Dokument ARP ws. stoczni to symbol upadku mediów, uważają komentatorzy

Dokument, który powstał na specjalne zamówienie Agencji Rozwoju Przemysłu i miał za zadanie wybielić jej działania, udowodnił upadek mediów, uważają komentatorzy. – Dajemy sobą manipulować, przyznał w Komentarzach Radia Gdańsk Wojciech Suleciński, dziennikarz TVP Gdańsk.
Wczorajszy strajk ostrzegawczy trwał 7 godzin. Powodem były zaległe wynagrodzenia, na które stoczniowcy czekali od maja. Strajkujący ostrzegali, że jeśli pieniądze nie wpłyną na ich konta do poniedziałku, podejmą kolejne kroki. Najświeższe informacje w tej sprawie przekazał nam Wojciech Suleciński. – Pieniądze już podobno są. Rozmawiałem wczoraj, późnym popołudniem z Karolem Guzikiewiczem i dowiedziałem się, że przynajmniej część pieniędzy dotarła.

Tymczasem media prorokują, że upadek stoczni jest już tylko kwestią czasu. Jak podaje portal trojmiasto.pl, Agencja Rozwoju Przemysłu odrzuciła projekt ratowania stoczni. Tej decyzji jednak nie ujawniła. O kulisach zaistniałej sytuacji opowiedział prowadzący Komentarze Jacek Naliwajek. – ARP zamówiła w firmie PR-owej kampanię informacyjną, która miała zdjąć z agencji odpowiedzialność za decyzję. Zgodnie z PR-owym scenariuszem, miały ukazać się dwa materiały prasowe – w jednej z trójmiejskich gazet oraz w Pulsie Biznesu.

To nie koniec zaplanowanych działań promocyjnych ARP. – Kontrolowany przeciek z informacjami o agencji i jej ocenie biznesplanu i jego realizacji. Następnie wywiad dla agencji prasowej, materiał w wiadomościach TVN i oświadczenie dla mediów. Scenariusz dokładnie pokazywał, w których mediach co ma się pokazać i jaki ma mieć wydźwięk, wyliczał Naliwajek.

– Ujawniony przez portal trojmiasto.pl dokument z ARP, który mówi o działaniach osłonowych ukazuje, w jaki sposób media są manipulowane przez różne instytucje, uważa Suleciński.

Piotr Semka z Tygodnika Do Rzeczy, z którym połączyliśmy się przez Skype, za zaistniałą sytuację obwinia rząd. – To jest wpływ nawyków rządów Tuska do grania rozmaitymi chwytami PR-owskimi. Agencja uznała, że od rozwiązywania problemów ważniejszy jest dobry wizerunek. To zatruwa życie publiczne, które koncentruje się na tym, jak wychodzić z dobrą twarzą z konfliktów, to nikt nie będzie myślał już o ich rozwiązywaniu. Ta sprawa jest bardzo groźnym sygnałem, że wojny na górze zaczynają wpływać na zachowanie firm i instytucji na dole.

Nie zgodził się z nim pisarz i historyk Mieczysław Abramowicz, który winnego widzi gdzie indziej. – Mnie w tej całej sprawie ARP najbardziej szokuje, że tego planu PR-owskiego zaangażowano dziennikarzy, redaktorów, całe redakcje gazet i telewizji. I że ta manipulacja przygotowana została bardzo precyzyjnie. To przerażające, że znaleźli się w tym dziennikarze, ocenił.

– Dziennikarze powinni uderzyć się w pierś. Co pewien czas dajemy sobą manipulować, przyznał Suleciński. – A urzędnik, który zamówił za publiczne pieniądze coś, co jest jawną manipulacją ze strony mediów, powinien stracić stanowisko.

Odmiennego zdania był Jacek Naliwajek. – Jesteście przewrażliwieni, skomentował krótko. – ARP robi normalną rzecz. Przeprowadziła typowe działania, które miały na celu przyczyny upadku stoczni pokazać w taki sposób, żeby jak najmniej obciążyć siebie. Tak robi każda firma. Zamawia działania PR-owe za publiczne pieniądze.

– Rozumiem to, że ARP przewidując scenariusz upadku stoczni, przygotowuje kampanię ratującą wizerunek. Ale manipulowanie informacją mnie przeraża. Tam było napisane, że Gazeta Wyborcza napisze to i to, w TVN ukaże się to i to, a inni dziennikarze napiszą to i to, mówił Abramowicz.

Postępowaniu ARP nie dziwił się Semka. – Agencja wykorzystała fakt, że jest obecnie bardzo niewiele gazet, które mogą skierować dziennikarza do wyjaśnienia kto zawinił w tym sporze. Nie ma takich dziennikarzy, którzy chcieliby dochodzić do tego, jak było naprawdę. Ten upadek mediów niszczy życie publiczne. Tam, gdzie kończy się solidne dziennikarstwo, tam zaczyna się PR.

Semka apelował także, by nie zapominać o innej stronie tego konfliktu. – W tym wszystkim są jeszcze realni ludzie, którzy nie mają za co żyć. W tej debacie ginie gdzieś sytuacja tych ludzi. I to oni są największymi przegranymi, podsumował.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj