kończą studia za granicą. Nie wiem z czego to wynika. Wydaję mi się, że szermierze mają ambicje, nie tylko sportowe.

WM: A poza tym sport daje takie cechy, które pozwalają radzić sobie w normalnym życiu. Już niesportowym.

AR: Zgadza się. Myślę, że tutaj wszyscy szermierze mogą pochwalić się sukcesami także w życiu zawodowym.

WM: Co decyduje o sukcesie w sporcie? Jakie przymioty? Byłaś żywym sreberkiem, gdy miałaś dziesięć lat, kiedy zauważył cię Longin Szmit.

AR: Wydaje mi się, że tutaj na pierwszy plan wysuwa się pracowitość. Trzeba mieć talent do pracy, jak to mówi Longin Szmit. Nie wystarczy talent do szermierki. Na pewno liczy się wytrwałość, waleczność. Takie osoby nazywamy „walczakami”. One się nie poddają i walczą do końca.

WM: A potem odrobina szczęścia, która decyduje, że się wygrywa…

AR: Szczęście sprzyja lepszym i trochę tak jest. Jeżeli ktoś jest rzeczywiście dobrym zawodnikiem, pracowitym i wytrwałym, to szczęście mu w większym stopniu sprzyja. Niemniej jednak trzeba mieć też pokorę w sobie. Sport uczy pokory.

WM: To jeszcze w związku z tym wykształceniem. Ania Rybicka, absolwentka Wyższej Szkoły Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych i Politycznych w Gdyni oraz Szkoły Handlowej w Warszawie. Niespełnione marzenie – zostać dziennikarką. Być może dziennikarką Radia Gdańsk. Powiedz co robisz teraz i jak daleko ci do spełnienia tych marzeń?

AR: Aktualnie pracuje w gdyńskim oddziale Thomson Reuters.

WM: To się dobrze kojarzy.

AR: To się kojarzy z dziennikarstwem. Obecnie powstaje u nas biuro dziennikarskie. Nie mniej jednak ja pracuje tam już osiem lat i nie pracuje w dziale dziennikarskim nad czym boleje – nie da się ukryć. Moja praca wiąże się z czymś innym, ze szkoleniem nowych pracowników. Moich dziennikarskich planów absolutnie nie porzucam i dziękuje Radiu Gdańsk za szansę, która została mi dana.

WM: Przypomnę. Nie śpij zwiedzaj z Radiem Gdańsk. Razem z Anią i Dariuszem Podbereskim biegaliśmy po lasach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego i realizowaliśmy program niemal na żywo. Jeszcze jedno marzenie, które tutaj nabiera całkiem realnych rozmiarów. Chodzi o szkołę floretu, którą chcesz założyć.

AR: Zgadza się. Wraz z Sylwią Gruchałą chcemy założyć szkołę floretu o wdzięcznej nazwie „Riposta”. To będzie przedsięwzięcie skierowane do dzieci w wieku od 10 do 14 lat. Będą to zajęcia weekendowe.

WM: To będzie konkurencja i wyzwanie rzucone Gdańskiej Szkole Floretu i fechmistrzowi Longinowi Szmitowi, Tadeuszowi Pagińskiemu i Stanisławowi Szymańskiemu?

AR: Rzucamy rękawiczkę naszym największym postaciom. Oczywiście nie chodzi tutaj o rywalizację, a bardziej o współpracę i o stworzenie jakiejś alternatywy. Szkoły jakiej jeszcze nie było.

WM: Żeby spojrzeć w przeszłość, wybiegnijmy w przyszłość. Niedziela godz. 16.30 i finał zmagań drużynowych, podczas jedenastego już turnieju Dwór Artusa.

AR: Będę komentować (śmiech).

WM: Będziesz komentować wcześniej. Potem pojawisz się w centrum, ponieważ będziemy cię oficjalnie żegnać. Jesteś gotowa na to, żeby wytrzymać, żeby nie popaść w rozpacz, żeby nie uronić łez… ?

AR: Na to nigdy nie można być przygotowanym. I nie czuję się gotowa.

WM: A jeśli chodzi o koleżanki. Będziesz je wspierać nie tylko komentarzem?

AR: Trzymam bardzo mocno kciuki za moje koleżanki. Wiem, że stać je na wiele. Mimo, że ostatnio nie było jakiś spektakularnych sukcesów. Wspierać je radą będę wtedy, kiedy same będą tego chciały. W moich komentarzach natomiast postaram się w jakiś sposób je wspomóc.

WM: Telewizja ma cię na wyłączność. Mam nadzieje, że twoich komentarzy posłuchamy także na antenie Radia Gdańsk.

AR: (śmiech) Telewizja nie ma mnie na wyłączność.

WM: Dziękuję za rozmowę.

AR: Dziękuję.

wl/oo/mmt
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj