Z arcybiskupem seniorem Tadeuszem Gocłowskim znamy się od lat 60. – wspomina aktor Jerzy Kiszkis w rozmowie z Anną Rębas. Ludzie kultury odczuwali szczególną wdzięczność wobec byłego metropolity gdańskiego. – Bardzo często słuchaliśmy jego homilii w kościele świętego Jana, w kościele duszpasterstwa środowisk twórczych – opowiada aktor.
– Poznaliśmy się dwa lata po naszym przyjeździe do Gdańska, w latach 60. – wspomina Kiszkis. Ksiądz Tadeusz Gocłowski pełnił wtedy funkcję wicerektora seminarium duchownego w Gdańsku Oliwie. – Zaproponował nam wykłady z klerykami z zakresu kultury mowy i dykcji w seminarium. Był zawsze serdeczny i gościnny wobec środowiska artystycznego.
Ksiądz arcybiskup emanował zawsze spokojem, poczuciem humoru,wielką inteligencją i erudycją. – Pamiętam go jako niespełna 40-letniego księdza, który z wielką energią w latach 60. i 70. poruszał się w świecie naukowców, artystów, aktorów – opowiada aktor. – Nie ośmieliłbym nazwać się go przyjacielem, ale te nasze relacje były zawsze bardzo bliskie. On nigdy nie dawał odczuć, że istnieje między nami jakaś różnica.
Nie stwarzał dystansu pomiędzy ludźmi. Ani gdy był młodym księdzem Gocłowskim, ani gdy był już na emeryturze i jako 85-latek był biskupem seniorem. Miał do siebie wielki dystans, nie celebrował swojej choroby. Gdy opowiadał o zawale serca, który kilka lat temu przeszedł, robił z tego żarty.
– Podziwialiśmy jego formę, jasny, trzeźwy, otwarty umysł, jego zaangażowanie w sprawy publiczne, w sprawy Polski. Przeżywał to, co się w ostatnich dekadach działo w kraju. Ale przeżywał też nasze losy. Gdy byłem w szpitalu przyjechał do mnie i siedział prawie godzinę przy moim łóżku – wspomina Jerzy Kiszkis.
Arcybiskup nigdy się nie zacietrzewiał, nie denerwował, nie śpieszył. – Nawet gdy rozmawialiśmy na tematy polityki czy kościoła. Arcybiskup senior spokojnie argumentował, dystansując się do odmiennych opinii, robił to zawsze z wielkim umiarem i taktem. Był otrzaskany w świecie watykańskiej dyplomacji, lata studiów w Rzymie, stanowisko wizytatora misjonarzy, tytuł doktora prawa kanonicznego, znajomość kilku języków – to wszystko powodowało, że był postacią uznaną i szanowaną. Przychodził na premiery, lubił rozmawiać z aktorami, przysyłał nam życzenia do teatru – opowiada Kiszkis.
Posłuchaj audycji: