Pani Elżbieta Skrzyńska-Tatarkiewicz urodziła się w 1924 roku. 1 sierpnia 1944 roku miała 20 lat. Od dwóch lat była wtedy w konspiracji, przeszła kursy dla sanitariuszek i wykonywała zadania zwiadowcze
W dniu wybuchu powstania, o godzinie 15:00, do pani Elżbiety przyjechał na rowerze jej konspiracyjny dowódca Jerzy Bogdanowicz, ps. Hercum. Została oddelegowana do Pierwszego Plutonu Służby Kobiet. Do powstania razem z nią poszła także jej nieżyjąca już od roku siostra śp. Janina Suchorzewska.
– Mamie razem z siostrą powiedziałyśmy, że idziemy do powstania. Ja rowerem swojego dowódcy, na ramie, pojechałam do drukarni na Chmielną 61 – wspomina pani Elżbieta.
Pani Elżbieta nie jest już w najlepszej formie psychicznej, jednak ma świetną pamięć. – Kilka miesięcy temu miałam mały wypadek, ale wracam powoli do formy. Po prostu przewróciłam się, gdy wracałam z zajęć na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Pamięć jednak pozostała nienaruszona – śmieje się Skrzyńska-Tatarkiewicz.
– Wtedy w 1944 roku ja miałam 20 lat a moja młodsza siostra – 14. Ona miała pseudonim Myszka, a ja Żabska. Obie wstąpiłyśmy do Szarych Szeregów. Byłam w 2. Harcerskiej Baterii Artylerii Przeciwlotniczej „Żbik”, Zgrupowanie „Gurt” w Warszawie Śródmieście Północ. Pamiętam najbardziej dramat powstańców z Woli. Te obrazy zostają na całe życie – wspomina pani Elżbieta.
– Okres konspiracji, a potem walk w powstaniu stał się dla mojego pokolenia prawdziwą szkołą życia – mówi. Tam nauczyła się dyscypliny, odpowiedzialności i punktualności oraz zrozumiała, co znaczy hart ducha.
Do dziś pani Elżbieta utrzymuje kontakty z innymi koleżankami i kolegami z oddziału. Pomagają w tym fotografie z powstania, które ma w swoich zbiorach.
Anna Rębas/aKa