Okolice ronda przy Wajdeloty we Wrzeszczu uległy metamorfozie. – Jeszcze kilka lat temu strach było sklep zamykać po zmierzchu – mówi właścicielka „Melisy” – jedynego sklepu, który przetrwał. W lokalu po lumpeksie powstała lodziarnio-kawiarnia, tam gdzie był spożywczy jest Knoedel i Hummusland, a w metalowym wkrótce otworzą bar sushi. I tylko Smakosz prowadzi od 22 lat te samą tradycyjną kuchnię „bez udziwniania”.
Rewitalizacja ulicy przyciągnęła turystów, młodzi ludzie do późnego wieczora przesiadują w Kurhausie na rondzie. Zmienił się koloryt dzielnicy, kamienice mają nowe elewacje. I tylko kasztana na rondzie wyciętego pod osłoną nocy wszystkim żal.
Panu Sławkowi, który handluje starociami na rogu Wajdeloty i Waryńskiego żal wszystkich wyciętych drzew. Uważa, że część pieniędzy wydanych na rewitalizację można było przeznaczyć na sprawy społeczne, pojawili się hipsterzy, ale wciąż są ludzie starsi i znacznie wzrosła liczba bezdomnych. Jak pan Kazio, który ciągnie swój wózek ze złomem, żeby zarobić na codzienne piwo. Bo jedzenie to nie problem, śmietniki są pełne, nawet szynkę ludzie wyrzucają. Miasteczko Wrzeszcz jest pełne kontrastów i sprzeczności, jak to zwykle w małych miasteczkach bywa.
Posłuchaj reportażu Małgorzaty Żerwe „Miasteczko Wrzeszcz”: