W Norwegii ograniczono koszty wydobycia ropy, jednak tamtejsze statki nie mają zleceń. – Jakość i technologia to przewaga polskich stoczni nad zagranicznymi – mówili goście audycji Ludzie i pieniądze.
Gośćmi Artura Kiełbasińskiego byli Wioletta Kakowska-Mehring (portal Trójmiasto.pl), Grzegorz Strzelczyk (prezes Lotos Petrobaltic), Andrzej Olechnicki (wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego) i Grzegorz Landowski (Portalmorski.pl). W programie Ludzie i pieniądze rozmawiali m.in. na temat przemysłu stoczniowego.
NAMACALNE SPOWOLNIENIE
Niskie ceny ropy ograniczają inwestycje, szczególnie te wybiegające w przyszłość. W polskich stoczniach kłopoty całej branży mają bardzo wymierną postać. – W polskich stoczniach zamówienia z sektora offshore się skończyły. Statki nie mają zatrudnienia. Według najnowszych danych Norwegom udało się ograniczyć koszty wydobycia ropy do 30 dolarów za baryłkę. Oznacza to 20 dolarów rentowności, które zapewniają zarabianie – mówi Grzegorz Landowski.
– To spowolnienie jest widoczne i namacalne. Wystarczy przejść się po porcie w Gdyni, stoją tam trzy statki norweskich armatorów, które są bezrobotne. Przewagą polskich stoczni jest jakość – komentuje Wioletta Kakowska-Mehring. – Jakość i technologia pozwolą przerwać polskim stoczniom.
Czy niewysoki poziom cen ropy utrzyma się w najbliższych latach? – Trudno powiedzieć. W ubiegłym roku podpisano porozumienie krajów OPEC i ono nadal obowiązuje, ale w przeszłości często je łamano. Jeżeli wszyscy przestrzegają tego porozumienia to ropę mamy na poziomie 5 dolarów, ale wystarczy, że jeden z podmiotów wycofa się z ustaleń i ceny spadną. Na ceny ropy może mieć wpływ polityka Stanów Zjednoczonych.
ADMINISTRACJA PAŃSTWOWA SOBIE NIE RADZI
Co jest największym problemem branży transportowej? – Dla nas podstawową rzeczą jest, niestety, ustawodawstwo, stabilność i brak dostępu do zawodów niezbędnych do funkcjonowania naszych firm – mówi Andrzej Olechnicki. W branży transportowej zatrudnia się obecnie coraz więcej pracowników zza wschodniej granicy. – W tej chwili jest ok. 36 tysięcy kierowców zatrudnionych ze Wspólnoty Niepodległych Pastw, z których dominują Ukraińcy. Proces zatrudnienia takiego pracownika to gehenna. W Niemczech trwa to tydzień, a w Polsce praktycznie przez cały okres trwania wizy. Administracja państwowa sobie z tym nie radzi – krytykuje Andrzej Olechnicki.