Wojna na Ukrainie trwa już ponad trzy tygodnie. Impet rosyjskiej armii wydaje się mniejszy niż w pierwszych dniach inwazji. Czy jesteśmy coraz bliżej rozejmu? W audycji „Pomorze Polska Europa” Robert Silski zapytał o to dr hab. Artura Kozłowskiego, prorektora Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku.

Artur Kozłowski przypomniał, że Rosjanie prawie od pierwszych dni konfliktu mówią o negocjacjach pokojowych, nie przerywając przy tym zabijania i niszczenia. – Te negocjacje od początku były pod własną opinię publiczną, trochę pod zaspokojenie potrzeb opinii światowej, ale w ogóle nie zmniejszają militarnej presji na Ukrainę i nawet, gdy od czasu do czasu dochodzi do krótkotrwałego rozejmu, to jest on łamany. Z kolei prezydent Zełenski coraz częściej mówi, że może kolejna próba rozmów stanie się początkiem rzeczywistych uzgodnień pokojowych. Modyfikacje rosyjskich propozycji, które słyszymy, zdają się wychodzić naprzeciw temu, że oczekiwania Putina maleją, ale trudno dzisiaj powiedzieć, czy to nie tylko kolejna rozgrywka ze strony Rosji mająca oddziaływać uspokajająco na opinię publiczną oczekującą zakończenia wojny. Uwierzę w pokój, jak zostanie on podpisany – podkreślał.

Ekspert twierdził, że do końca wojny dojdzie dopiero, gdy Władimir Putin uzna, że tego chce. – Według mnie dzisiaj jest on de facto jedyną osobą na świecie, która może wpłynąć na zakończenie działań wojennych. Nie jest wystarczającym warunkiem to, że prezydent Ukrainy tylko zrezygnowałby z aspiracji do terytoriów ukraińskich, czyli Krymu i Donbasu. Dzisiaj zostałoby to odebrane po prostu jako kapitulacja i mogłoby wcale nie zakończyć działań militarnych. Mało tego, myślę, że bohaterska postawa setek tysięcy Ukraińców, którzy walczą, wymaga uznania ich roli i rezygnacji z części rosyjskich żądań trwałego wycofania wojska z zajętych terenów – wskazywał.

Posłuchaj całej audycji:

MarWer