Szef WOŚP poparł Strajk Kobiet. Politycy skonsternowani: chce wspierać dzieci, a zgadza się na zabijanie tych nienarodzonych

Trwa druga fala protestów przeciwko decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zaostrzenia prawa aborcyjnego w Polsce. Zaatakowano siedzibę TK, biura posłów, zniszczono także budynek poznańskiego radia publicznego. Mimo wszystko organizator WOŚP poparł Strajk Kobiet. Co na ten temat sądzą pomorscy politycy? 

O to Jarosław Popek zapytał swoich gości – Marka Rutkę z Lewicy, Karola Rabendę z Porozumienia, Jarosława Sellina z Prawa i Sprawiedliwości oraz Jerzego Borowczaka z Platformy Obywatelskiej.

 

– Zawsze byłem darczyńcą WOŚP i martwi mnie, że organizator tego pięknego charytatywnego wydarzenia poparł Strajk Kobiet i akcję skrajnych feministek, które dążą do tego, by na życzenie zabijać nienarodzone dzieci. Jednocześnie organizator chce wspierać dzieci. To jest schizofrenia. Na moim biurze poselskim pojawiły się napisy „Kaczyński do piachu”, „potrzebny jest drugi Smoleńsk”. To jest życzenie śmierci konkretnym ludziom, konkretnym politykom, już nie mówiąc o wulgaryzmach, które są proponowane przez liderkę tego środowiska i jej współpracowników i na konferencjach, i na ulicach. Szefowa struktury twierdzi, że język domowy trafił na ulicę. W moim domu i w domach, które odwiedzam, takiego języka się nie używa. Jest agresja symboliczna słowna i fizyczna. Celem tego środowiska jest wzbudzanie emocji wokół trudnej i delikatnej sprawy, a ostatecznym obalenie władzy, siedmiokrotnie zweryfikowanej pozytywnie w demokratycznych wyborach – wskazał Jarosław Sellin.

 

– Nie należy przechodzić do porządku dziennego wobec tego, co wydarzyło się podczas 29. finału WOŚP. Chciałbym podziękować szczególnie wszystkim, których spotkałem na ulicach Trójmiasta i okolic. Dla mnie bardzo ważne jest życie i zdrowie dzieci, które cierpią, a którym Polska nie zapewnia odpowiedniej opieki medycznej. Trudno powiedzieć, czy formy protestów są brutalne. Od opublikowania tzw. uzasadnienia do orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego biorę udział w manifestacjach na ulicach Gdyni i żadnej brutalności nie widziałem. Dynamika protestów ulicznych jest specyficzna, padają różne hasła, które nie wszystkie mi się podobają, ale absolutnie rozumiem wzburzenie wielu młodych ludzi. Nie widzę agresji – stwierdził Marek Rutka.

– Kiedyś na meczu krzyczało się „sędzia kalosz”, teraz krzyczy się inaczej. Wybory wygrywa się przez kupienie wyborców obietnicami. Ludzie się na to dają nabierać. Dopóki władza będzie taka, że nie będzie ludzi słuchać i będzie korzystała z kruczków prawnych, żeby ich upodlić, żeby ich zmarginalizować, będzie to trwało. To wszystko jest niezgodne z konstytucją, z pandemią. Gdy ludzie nie czują, że ta władza ich słucha, tylko nimi pomiata, to dochodzi do wulgaryzmów. Nie możemy przebić się ze swoimi argumentami, czy to na komisjach sejmowych, które nie są zwoływane, czy kiedy nie ma debaty publicznej. Dopóki władza się nie cofnie i nie zacznie rozmawiać z obywatelami, to wulgaryzm będzie rósł – zaznaczył Jerzy Borowczak.

– Rozmowy sejmowe, jeśli część polityków będzie zachęcała do takiego języka agresji i przemocy na ulicach, raczej nie doprowadzą do przekonania zwolenników czy to Lewicy, czy PO, do zaprzestania stosowania takiej polityki. Jeśli jest na to przyzwolenie partii, to ciężko będzie z tą ulicą rozmawiać. Żyjemy w państwie demokratycznym, jedyną możliwością rozwiązania konfliktu jest parlament i droga legislacji. Droga manifestacji czy rewolty przynosi inne konflikty i może spowodować eskalację, czego byśmy nie chcieli. Mam jednak wrażenie, że część dąży do tego, żeby coś się niedobrego na tych ulicach stało. Opozycja, jeśli nie może wygrać wyborów w sposób demokratyczny, to chciałaby obalić władzę w sposób niedemokratyczny. To kontynuacja tego, co dzień po wyborach w 2015 roku ogłosiła Platforma Obywatelska, „ulica i zagranica” – podsumował Karol Rabenda.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj