Jean-Claude Juncker zapowiada powołanie unijnego nadzoru prawa pracy. Organ miałby się zajmować m.in. egzekwowaniem przepisów dotyczących pracowników delegowanych z jednego państwa do drugiego.
Elementem propozycji jest także wniosek, aby za tę samą pracę w UE przysługiwało to samo uposażenie. – To przede wszystkim cios w kraje tzw. Nowej Unii, w tym polskie firmy. Nagle okazało się, że jesteśmy skuteczną konkurencją w UE. Teraz to co było filarem Unii, czyli swoboda przepływu usług, ludzi i kapitału jest rozumiana w inny sposób. To uderzenie w konkurencyjność polskich firm, w których 800 tys. pracowników działa na zasadzie delegowania. Przez 13 lat naszej działalności w UE nikomu to nie przeszkadzało – ocenił Artur Kiełbasiński z Radia Gdańsk.
PIĘKNE SŁOWA, GORSZE PROPOZYCJE
– Wszystko ubrane jest w bardzo ładną retorykę i polityczną poprawność – dodaje Piotr Świąc z TVP Gdańsk. – Tylko, że nikt nie zapytał o opinię tych pracowników, którzy prawdopodobnie stracą zatrudnienie, bo firm nie będzie stać na ich utrzymanie.
POLSKIE FIRMY TO KONKURENCJA
Z kolei o to skąd nagła troska UE o rynek pracy pyta Marek Theus, prezes MerCo. – Nagle widzimy, że polskie firmy dobrze umiejscowiły się na rynku pracy i stanowią poważną konkurencję. Wtedy kiedy my borykaliśmy się z wolnym rynkiem i swobodnym przepływem kapitału, to firmy zagraniczne wchodziły do nas 2 proc. oprocentowaniem kapitału. Wtedy nikomu to nie przeszkadzało – komentuje przedsiębiorca.