Na łamach Gazety Gdańskiej Marek Formela zaproponował, by w spółkach komunalnych stanowiska obejmowali zarówno przedstawiciele władz miasta, jak i opozycji. – Czy to realny plan, czy mrzonka polityka lewicy? – pytał prowadzący program Ludzie i pieniądze.
Gośćmi Artura Kiełbasińskiego byli Izabela Grajek (Spin PR), Robert Raszczyk (Brands Polska) i Marek Lewandowski (Solidarność).

Zdaniem Roberta Raszczyka, taki scenariusz jest możliwy i widać tego przykłady, bardziej za granicą niż w Polsce. – Ubolewam jedynie, że to idea rzucona na wiatr. Wolałbym, by stał za nią nakreślony plan. Taka współpraca może być budująca, ale musi być konstruktywna. Muszą się tam znajdować osoby gotowe do współpracy i dialogu – mówił Robert Raszczyk.

WYBORCA DECYDUJE

Czy temperatura rywalizacji politycznej mogłaby pozwolić na taką współpracę? – Musimy pamiętać, że rada nadzorcza ma ograniczone kompetencje, dlatego dla funkcjonowania spółki nie ma to dużego znaczenia – mówił Marek Lewandowski. – To, co jest zagrożeniem, to wyciąganie pewnych informacji na zewnątrz i wciąganie ich do walki politycznej, która dzieje się teraz w każdej dziedzinie. Wolę jednak sytuację, w której wyborcy, wybierając władze miasta decydują, kto ma zasiadać w radach nadzorczych spółek miejskich.

NA PIERWSZYM MIEJSCU POWINIEN BYĆ DIALOG

Izabela Grajek patrzy na pomysł z punktu widzenia przedsiębiorcy. – Temperatura sporów politycznych nigdy nie była tak wysoka jak teraz. To, co widzimy na wszelkich płaszczyznach, uniemożliwia konstruktywne działanie. Jaka miałaby być rola takiego przedstawiciela opozycji? To byłaby rola obserwatora i nie miałaby wpływu na to, co dzieje się w przedsiębiorstwie. Jedynie mogłaby wyrażać sprzeciw. To byłoby możliwe, gdyby na pierwszym miejscu stał dialog, a na drugim polityka, ale na to nie jesteśmy przygotowani.