OPZZ i Solidarność chcą wprowadzenia emerytury stażowej. Mogłyby na nią przechodzić kobiety po 35 latach pracy, a mężczyźni – po 40. Pracodawcy raczej są za, choć zwracają uwagę, że trzeba dopracować szczegóły. Gośćmi Iwony Wysockiej byli Tomasz Limon, prezes Pracodawców Pomorza oraz Artur Kiełbasiński z Radia Gdańsk.
– To, że pracodawcy nie protestują przeciwko tej najnowszej, związkowej wersji tego projektu, jest dosyć naturalne. Mam jednak dwa zastrzeżenia związane z tym projektem. Trzeba jasno powiedzieć, że te świadczenia, jeżeli byłyby wypłacane dużo wcześniej, one będą pochodną odłożonego kapitału, więc one byłyby znacznie niższe. To już jest kwestia indywidualnego wyboru. Przypomnijmy, to nie jest obowiązek, a pewna opcja, z której możemy skorzystać. Myślę, że są bardzo różne sytuacje osobiste. Warunki na rynku pracy są takie, że wiele byłoby zachęt do tego, żeby jednak pozostać w pracy – uważa Artur Kiełbasiński.
– Jest bardzo dużo wątków związanych z tym projektem. Jest on kontrowersyjny z kilku powodów. Przede wszystkim, w dobie starzejącego się społeczeństwa, kiedy mamy narastający niż demograficzny, wprowadzanie tego typu uprawnień może być miażdżące dla społeczeństwa i Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Mamy również duży kryzys świadczeń społecznych. W tej chwili przechodząc na emeryturę otrzymujemy, mniej więcej, 53 procent swojego ostatniego wynagrodzenia. Eksperci i specjaliści przewidują, że za 50 lat będzie to już około 20 procent. W dobie takiego kryzysu i pogłębiającej się destabilizacji związanej z demografią, wprowadzenie takiego uprawnienia może zaszkodzić, a nie poprawić sytuację – prognozuje Tomasz Limon.