Czy działalność Polaków na Białorusi to nazim, za który trzeba karać więzieniem? Tak wygląda obecnie rzeczywistość na Białorusi

Reżim na Białorusi nie daje o sobie zapomnieć. W ostatnich dniach doszło do kolejnych zatrzymań działaczy Związku Polaków na Białorusi. Najbliższym zatrzymanych odmawia się nawet przekazywania pakunków z rzeczami osobistymi, gdyż – jak twierdzą władze –  „politycznym paczek dostarczać nie wolno”.

Popołudniowym „Gościem Dnia Radia Gdańsk” jest Wiktoria Dubaj, córka Marii Tiszkowskiej z Wołkowyska, zatrzymanej 25 marca i przetrzymywanej, razem z czterema pozostałymi działaczami w areszcie w Mińsku.

– Z mamą mam kontakt wyłącznie listowny. Zaczął się on dopiero jakiś tydzień temu. Wcześniej mama wysyłała do nas listy, otrzymaliśmy ich prawie 20, ale nasze odpowiedzi nie były dostarczane. W korespondencji ona pisze, że trzyma się, że jest zdrowa. Tłumaczy, że trzeba przyjąć tę sytuację i czekać, bo nie możemy nic zrobić. Mama wyjaśnia, że ma sporo wolnego czasu. Dużo rysuje, czyta książki. Chce jednak, żeby wszystko jak najszybciej się skończyło, bo chce wyjść na wolność – wyjaśnia Wiktoria Dubaj.

Mama pani Wiktorii nie pisze, jaka jest atmosfera w areszcie. Powodów tego można się domyślać. – Nawet jakby coś takiego napisała, to ten list nie wyszedłby poza mury więzienia. Ja przynajmniej tak myślę. W wiadomościach wszystko musi być dobrze, nikt nic z nimi nie robi. Listy są cenzurowane. Mama je numeruje, żebyśmy wiedzieli, czy one do nas trafiają. W dalszym ciągu jednego z nich nie dostaliśmy – przyznaje córka Marii Tiszkowskiej.

Wobec aktywistów Związku Polaków na Białorusi wszczęto postępowanie z artykułu kodeksu karnego Białorusi, który mówi o podżeganiu do nienawiści. Prokuratura interpretuje ich działanie jako rehabilitację nazizmu. Wskazany artykuł zagrożony jest karą pozbawienia wolności od 5 do 12 lat.

– Dla mnie to jest szok, bo ja nawet nie mogę powiązać tego z moją mamą i resztą działaczy. Nikt nie robił niczego wymienionego w tym artykule. Moja mama sprzątała cmentarz wojskowy, miała szkołę społeczną, gdzie nauczano języka polskiego, organizowała obchody świąt narodowych i spotkania opłatkowe. Nie było to jednak nic, co mogłoby zagrażać bezpieczeństwu Białorusi – wyjaśnia.

(Fot. Pixabay)

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj