Mówi się o renesansie i rozkwicie niemieckich stoczni. Prowadzone są ogromne inwestycje. Jednym ze skutków jest to, że poszukuje się 4 tys. wykwalifikowanych pracowników. Niewykluczone, że będą oni poszukiwani również w Polsce, a krajowy przemysł stoczniowy sam cierpi na deficyt specjalistów.
W audycji Ludzie i pieniądze Artur Kiełbasiński rozmawiał z Markiem Grzybowskim, profesorem Akademii Morskiej w Gdyni, Klaster Morski, Wiolettą Kakowską-Mehring, Trójmiasto.pl oraz Markiem Świeczkowskim, Klaster Logistyczno-Transportowy „Północ-Południe”.
– To nie jest hossa. Restrukturyzacja trwała 20 lat. Stocznie się przekształcały, upadały, wchodziły w konsorcja. Jednocześnie były istotne programy rządowe, które wspierały je finansowo. Przemysł stoczniowy niemiecki przekształcił się w przemysł, produkujący jednostki innowacyjne, pasażerskie, skomplikowane i z najwyższej półki – mówił Marek Grzybowski.
– Trzeba też zauważyć, że popełniono tam sporo błędów. Minęły lata zanim te stocznie znalazły swoje nisze, ugruntowały pozycje. Cieszmy się, że tak blisko rozkwita przemysł stoczniowy, na którym my możemy również skorzystać. On nie rozkwita tylko w Niemczech, ale także we Francji, dzięki czemu nasze firmy, w różnym zakresie, na tym korzystają – dodała Wioletta Kakowska-Mehring.
Nad szansami polskiego przemysłu stoczniowego zastanawiał się Marek Świeczkowski. – Ja myślę, że dla nas odpowiednim kierunkiem jest natychmiastowe wskoczenie w sektor innowacyjny. Po ostatnich targach Baltexpo są perspektywy, że rozwinie się sektor, dotyczący alternatywnych napędów, czyli napędów elektrycznych i hybrydowych. Największą nowinką są też statki autonomiczne, bezzałogowe. To może być nasza nisza – tłumaczył.
mk