Pomoc dla uchodźców na Pomorzu. „Wielki szacunek dla samorządów i programów rządowych”

(Fot. Radio Gdańsk)

Za chwilę minie rok od ataku Rosji na Ukrainę. Według danych, które przekazał wojewoda Dariusz Drelich, w województwie pomorskim mieszka ponad 100 tysięcy uchodźców, co daje nam 3. miejsce w kraju, a także znajdujemy się na 4. pozycji pod względem wydanych numerów PESEL. O tym, jak wyglądała i jak będzie wyglądać pomoc samorządów dla walczącej Ukrainy oraz uchodźców, dyskutowali w „Samorządowym Piątku Radia Gdańsk” przewodnicząca Rady Miasta Gdyni Joanna Zielińska oraz działacz społeczny Lew Zacharaszczyn, były konsul Ukrainy w Gdańsku. Rozmowę prowadziła Joanna Stankiewicz.

Prowadząca zapytała przewodniczącą gdyńskiej rady, ilu uchodźców przebywa aktualnie w Gdyni i jak miasto opiekuje się nimi? – To bardzo trudne pytanie, dlatego że dużo kobiet zamieszkało z mężczyznami, z którymi normalnie mieszkało. Po drugie te osoby, które przyjechały do Gdyni, najpierw mieszkały w warunkach wspólnych, czyli salach gimnastycznych, przystaniach sąsiedzkich a potem w domu, który jeden z deweloperów przeznaczył na ten cel, usamodzielniły się. I te osoby dalej mieszkają. Jednak myślę, że warto wskazać liczbę osób poprzez liczbę dzieci, które uczęszczają do szkoły. To jest prawie 1900 uczniów z Ukrainy w naszych szkołach podstawowych i ponadpodstawowych, co oznacza, że ta liczba mieszkańców jest bardzo duża – tłumaczyła Joanna Zielińska. – Nie mamy jednak dokładnych danych, pochodzących np. z połączeń telefonicznych. Wiemy, że jest dużo uchodźców, bo nawet idąc spacerem po mieście, słychać zdecydowanie język ukraiński – dodawała.

Były konsul Ukrainy w Gdańsku Lew Zacharczyszyn ocenił z kolei, jak jego zdaniem Pomorze zdało ten trudny egzamin z empatii i pomocy przez ostatni rok. – Trzeba powiedzieć, że to były bardzo trudne wyzwania przede wszystkim logistyczne i infrastrukturalne, ale też emocjonalne, bo taka dużo obcokrajowców w jednym momencie napłynęło do całej Polski i do Pomorza szczególnie. Oczywiście są jakieś problemy, ale to normalne. W takich bardzo trudnych sytuacjach niemożliwe jest wszystko przewidzieć. Tak że bardzo wielki szacunek i podziękowania dla samorządów i dla programów rządowych, które wspierają uchodźców. Trzeba też rozumieć, że ci uchodźcy to przede wszystkim dzieci i kobiety, stąd jest tylu uczniów w szkołach. Mężczyźni walczą w Ukrainie, więc grupą, która szczególnie potrzebuje wsparcia, są dzieci oraz dorośli z niepełnosprawnościami, a także sieroty z domów dziecka, z sierocińców z Ukrainy, które też są przyjęte na Pomorzu. To też jest naprawdę ogromna i bardzo ważna pomoc – wyjaśniał Zacharczyszyn.

A jakie są teraz potrzeby, kiedy od rozpoczęcia wojny przez Rosję, a tym samym od pierwszej fali uchodźców minął już prawie rok? Czy wciąż potrzebna jest podstawowa pomoc, związana np. z żywnością? – Myślę, że tak. Myśmy na samym początku stworzyli takie sklepy społeczne, które Bank Żywności robił, czy stowarzyszenie Gaudium Vitae, gdzie wspieraliśmy paczkami. Jednak dla nas bardzo ważne jest, żeby zintegrować mieszkańców Gdyni z uchodźcami z Ukrainy. Tworzymy różne formy wsparcia. Chcąc ułatwić np. wejście na rynek pracy, mamy przedszkole i żłobek dla dzieci ukraińskich (który niestety nie cieszy się wielkim zainteresowaniem) oraz punkty opieki dla dzieci, które pozwalają, żeby kobiety poszły do pracy – opisywała Zielińska. – Rzeczywiście jest problem z osobami, które mają inne wykształcenie, a nie mają zweryfikowanych odpowiednich dyplomów i pracują na niższych stanowiskach, niż mogą. Ale panie z Ukrainy bardzo starają się, żeby pracować i być samodzielne, i chwała im za to. To po prostu przerzuca myślenie na inny temat, bo wiadomo, że wszystkie myśli są z reguły skierowane w stronę Ukrainy – dodała przewodnicząca gdyńskiej rady.

– Ważny akcent wybrzmiał, że Ukraińcy generalnie nie liczą na pomoc pasywną. Chcą pracować i chcą być wolni, także od zbytecznej opieki. Dlatego pierwsza potrzeba to pomoc w znalezieniu pracy, gdzie często potrzebne są dodatkowe szkolenia czy nauczenie języka – tłumaczył Zacharczyszyn. – Bardzo ważna kwestia to dzieci w wieku szkolnym. Oni mają wolny dostęp do szkolnictwa polskiego, ale wiemy, że większość tych uchodźców planuje wracać do Ukrainy, teraz to dziecko traci kontakt z programem edukacyjnym ukraińskim lub musi prowadzić dwa nauczania – w polskiej szkole i zdalnie w szkole ukraińskiej. Już od dawna mówimy o tym, że trzeba by rozważyć możliwość tworzenia szkół z nauczaniem w języku ukraińskim lub nawet nie szkół, a przynajmniej klas w zwykłych szkołach polskich. A też sporo jest kobiet-nauczycielek, które również są jako uchodźczynie w Polsce i które na pewno chętnie przystąpiłyby do swojego zawodu, żeby stworzyć takie klasy i dać dzieciom możliwość edukacji w programie w języku ukraińskim. Tak więc to jest kwestia, z którą apeluję także do samorządowców, chociaż tutaj decydujące jest na pewno ministerstwo edukacji – dodał.

Posłuchaj całej audycji:

ol

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj