Poruszająca relacja z wyzwalanych terytoriów Ukrainy. „Widok przygnębiający, ale i radujący”

(fot. archiwum RG/Youtube/TV Republika)

W tym tygodniu minęło dziewięć miesięcy od dnia rosyjskiej agresji na Ukrainę. „Dokonania” Rosjan tym razem znalazły się na szczycie „Listy Rachonia”. Gościem audycji był Witold Newelicz, korespondent wojenny Telewizji Republika, który obecnie jest na tych terenach, które w ostatnich tygodniach zostały wyzwolone przez ukraińskie siły zbrojne, gdzie jeszcze niedawno najeźdźcy przebywali, terroryzowali i torturowali ludność.

– W ostatnich godzinach ataki na Ukrainę przybrały nową formę – znaną od lat w wojskowej, terrorystycznej strategii Federacji Rosyjskiej. Atakowane są przede wszystkim elementy infrastruktury krytycznej, a to dlatego, że atakowanie np. elektrowni, linii przesyłowych, punktów dystrybucji wody czy żywności, jest dużo bardziej efektywne i tańsze w tej zbrodniczej strategii niż bezpośrednie atakowanie budynków mieszkalnych. Rosyjscy dowódcy przyjęli założenia i przekazali tego rodzaju rozkazy swoim podwładnym, by dla amunicji manewrującej, pocisków balistycznych i dronów priorytetowe stały się cele medyczne – zauważył Michał Rachoń. – Jednocześnie Federacja Rosyjska prowadzi swe działania, ale te są dziś niewątpliwie dowodem porażki strategicznej tego, co Rosja próbowała zrobić. Tak, wojna trwa, Ukraina musi się bronić, ale dziś agresor kontroluje tylko połowę tych terenów, które zajęła w lutym. Ciągle jeszcze kontroluje to, co zajęła w roku 2014 – Krym, dużą część Donbasu i Ługańska, ale musiała wycofać się z kilku miejsc, m.in. z Chersonia, jedynego miasta obwodowego, które w ciągu tych dziewięciu miesięcy zajęła – dodał prowadzący audycję.

Jego gość, który obecnie przebywa na terytoriach wyzwalanych, opowiadał, jak wygląda tam sytuacja. – Widok lotniska w Chersoniu z jednej strony jest przygnębiający, bo nieprędko zostanie ono odbudowane, ale z drugiej – radujący, bo tam Rosjanie zgromadzili dużo „techniki”, która była łatwym celem dla HIMARS-ów – zauważył Witold Newelicz. – Przejechałem okrężną drogą do miejscowości Berysław, położonej ponad 50 km na wschód od Chersonia. Po drodze widziałem spalone mosty, zrujnowane punkty infrastruktury krytycznej. Rosjanie pozostawili po sobie pożogę, metodycznie niszczyli wszystko, czego można by było użyć, aby ludzie mogli tam normalnie mieszkać. Sam Perysław, kilkutysięczne miasteczko, jest całkowicie wyludnione, leży tuż przy brzegu Dniepru, co chwilę słychać tam jakieś eksplozje – relacjonował.

– Przygnębiający jest widok tych miejscowości wyludnionych, do których życie, z racji bliskości Rosjan, nie może powrócić. Czym innym jest Chersoń. Z każdym moim pobytem widać, że to życie zaczyna być przywracane, czego dowodem są np. kolejki przy pierwszych czynnych stacjach benzynowych – opowiadał.

– Pomysłowość i zdolność dostosowania się do tych najgorszych sytuacji pozwala sądzić, że Ukraińcy przetrzymają zimę, właśnie po to, żeby ukraińska flaga łopotała w każdym miejscu, które zostało przez Rosjan zagarnięte. To widok bardzo miły sercu – na zgliszczach najpierw pojawia się ukraińska flaga, później docierają ekipy przywracające łączność, elektryczność, później pojawia się pierwszy sklep, pierwsza taksówka, pierwsza stacja benzynowa. Widać, że to życie wraca i ci ludzie podkreślają za każdym razem – oni są u siebie i będą tej ziemi bronić. To jest bardzo zła wiadomość dla Putina. Nie sądzę, by powtarzanie black-outów mogło paraliżować ducha tego narodu, łamać morale, bo taki jest cel tych ataków z ostatnich godzin. W przypadku Ukraińców to się nie uda. Może inna nacja uległaby takim szantażom, ale ci ludzie chcą walczyć za swoją ojczyznę. Jeżeli chcą umierać, to marznięcie nie jest im straszne – podsumował gość „Listy Rachonia”.

Posłuchaj całej audycji:

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj