Kolejny wyrok TSUE w sprawie frankowiczów. „W bankowości polskiej powinna nastąpić refleksja”

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej kolejny raz stanął po stronie frankowiczów i uznał, że termin przedawnienia zaczyna biec dla banku w tym samym momencie, co dla klienta. Jakie to ma znaczenie? Jakie będzie rodzić skutki? Odpowiedzi Iwona Wysocka w programie „Ludzie i Pieniądze” szukała z Andrzejem Chmieleckim, etykiem biznesu, prezesem Virtus, oraz Markiem Trojanowiczem, prezesem BrainScan.AI.

– To kolejne orzeczenie, które pokazuje jednolitą linię orzeczniczą TSUE. Przypomnijmy sobie, jak to było na początku. Klauzule niedozwolone i ochrona konsumentów. To było pierwsze, co powodowało perturbacje. Nie wszystkie orzeczenia TSUE zapadały na wniosek polskich obywateli, inne nacje też występowały, a nas obowiązują również te orzeczenia, niezależnie od tego, kto składał wniosek. Potem był okres, kiedy banki, usiłując ratować skórę, zaczęły stosować opłatę za korzystanie z kapitału, jako ekwiwalent utraconej korzyści, która wynikała z obowiązku zwrotu nominalnej kwoty zadłużenia. Podejrzewam, że większość klientów, wiedząc, że naprzeciwko stoi armia prawników reprezentująca bank, w wyniku takich zapowiedzi odstępuje. Później, jak już się nie udało z opłatą za korzystanie z kapitału, była kwestia tzw. rewaloryzacji nominalnej kwoty. Czyli jak nie z jednej strony, to z drugiej. To też upadło. TSUE wyraźnie orzekł, że to niedopuszczalne. Później miało miejsce zapytanie polskiego sądu rejonowego na temat tego, czy można zatrzymać tę kwotę do późniejszego rozliczenia w ramach bezspornych świadczeń. Okazało się, że nie. Drugi nurt dotyczył tego, od którego dnia i co się liczy. To jest przedmiotem tego, co wydarzyło się przedwczoraj. Okresu przedawnienia nie można liczyć dla obu stron od różnych dat. Musi być jedna, przy czym nie wskazano, jaka. U nas to prawdopodobnie będzie od daty pozwu. Linia orzecznicza jest jasna i oczywista, zapada w różnych składach sędziowskich TSUE – podkreślał Andrzej Chmielecki.

– Wszystkie banki to firmy komercyjne. Ja każda inna firma, dążą do tego, by maksymalizować zyski. W związku z tym wymyślono inne produkty. Zazwyczaj wszystkie informacje dotyczące klientów są dość zawoalowane i zapisane maczkiem na 30 stronach różnych umów. Ze statystyk wynika, że niewiele osób to literalnie czyta, a nawet jeśli czyta, to nie ma szansy negocjowania tych umów. Albo nie rozumiemy tych umów. Jeśli chodzi o polskie banki, widzimy brak refleksji, chociażby w kawałku instrumentów finansowych dotyczących kredytów hipotecznych. Cały czas oprocentowanie kredytu u nas kontra oprocentowanie we Włoszech czy Anglii to przepaść. Tam oprocentowanie kredytów jest na poziomie 2 proc. i nikt nie zastanawia się, dlaczego. My mamy problem z wysokością oprocentowania kredytów hipotecznych, ale mamy też problem z oprocentowaniem lokat bankowych, które są niedoszacowane. Jeśli chodzi o bankowość polską, powinna nastąpić duża refleksja. Powinno się traktować klienta jak klienta, a nie dojną krowę – ocenił Marek Trojanowicz.

ua

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj