Wojewoda pomorski krytycznie o „ustawie wiatrakowej”: to trudne do wyobrażenia

Transformacja energetyczna na Pomorzu i sprawa afery wiatrakowej, zapowiedź powołania komisji śledczej w sprawie fuzji Lotosu z Orlenem oraz inwestycje wyrównujące szanse rozwojowe w naszym regionie. Te tematy Michał Pacześniak poruszył w rozmowie z „Gościem Dnia Radia Gdańsk”, którym był Dariusz Drelich, wojewoda pomorski. 

Prowadzący rozmowę zapytał wojewodę, czy wyobraża sobie, że w odległości 300 metrów będzie mógł stanąć wiatrak. Takie rozwiązanie zakłada projekt ustawy przygotowany przez parlamentarną większość. – To trudne do wyobrażenia. Ostatni kompromis – 700 metrów – to i tak bardzo mało. Wydaje się, że uciążliwość takich urządzeń jak wiatraki w tak bliskim sąsiedztwie jest nie do przyjęcia. I tak musimy się godzić na wiele uciążliwości, np. z powodu budowy dróg, ale tu nie ma wyjścia. Jeśli chodzi o wiatraki, mamy inne, lepsze rozwiązania. Nie musimy za wszelką cenę wprowadzać regulacji, które służą tylko zarabianiu dużych pieniędzy przez bardzo wąskie grono ludzi i firm, które mają w tym interes – wskazał Dariusz Drelich.

– Tam, gdzie nie ma zabudowy, gdzie liczba mieszkańców jest mała, wiatraki na Pomorzu są. Tam, gdzie próbowano je lokalizować w pobliżu gęstej zabudowy, były bardzo duże protesty. Wiemy, ile takich planów leży na półce i musimy dbać o to, by wiatraki w takich miejscach nie były budowane. Ich lokowanie na morzu to znacznie lepsze warunki związane z wiatrem. Są takie miejsca, wzdłuż wybrzeża województwa pomorskiego, które mają bardzo duży potencjał, efektywność wiatraków jest zupełnie inna, a uciążliwość znikoma dla mieszkańców. Są w takiej odległości, że z brzegu nawet nie będzie ich widać, więc nie pogorszą krajobrazu. To pewne utrudnienie dla żeglugi, ale są tak zlokalizowane, by w tym nie przeszkadzać. Z morza możemy uzyskać ok. 20 gigawatów – to 1/3 zapotrzebowania całego kraju. To są moce, które można uzyskać z tych miejsc, którymi dysponujemy na Bałtyku, w naszej strefie. 2026 rok to pierwsze elektrownie, które oddadzą moc. W tej chwili są w budowie. Do tego są porty instalacyjne, serwisowe, to ożywienie takich portów jak Ustka i Łeba, to nowe technologie, które związane są z kierunkami na wyższych uczelniach, w szkołach średnich. Elektrownie na morzu to zupełnie inna kategoria, to inny potencjał i nasz, pomorski skarb – ocenił.

Gość audycji odniósł się także do pytania, czy obciążenie Orlenu dodatkową, dużą opłatą, co zakłada ustawa, nie sprawi, że koncern będzie musiał ograniczyć inwestycję w farmy wiatrowe. – To jest niezrozumiałe, taki projekt nie powinien powstać. Poczynając od tego, że ktoś, kto wiedział o tym, że zostanie on złożony i jedna spółka zapłaci wielką opłatę, mógł zarobić kilka miliardów złotych. Wiadomo było, że będzie spekulacja na giełdzie. W Stanach Zjednoczonych byłoby od razu śledztwo i Komisja Nadzoru Finansowego wyciągałaby konsekwencje wobec kogoś, kto doprowadził do takiej sytuacji. Zapisy w tym projekcie, związane ze zmianą przepisów dotyczących planowania przestrzennego, że można byłoby lokalizować farmy wiatrowe bez zmiany planu – może trzeba było wprowadzić to, że wystarczy zgoda sołtysa albo w ogóle nie potrzeba żadnej zgody, tylko lokalizować, gdzie się chce. Głównym celem tej ustawy miało być to, żeby utrzymać ceny, które teraz obowiązują i tylko tyle, a próbowano to powiązać z czymś innym. Mam nadzieję, że to nie przejdzie – stwierdził wojewoda.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj