Wielu urzędników w całej Polsce zarabia nie więcej niż 1900 złotych na rękę. W tej grupie znajdują się np. pracownicy sądów, prokuratur, muzeów czy bibliotek. To grono nawet na obecne płace nauczycieli patrzy z podziwem. Jaki jest sposób na zarobki w „budżetówce”? Na to pytanie w rozmowie z Iwoną Wysocką próbowali odpowiedzieć publicysta Jacek Rybicki i Artur Kiełbasiński z Radia Gdańsk.
– Różnica między średnią płacą w gospodarce, a średnią w „budżetówce” rosła za rządów poprzedniej koalicji w sposób zatrważający. W latach 2012-2016 ta dziura powiększyła się o około 20 proc. Niestety rośnie też teraz. Należy oczekiwać przedstawienia rozwiązań systemowych, zamiast czekania na to, aż ktoś zacznie tupać. Nie trzeba było być prorokiem, żeby stwierdzić, że po tym, kiedy znaczną kwotą zaspokojone zostały służby mundurowe, odezwą się kolejne branże – zauważył Jacek Rybicki.
– Często mówiąc „budżetówka”, myślimy – nauczyciele albo w najlepszym wypadku urzędnicy. Przypominam, że w tym gronie znajdują się też lekarze z państwowej służby weterynaryjnej. Jesteśmy dumni z eksportu polskiej żywności, ale żeby mógł on prawidłowo funkcjonować, w każdym powiecie i gminie do producenta trzody chlewnej musi przyjeżdżać lekarz weterynarii. To są ludzie, od których jakości pracy zależy bogactwo społeczeństwa, eksport i to, jak funkcjonuje nasza gospodarka. Dostałem dramatyczny list od weterynarzy, którzy po studiach, będąc wysoko wykształconymi, mającymi wpływ na rynek i pełniąc kluczową funkcję dla naszej gospodarki rolnej, zarabiali niewiele ponad płacę minimalną. Jednocześnie mieli bardzo ograniczone możliwości dorabiania, bo przy pracy w prywatnych klinikach pojawiałby się konflikt interesów. Takie przykłady można mnożyć. Myślmy więc pozytywnie o „budżetówce” – apelował Artur Kiełbasiński.