Dlaczego praca ratownika na szpitalnych oddziałach ratunkowych jest tak trudna i wyczerpująca? Pacjenci również przyznają, że ich sytuacja jest niełatwa, a czas oczekiwania na pomoc jest czasami bardzo długi. Jak można usprawnić i podnieść standardy opieki na tych oddziałach? Gośćmi Beaty Gwoździewicz byli dr Jerzy Karpiński, dyrektor Wydziału Zdrowia w pomorskim Urzędzie Wojewódzkim, dr Wojciech Pociecha, koordynator Izby Przyjęć Szpitala Dziecięcego Polanki oraz dr Mariusz Siemiński, zastępca ordynatora Klinicznego Oddziału Ratunkowego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku.
– Ostatnie tragiczne wydarzenia miały miejsca na izbach przyjęć. Są one generalnie nieco mniej przygotowane strukturalnie czy kadrowo do zapewnienia szybkich działań dla pacjentów w bezpośrednim zagrożeniu życia. Nie wiem, na ile tłumaczy to, co działo się na Śląsku. Czas oczekiwania jest bardzo złożoną sprawą. Na każdym szpitalnym oddziale ratunkowym musi zaistnieć coś, co nazywamy systemem Triage, czyli systemem nadawania priorytetów pacjentom, w zależności od ciężkości ich objawów – tłumaczy dr Mariusz Siemiński.
– Na izbie przyjęć mamy dwa rodzaje pacjentów – tych ze skierowaniem i bez skierowania. Ci pierwsi zazwyczaj czekają bardzo krótko. […] Jak dziecko wchodzi do naszej izby, to pracownik albo koordynator już w korytarzu ocenia, czy dany przypadek jest miej lub bardziej nagły. Faktycznie, niektórzy pacjenci są od razu przerzucani do gabinetu zabiegowego – zdradza dr Wojciech Pociecha.
– Pierwszy kontakt z lekarzem na SOR zależy od pilności danego przypadku. Przy bezpośrednim ratowaniu zdrowia i życia, pomoc jest udzielana natychmiast. Czas oczekiwania w błahych przypadkach wynosi nawet 8-12 godzin. […] Z danych wynika, że ponad 80% osób, które trafiają na SOR, trafia tam niepotrzebnie – alarmuje dr Jerzy Karpiński.