Nawet 100 milionów pracowników do 2030 roku może być zmuszonych do zmiany zawodu – wynika z danych McKinsey & Co. Na ile dotknie to nasz rynek? Na ile polski system szkoleń zawodowych jest przygotowany na takie wyzwanie? O tym w audycji „Ludzie i pieniądze” Iwona Wysocka rozmawiała z Markiem Lewandowskim, rzecznikiem „Solidarności” oraz Grzegorzem Pellowskim, trójmiejskim piekarzem.
– Nie wiadomo, czy nasz rynek to dotknie. Z tych danych większość konsumują Chiny, Indie i Stany Zjednoczone. Tam są gigantyczne taśmy produkcyjne, a w przypadku Chin wręcz obozy pracy. Tego przede wszystkim dotyczy ta konieczność. Często powtarzamy o rozwoju sztucznej inteligencji, o rozwoju automatyki, o tym, że coraz więcej robotów przejmuje produkcje. Ale też mówiliśmy, że wielu zawodów, które będą w przyszłości, nie potrafimy sobie jeszcze wyobrazić. Ja skupiłbym się na tym, żeby prowadzić pracę organiczną, a więc tak rozwijać szkolnictwo, tak przewidywać trendy i uruchamiać takie kierunki, które będą temu zawczasu przeciwdziałały. Wtedy nie będziemy mówić o przekwalifikowaniu, tylko kwalifikowaniu pracowników do nowych zajęć – zauważył Marek Lewandowski.
– Czytałem materiał na temat przyszłości kierowców. Jeśli nastąpi gwałtowny wzrost samochodów mobilnych, w Stanach Zjednoczonych setki tysięcy kierowców straci pracę. To jest już na wyciągnięcie ręki. Takie samochody ciężarowe są testowane, już jeżdżą. Także to się będzie działo jeszcze za naszego życia. Wielu zawodów jeszcze nie znamy, ale jak popatrzymy na linię montażową samochodów sprzed 30-40 lat, gdzie krzątali się ludzie, dziś tych ludzi tam już nie ma. Wszystko wykonują roboty. Tak więc trzeba się liczyć z tym, że ten postęp będzie następował. Przedsiębiorcy wiedzą, że największym kosztem w firmie jest człowiek. I żeby skutecznie konkurować na rynku ze swoim produktem, trzeba ograniczać udział siły ludzkiej. Ten robot, pomimo że jest drogi w zakupie, to i tak na przestrzeni wielu lat w eksploatacji zwróci się wielokrotnie – powiedział Grzegorz Pellowski.