Mimo że nie ma już rodziny w Polsce, a kraj nie przypomina tego z lat 60. ubiegłego wieku, to serce wciąż bije za ojczyzną. Pani Barbara w towarzystwie męża Macieja i teściowej Jadwigi zwiedzała w tym roku Dar Młodzieży, który cumował niedawno na Florydzie. Polska emigrantka wspomina, jak wyruszyła do Ameryki z Polski. – 17 lat po wojnie Polacy nie chcieli mojemu ojcu dać paszportu. Jeździł do urzędu po ten dokument niczym „zbity pies”. Był upodlony, biedny. Kiedy już chciał zrezygnować, wreszcie paszport otrzymał – mówi pani Barbara.
Ojciec rozmówczyni wypłynął Batorym do Montrealu dwa lata wcześniej. Potem przyszła kolej na nią. Miała wtedy 15 lat, gdy przyszło jej wyruszyć w podróż z Gdyni przez ocean. To był grudzień. Bilet kosztował 8 tys. złotych. W sumie jej rodzina zapłaciła wtedy 24 tys. złotych. Wówczas to ogromny majątek.
JUŻ NIE MA TAMTYCH DANCINGÓW
– Teraz mieszkam 54 lata na emigracji, ale wyjazd pamiętam, jakby to było wczoraj. Nigdy nie zapomnę choroby morskiej, na którą cierpiałam. Morze Północne było bardzo wzburzone. Jedliśmy na Batorym lody, banany i pomarańcze – opowiada emigrantka.
Tęskniła za kolegami. Wiele razy przyjeżdżała potem do Polski. Ale mieszkać tu już by nie potrafiła. Najbardziej pani Barbarze żal dancingów i potańcówek, na które uwielbiała chodzić. Teraz już nie ma w Polsce rodziny. Nie ma po co jeździć, a i na zabawach grają jakieś kawałki, które jej się nie podobają. Nie śpiewa już Halina Kunicka ani Irena Santor.
MIMO ODLEGŁOŚCI, SERCE DALEJ JEST BLISKO POLSKI
– Wizyta na statku to jednak dla nas wielka sprawa. Dziękujemy. Serce bije jednak po polsku – śmieje się pani Barbara. – Fajne te studenciaki. Przystojni. W mundurach. Dobrze było ich zobaczyć – dodaje.