Tusk chce odwołać skład komisji badającej rosyjskie wpływy w Polsce. Dlaczego mu na tym zależy?

(Fot. Radio Gdańsk)

W pierwszych dniach obradowania nowego sejmu Donald Tusk poinformował o pierwszej decyzji personalnej – niezwiązanej z tymi standardowymi decyzjami, jakie każdy parlament podejmuje na początku swojego urzędowania (to kwestie wyboru komisji, marszałków, członków Trybunału Stanu, czyli decyzje, które sejm podejmuje za każdym razem, kiedy zbiera się po raz pierwszy).

Tusk poinformował, że w środę, 29 listopada zostanie podjęta decyzja dotycząca odwołania składu komisji badającej rosyjskie wpływy w Polsce. Wspomniana komisja została powołana w wyniku debaty i dyskusji politycznej, jaka odbywała się w Polsce po tym, jak właśnie Tusk poinformował, że sprawy dotyczące relacji pomiędzy Polską a Rosją oraz kształtu między innymi afery, która doprowadziła do upadku poprzedniego rządu Platformy Obywatelskiej, czyli afery taśmowej, powinny zostać zbadane pod kątem relacji zaangażowanego w nią biznesmena z Rosją. W odpowiedzi Prawo i Sprawiedliwość zgodziło się na zbadanie rosyjskich wpływów w polskich instytucjach w latach 2007-2022.; ten horyzont czasu obejmuje rządy zarówno Platformy Obywatelskiej, jak i Prawa i Sprawiedliwości do momentu wybuchu wojny na Ukrainie.

Wybuch wojny jest tu cezurą kluczową, bo rozmowy z Rosją „taką, jaka ona jest”, które rozpoczął Tusk w 2007 roku, stanowiły początek polskiego „resetu”, który został zawieszony wraz z aneksją Krymu przez Federację Rosyjską i z zaatakowaniem Ukrainy przez Rosję. Wspomniany atak w 2022 roku przekształcił się w pełnoskalową wojnę. W pewnym sensie spełniły się więc słowa wypowiedziane przez Władimira Putina w trakcie jego niesławnego wystąpienia podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium w 2007 roku, kiedy to de facto poinformował on Zachód, że wypowiada mu wojnę. Zamyka się historyczny proces, którego pierwszym aktem było exposé premiera Donalda Tuska, kiedy został on szefem polskiego rządu po raz pierwszy, czyli w 2007 roku. Kilkanaście lat później, kiedy wraca do polskiego Sejmu z szansą na to, żeby ponownie stać się premierem, zarówno jego zaplecze polityczne, jak i on sam podejmuje pierwszą personalną decyzję, której jedynym efektem jest zatrzymanie i sparaliżowanie nie tylko badania rosyjskich wpływów w Polsce, ale również procesu ujawniania dokumentów dotyczących resetu, jaki prowadził z Rosją sam Tusk.

Gościem audycji „Lista Rachonia” był Kazimierz Smoliński, poseł Prawa i Sprawiedliwości. – To chęć zablokowania działania komisji, którą nazywamy „Antyputin”. Przecież w odpowiedzi na apel Donalda Tuska, że trzeba rozliczać rządy z działań prorosyjskich, powołano właśnie komisję, która ma to robić. W szerszym zakresie była nawet mowa, że chodziłoby o kwestię bezpieczeństwa energetycznego; zakres działań tej komisji określiliśmy jako bezpieczeństwo wewnętrzne państwa polskiego, działania, które dotyczą wpływu działań rosyjskich na nasze bezpieczeństwo. Zostali wybrani doradcy prezydenta, osoby, które nie są politykami; to fachowcy z różnych dziedzin, naukowcy i praktycy, historycy, prawnicy. Profesor Cenckiewicz jako przewodniczący ma ogromną wiedzę. To ewidentnie pierwszy krok do tego, żeby zablokować prace, bo one przecież już trwają. Na razie nie mają odwagi, żeby liczyć szable, więc odwołują członków komisji. Z prawnego punktu widzenia jest to możliwe, ale trzeba iść o krok dalej: albo powołać nowych członków komisji, albo uchylić ustawy. Nie może być taki stan, że jest ustawa, która nakłada na parlament i rząd pewne obowiązki, a działania polityków zmierzają do tego, żeby zablokować prace tej ustawy. Myślę, że można gdzieś określić to, że może to być odpowiedzialność nawet przed Trybunałem Stanu – oceniał.

Smoliński zauważył, że odwołanie członków komisji doprowadzi do paraliżu jej działań. – Zostanie kilku pracowników, którzy są zatrudnieni, są ponoszone koszty. Pojawia się pytanie, czemu mamy ponosić koszty, nawet szczątkowe, instytucji, która nie może działać? Nie za bardzo widzę uzasadnienie prawne czy ekonomiczne dla takiego ruchu na dłuższy czas. To może być chwilowe – sugerował.

Poseł Prawa i Sprawiedliwości próbował określił motywacje Tuska. – Można powiedzieć, że to strach przed działaniem i ewentualnym ujawnieniem kolejnych informacji, bo przecież zespół, który robił „Reset”, nie miał dostępu do wszystkich informacji. Komisja ma o wiele większy dostęp, więc mogłaby ujawnić wiele nowych informacji, ale teraz, po odwołaniu członków, nie będzie mogła tego zrobić, więc to jest chyba pierwszy krok do tego, żeby zablokować – sugerował.

Posłuchaj całej audycji:

Michał Rachoń/MarWer

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj