Dyrektor Urzędu Morskiego: „Pogłębienie ostatniego odcinka rzeki Elbląg to rozwiązywalny problem”

Pogłębienie ostatniego, 900-metrowego odcinka rzeki Elbląg, to rozwiązywalny problem. Jesteśmy na etapie rozmów, myślę, że dojdziemy do konsensusu. Nie chciałabym jednak o tym mówić, dopóki rozmowy nie będą zakończone – stwierdziła w Radiu Gdańsk dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni Anna Stelmaszyk-Świerczyńska.

– Prace pogłębiarskie na rzece Elbląg już się rozpoczęły. Wykonawca, który zajmował się obudową brzegów, częściowo miał również prace pogłębiarskie. Wykonano już około 30 proc. prac. W tej chwili będą wykonywane roboty pogłębiarskie od Zalewu Wiślanego do punktu P2, czyli rozwidlenia do Kanału Jagiellońskiego. Ten wykonawca w tej chwili wchodzi na pomiary, ma umowę do listopada, będzie mógł ją przedłużyć o miesiąc – zaznaczyła.

Jak zaznaczył prowadzący audycję Tomasz Sosnowski, istotną kwestią jest pogłębienia ostatniego, 900-metrowego odcinka, prowadzącego do portu w Elblągu, ponieważ może to pozwolić instytucji na rozbudowę.

– Jesteśmy na etapie rozmów, myślę, że dojdziemy do konsensusu. Nie chciałabym jednak o tym mówić, dopóki rozmowy nie będą zakończone. Rozbudową portu w Elblągu zajmuje się miasto. Uzgadniamy to, jako organ administracji morskiej, natomiast finansowanie jest kwestią Zarządu Portu Elbląg, miasta Elbląg i operatorów, którzy są właścicielami poszczególnych nabrzeży. Pogłębienie ostatniego, 900-metrowego odcinka, to rozwiązywalny problem. Wymaga to jednak ustalenia szczegółów, dlatego nie będę w tym momencie o nich mówiła – wyjaśniła Stelmaszyk-Świerczyńska.

Dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni mówiła także o budowie MOLF, czyli morskiej konstrukcji do rozładunku przy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej.

– To jest wychodzący w morze pirs, do którego będą dobijały statki z największymi ładunkami dla elektrowni. Mieliśmy do czynienia z tego typu budowlami, tylko do tej pory to nie był pirs, ale falochrony. On jest specyficzny, bo jest na otwartym morzu. Warunki falowe są jednak bardzo zbliżone, więc mamy doświadczenie. Na pewno nie budowaliśmy jeszcze niczego dla elektrowni jądrowej, bo nie mieliśmy ku temu okazji. W tej chwili trwa przetarg związany z tym, że chcemy wybrać projektanta oraz kogoś, kto zrobi raport środowiskowy. Prace będą mogły zacząć się mniej więcej za dwa lata – oceniła.

– Pirs będzie miał długość około 600 metrów w głąb morza. To, czy będzie mógł stać się atrakcją turystyczną, zależy od kilku aspektów. Pierwszym jest to, czy będzie miał on negatywny wpływ na brzeg. Jeśli byłby on negatywny, należałoby go rozebrać, aby elektrownia była bezpieczna. To jest priorytet. Będzie naszą intencją, żeby go zaprojektować tak, żeby nie miał wpływu na brzeg. Dlatego będzie dostępny tylko przy odpowiedniej pogodzie, bo nie będzie osłonięty falochronami. Dzięki temu wpływ na brzeg powinien być niewielki lub zerowy. Wtedy ewentualnie będzie wchodziło w grę pozostawienie tego pirsu. Udostępnienie go dla „cywili” będzie zależało od operatora elektrowni jądrowej – tłumaczyła Stelmaszyk-Świerczyńska.

W rozmowie poruszono także temat obecnego wyglądu plaży w Lubiatowie, która w ostatnim czasie została zniszczona przez sztormy.

– Plaża w Lubiatowie jest plażą naturalną, tam zachodzą naturalne procesy brzegowe. Turyści latem zobaczą tam nie tak dramatyczną plażę, jak teraz, ponieważ wiosną ona się prawdopodobnie odtworzy. Na pewno będzie to jednak plaża zniszczona i wąska, więc nie będzie możliwe ustawienie tam zagospodarowania takiego, jak gastronomia. Ale nie będzie wyglądać tak, jak w tej chwili. Nasze służby odtworzą płotki wydmotwórcze, które złapią trochę piasku. Turysta, który przyjedzie z południa Polski, może się nawet nie zorientować, że coś się zmieniło – podkreślała dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni.

ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj