Kiedyś tylko pyszna golonka, dziś rekordowa liczba odpraw. Historia Portu Lotniczego Gdańsk we wspomnieniach prezesa

(fot. Radio Gdańsk)

To już 50 lat Portu Lotniczego Gdańsk. Tak ważny jubileusz świętowany będzie niebawem. A tymczasem w Radiu Gdańsk Grzegorz Armatowski postanowił już teraz zapytać Tomasza Kloskowskiego, prezesa Portu Lotniczego Gdańsk, o historię i kluczowe decyzje, które sprawiły, że lotnisko tak się rozwinęło.

„Gość Dnia Radia Gdańsk” przyznał, że jedną z ważniejszych decyzji dla lotniska było powołanie 30 lat temu spółki, do której weszły miasta Gdańsk, Gdynia i Sopot. – Zaczęło to lotnisko mieć taki regionalny punkt widzenia. Chociaż przypomnę, że wtedy nasze miasta miały tylko 15 procent udziałów. To się dopełniło w 2001 roku, kiedy marszałek województwa przejął udziały Skarbu Państwa i od tego momentu faktycznie jesteśmy regionalni, a nie krajowi – wyjaśnił.

Tomasz Kloskowski mówił, że 30 lat temu, kiedy przychodził do pracy, spotkać się można było tylko z trzema operatorami: Aerofłot z lotami do Sankt Petersburga, LOT do Hamburga i Warszawy oraz SAS do Kopenhagi. – Najładniejszym tam budynkiem natomiast był terminal Leksztonia, z takimi złotymi szybami, jak teraz w budynku LOT-u na starówce – wspominał.

Prezes lotniska sięgał też pamięcią do czasów, kiedy dzienne operacje można było policzyć na palcach dwóch rąk. – Wtedy, jak dwa samoloty znajdowały się na płycie, to pamiętam, że biegliśmy z aparatami fotograficznymi, żeby robić marketingowe zdjęcia, by pokazać, że u nas jest jakikolwiek ruch lotniczy. Pamiętam również, jak kiedyś, gdy odprawialiśmy 200 tysięcy pasażerów, byłem na targach lotniczych i musiałem robić literówkę o jedno zero i udawać, że to były 2 miliony, bo nikt nie chciał ze mną rozmawiać – opowiadał.

Kloskowski przyznaje, że 30 lat temu gdańskie lotnisko słynęło z czego innego – z golonek. – Była taka restauracja w terminalu krajowym, który dzisiaj jest magazynem. Piloci startujący z Hamburga zamawiali golonki na: „Jak wylądujemy, to zjemy”. Może nie mieliśmy ruchu lotniczego, ale golonki były pyszne – wspominał.

W ocenie prezesa Portu Lotniczego Gdańsk gamechangerem było wejście Polski do Unii Europejskiej. – To spowodowało liberalizację ruchu lotniczego, czyli linie lotniczego mogły latać, gdzie chcą. Tanie linie weszły na rynek. Od tego momentu wystrzeliło, bo po prostu my wszyscy, normalni ludzie, mogliśmy zacząć latać – powiedział.

Kolejnym krokiem milowym była organizacja Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie. – Uważam, że obecnie efekt Euro jest odczuwalny, ale widzimy go na mieście, a niekoniecznie na lotnisku. Jak spojrzymy na turystów, to Niemcy byli u nas od zawsze; sentymentalna podróż. Później pojawiły się nacje skandynawskie. Ale Hiszpanie? Wielu hiszpańskich kibiców pojawiło się tu pierwszy raz na Euro i później zaczęli odwiedzać nasze miasto. Pamiętam też Irlandczyków, którzy dzwonili sprzed pierwszego terminala, pijąc piwo, bo Irlandczycy po wylądowaniu pili piwo przez kilka godzin na terminalu. Jeden z nich wziął telefon, zadzwonił do żony i powiedział: „Kochanie, jak tu jest fajnie, musimy tu na wakacje przyjechać”. A ona mu mówi: „Czyś ty zwariował?”. Tylko pamiętajmy, że w 2012 roku byliśmy postrzegani przez Europę jako ta żelazna kurtyna, jako dzisiejsza Rosja. To było ponad 10 lat temu – zauważył.

Posłuchaj całej rozmowy:

aKa/am

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj