Komentatorzy o zamieszkach we Francji: „Coś złego zaczyna się dziać w Europie”

Francja płonie, a Donald Tusk zmienia zdanie w sprawie uchodźców. Tymczasem Polska stawiana jest za przykład w kwestii polityki migracyjnej. Jak sytuacja będzie się rozwijała? O tym Bartosz Stracewski w „Komentarzach Radia Gdańsk” rozmawiał z Markiem Formelą z „Gazety Gdańskiej” i portalu wybrzeże24.pl oraz Krzysztofem Puternickim, publicystą i reżyserem.

Co się stało we Francji? Mówi się, że przyczynkiem tej najnowszej, gwałtownej fali protestów było zastrzelenie jednego z demonstrantów przez francuską policję. Czy tylko i wyłącznie o to chodzi? A może o to, że wizje Francji według rodowitych Francuzów i ludności napływowej znacząco się różnią?

– Wygląda na to, że Europa jest nieco zszokowana skalą tego dziwnego buntu społecznego, który ma – w mojej ocenie – głębokie korzenie kulturowe. Francuzi ze względu na historię kolonialną mają otwarte granice dla obywateli tych państw, które kiedyś były częścią państwa francuskiego, były przez nie podbite. Francja podchodzi zatem inaczej do problemu migracyjnego, niż wiele innych państw Europy. Mamy do czynienia z rodzajem głębokiej rewolty wymierzonej w instytucje państwa, zmierzającej – w wielu fragmentach – do anihilacji struktur państwa i z pewnego rodzaju bezradnością francuskich elit wobec nowej sytuacji czy jej intensywności. Na razie nie widać sposobu, nieznana jest odpowiedź państwa francuskiego – poza desperacką wojną uliczną, którą w imieniu państwa prowadzą policjanci. Coś złego zaczyna się dziać w Europie – tłumaczy Formela.

O problemach Paryża, Francji z ludnością imigrancką mówi się od bardzo wielu lat. Pojawiają się one jednak też w Szwecji, Finlandii, we Włoszech, w Grecji, Belgii, Holandii, czyli w krajach, które podchodziły zawsze zupełnie inaczej do kwestii migracji. Polska na tym tle wydaje się być „zieloną wyspą”. Obserwując wypowiedzi zachodnich liderów, wygląda to tak, jakby zaczynali – może nie wprost – mówić, że może mamy rację.

– Tzw. eksperyment multikulturowości jest przestrzelony, a przede wszystkim jest konsumowany przez ideę zaczerpnięcia taniej siły roboczej. Musimy po prostu zdawać sobie z tego sprawę, że jest to pewnego rodzaju modernizowany kolonializm. Wystarczy zobaczyć, ile Francja wnosi w to, żeby zadośćuczynić poprzez rozwój infrastruktury w państwach afrykańskich, gdzie sprawowała władzę. Każdy, kto sobie zdaje sprawę z tego, jak wyglądają byłe francuskie kolonie, wie doskonale, że są to najmniej rozwinięte tereny w Afryce. Ten temat, który mnie najbardziej dziwi, to to, że nikt nie chce leczyć problemu tam, na miejscu. Nikomu się to nie opłaca. Koncesje, które są na wydobycie surowców, są podzielone już dawno temu, wyprzedane na zewnątrz. Dalej są takie sfery, gdzie Francja, Belgia nadal mają ich dużo, a reszta tak naprawdę się nie liczy. Problem jest strukturalny. Jak dzisiaj w natłoku wydarzeń, informacji wytłumaczyć ludziom, żeby zadawali pytania tym multikulturowym rządom Niemiec, Francji, czy Belgii? Jak strukturalnie zadziałać, żeby zniszczyć problem w zarodku? Jak pomóc się rozwijać Afryce w sposób, który będzie skutkował tym, że będziemy czerpali z ich myśli technologicznej czy różnego rodzaju innych rozwiązań? – zaznacza Puternicki.

aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj